EN

6.11.2021, 15:15 Wersja do druku

Tu był kawałek wolnej Polski

Powstanie filharmonii i jej działalność, gdy Polska była w niewoli, to piękne świadectwo i dowód na to, iż wysiłkiem wspaniałych patriotów w czasie zaborów pielęgnowano polski repertuar muzyczny -  z okazji 120-lecia Filharmonii Narodowej pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Możemy sobie dziś wyobrazić, jak 120 lat temu wyglądał wieczór 5 listopada w świeżo wybudowanym gmachu przy ulicy Jasnej w Warszawie. Był to dzień bardzo ważny dla Polaków, swoją działalność rozpoczynała nowa instytucja, Filharmonia Warszawska. Gdy za pulpitem dyrygenckim stanął pierwszy muzyczny dyrektor filharmonii i dyrygent, Emil Młynarski, nie od razu rozpoczął się koncert, ta chwila przerwy była potrzebna na odegranie i odśpiewanie „Mazurka Dąbrowskiego”. Oczywiście w ciszy, w myślach. Był to wszak 1901 r., cała Polska pozostawała pod zaborami. A Warszawa była szczególnie pilnowana, by żadne narodowe przedsięwzięcia nie miały miejsca. Tym bardziej może radosnym zdumieniem napawać fakt, iż filharmonia powstała.

Ileż to wysiłku wielu osób musiało się złożyć na to, by tego wyjątkowego listopadowego wieczoru w pięknej, wielkiej sali koncertowej wspaniałego budynku, zaprojektowanego przez architekta Karola Kozłowskiego w stylu eklektycznym, wzorowanym na Operze Paryskiej, mogli zebrać się elegancko ubrani Polacy, by wraz z artystami na scenie przeżyć wielkie uniesienie patriotyczno-narodowe. Zwłaszcza gdy do fortepianu zasiadł Ignacy Jan Paderewski, kompozytor, jeden z najwybitniejszych pianistów świata, a w przyszłości mąż stanu, który wraz z zaprzyjaźnionym Romanem Dmowskim przyczynił się do odzyskania przez Polskę niepodległości. Ale to dopiero zdarzy się za siedemnaście lat. Po drodze będą jeszcze pierwsza wojna światowa (1914 r.) i rewolucja bolszewicka w Rosji (1917 r.), co nie było przecież obojętne dla naszej przyszłości.

Dzieło polskich patriotów
Na razie jednak jest listopadowy wieczór 1901 r., trwa koncert inaugurujący działalność Filharmonii Warszawskiej. Gdy spod palców Paderewskiego popłynęła muzyka Chopina, gdzie w każdej nucie czuło się polskość, niektórzy nie mogli powstrzymać łez wzruszenia. Tego wieczoru, w tym budynku, przez kilka godzin czuli się tak, jakby żyli w wolnej, niepodległej Polsce. W swojej ukochanej Ojczyźnie.

Filharmonia miała mieć w nazwie „Narodowa”, tak jak zabiegali o to jej inicjatorzy, m.in. Emil Młynarski, Ignacy Jan Paderewski, a także arystokraci: Lubomirscy, Zamoyscy, Tyszkiewiczowie. Ale się nie udało. I tak niemal cudem uzyskano zgodę cara na wzniesienie filharmonii w Warszawie, bo wiadomo było, że będzie tu kultywowana polska kultura narodowa. A przecież jednym z naczelnych zadań zaborcy był program rusyfikacji naszego Narodu. Polska twórczość narodowa była tępiona.

Tak więc już samo powstanie filharmonii, a przy tym koncert inauguracyjny, na który złożyły się wyłącznie polskie utwory, było naprawdę aktem szczerego, ale i odważnego patriotyzmu, wszak na zewnątrz szalała cenzura. Powstanie filharmonii i jej działalność, gdy Polska była w niewoli, to piękne świadectwo i dowód na to, iż wysiłkiem wspaniałych patriotów w czasie zaborów pielęgnowano polski repertuar muzyczny. Przy okazji trudno nie zauważyć – co zabrzmi wręcz paradoksalnie – że właśnie pod zaborami więcej grywano polskiej muzyki aniżeli dzisiaj.

Wielcy artyści w Warszawie
Dość szybko, bo jeszcze przed pierwszą wojną światową, jak również w okresie międzywojennym, miejsce to stało się głównym ośrodkiem życia muzycznego w Polsce. A wysoki poziom prezentowanych tu wydarzeń sprawił, że Filharmonia Warszawska była postrzegana jako jedna z najważniejszych instytucji muzycznych w całej Europie. Na scenie filharmonii wystąpili jako dyrygenci i soliści ówcześni słynni artyści nie tylko Europy, ale i świata, jak m.in.: Edvard Grieg, Vladimir Horowitz, Siergiej Prokofiew, Siergiej Rachmaninow, Maurice Ravel, Artur Rubinstein, Richard Strauss. I tak by trwało, gdyby nie druga wojna światowa. Niemieckie naloty na Warszawę doszczętnie zburzyły gmach filharmonii. Nie mówiąc już o tym, że ogromna część zespołu artystycznego, członków orkiestry, solistów zginęła.

Po wojnie trzeba było wszystko odbudowywać. Nie tylko sam gmach, lecz także zespół artystyczny. Odbudowa trwała dość długo, nowa filharmonia stanęła w 1955 r., już niestety w zupełnie innej szacie stylistycznej. Za to z przynależną jej nazwą jako Filharmonia Narodowa.

5 listopada odbył się koncert uświetniający 120-lecie Filharmonii Narodowej. W programie, który zabrzmiał pod batutami trzech ostatnich w kolejności dyrektorów tej instytucji: Antoniego Wita, Jacka Kaspszyka i Andrzeja Boreyki (obecny dyrektor), znalazła się wprawdzie tylko polska muzyka Witolda Lutosławskiego, Karola Szymanowskiego, Krzysztofa Pendereckiego i Jana A.P. Kaczmarka, ale niestety zabrakło najważniejszego – Fryderyka Chopina. A to, że niedawno zakończył się konkurs chopinowski, gdzie mogliśmy do woli nasłuchać się jego muzyki, nie usprawiedliwia braku kompozytora w tak ważnym jubileuszu, mającym przecież nawiązywać do tamtego pamiętnego wieczoru listopadowego.

Tytuł oryginalny

Tu był kawałek wolnej Polski

Źródło:

„Nasz Dziennik” nr 258/6-7.011

Link do źródła