EN

23.07.2024, 11:40 Wersja do druku

Przestrzeń na eksperyment

29 i 30 lipca na Scenie Malarnia Teatru Wybrzeże odbędą się dwa pokazy Snu nocy letniej Williama Szekspira w reżyserii Miłki Dziasek, studentki V roku warszawskiej Akademii Teatralnej. Spektakl w formule work in progress jest częścią konkursu o Nowego Yoricka 28. Festiwalu Szekspirowskiego. Z Miłką Dziasek rozmawia Monika Mioduszewska.

fot. Mateusz Dąbrowski/ mat. teatru

Jesteś w procesie. Work in progress. Jak ci w tym jest? 

Cieszę się, że złapałam wspólny język z aktorami. Jestem bardzo podekscytowana. Mamy video, tancerkę, która pomaga nam też z choreografią oraz muzykę specjalnie skomponowaną dla nas, więc jest to dość duży projekt - nie jest to dwuosobowa scena w podkoszulkach i getrach. 

Wygrałaś konkurs na eksplikację reżyserską dotyczącą spektaklu szekspirowskiego w ramach nagrody o Nowego Yoricka. Czym przekonałaś komisję w Teatrze Wybrzeże?

Surrealizm to estetyka, która w moim odczuciu jest nam dziś potrzebna i która wciąż wydaje się być zasilająca twórczo. Zarówno Adam Orzechowski, jak i Radosław Paczocha zgodzili się, że mój Sen to ciekawa koncepcja pod kątem wizualnym, teatralnym i też w kontekście metody pracy z aktorami. Dyrektor Adam Orzechowski widział wcześniej moją Viridianę na Forum Młodej Reżyserii, więc pewnie zdążył wtedy choć trochę poznać moją wrażliwość artystyczną. 

Zdaje się, że twój Scen nocy letniej będzie innym snem niż sobie wyśnił Szekspir? 

Jesteśmy dość mocno oddaleni od tego tekstu, ale nie całkowicie. Po pierwsze, znajdujemy się w perspektywie kobiecej. Mamy kilka głównych bohaterek - właściwie jedną, ale ona przeżywa historie kilku jednocześnie. Ciekawe i ważne dla mnie jest zbudowanie i wydobycie potencjałów szekspirowskich bohaterek. Tytania w Śnie nocy letniej nie zajmuje tyle miejsca, ile ja bym chciała, żeby zajmowała. Zrobiłam więc taką zabawę dramaturgiczną - poprzestawiałam ten tekst na swój użytek. Głównym sensem są także sny, ale u nas to sny jednej osoby. 

Czy widzowie, którzy przyjdą na to przedstawienie rozpoznają Szekspira?

Myślę, że go odnajdą. Może nie w fabularnym sensie, ale z pewnością poczują smaki, atmosferę i mam nadzieję, że też wrażliwość Szekspira. To, co teraz robię, nie jest fragmentem Snu nocy letniej, ale moją wariacją na temat tej sztuki - w większości jednak nasz scenariusz jest zbudowany na tekście Szekspira.

Kiedy myślisz o sformułowaniu work in progress, to czym to dla ciebie jest? Czy jest to spektakl?

Chcę o tym myśleć jak o zamkniętej całości. Bardzo trudno by mi się pracowało z poczuciem, że robię jakiś kawałek. Zwłaszcza w tej historii, którą chcę opowiedzieć, jedna czy dwie sceny nie mają sensu. Musimy opowiedzieć drogę bohaterki. To, co mi daje work in progress, to mniejsze ciśnienie i poczucie, że coś może się nie udać, że ograniczona scenografia, mniejsza ilość prób niż zwykle, mnie nie stresują. Zdaję sobie też sprawę z ograniczeń takiej formuły, ale na przykład od razu poczułam, że bardzo chcę mieć muzykę skomponowaną i dedykowaną temu konkretnemu spektaklowi. Poczułam, że chcę opowiedzieć tę historię muzyką właśnie. Dlatego z niej nie zrezygnowałam, nie potrafiłabym. To co jest jednak dla mnie największą wartością formuły work in progress, to przestrzeń na eksperyment, możliwość spróbowania różnych nieoczywistych, tajemniczych rozwiązań twórczych. 

Przemierzasz teraz teatralne korytarze, zaglądasz do pracowni, magazynów. Czy to twoje pierwsze spotkanie z profesjonalnym teatrem po szkole? 

Po szkole chyba tak. W trakcie asystentury w Teatrze Lalka, przy Trąbce do słuchania, miałam okazję zaglądać do teatralnych zakamarków. Mam też doświadczenie z Opery Narodowej, bo w czasie studiów byłam inspicjentką. Tam miałam niezwykłe doświadczenie poznania teatru od podszewki. Natomiast jako reżyserka robię to pierwszy raz. 

I jak się z tym czujesz? Oczekiwania versus rzeczywistość.

Bardzo się cieszę, że pracuję w Trójmieście, bo strasznie je lubię. Jestem bardzo podekscytowana. Czuję stres i odpowiedzialność, ale jednak przede wszystkim, ekscytację. Urodziłam się w Krakowie, studiuję w Warszawie, a robię teatr w Gdańsku. Myślę, że to całkiem niezłe połączenie.

Czy Nowy Yorick to duża szansa dla początkujących reżyserów?

Myślę, że tak. Na pewno jest to okazja, żeby zaprosić dyrektorów teatrów na swoje przedstawienie, a to potencjalnie daje szansę na przyszłą pracę. 

fot. Mateusz Dąbrowski/ mat. teatru

Od początku chciałaś zrealizować swój pomysł w Teatrze Wybrzeże? W konkursie o Nowego Yoricka była jeszcze możliwość reżyserowania w Teatrze Horzycy w Toruniu i warszawskim Teatrze Studio.

To teatry wybierały pomysły reżyserów. Wybrał mnie Gdańsk i Toruń. Ale moim największym marzeniem był Teatr Wybrzeże. Mam nadzieję, że Toruń się nie obrazi (śmiech). Po rozmowie w Gdańsku poczułam się zrozumiana. Radek Paczocha i Adam Orzechowski kupili mój pomysł i poczułam, że fajnie by było tu być. 

Jesteś na piątym roku Akademii Teatralnej. Przed tobą jeszcze dyplom. Jak to jest studiować reżyserię? 

Muszę przyznać, że moje oczekiwania wobec szkoły były duże. Mamy chyba często przed rozpoczęciem studiów jakieś niezwykłe wyobrażenia o szkołach teatralnych. Podsumowując te pięć lat, mogę powiedzieć, że szkoła dała mi bardzo dużo dobrego; odkryła terytoria i rejony, których się nie spodziewałam. Mam poczucie, że akademia daje studentom przygotowanie do zawodu i daje możliwość spróbowania się w różnych estetykach, co daje później lepsze możliwości w pracy. Oczywiście są też momenty rozczarowań, ale teraz nie chcę się na nich skupiać bo nadchodzi czas pożegnania ze szkołą i wkroczenia w nowy etap. Czuję, że to jest dobry moment, żeby wchodzić w zawód. Czekam na to i się cieszę.

Dlaczego postanowiłaś zostać reżyserką? 

Kiedy byłam dzieckiem, jeździliśmy z rodziną często do Zakopanego. W Dolinie Strążyskiej stały takie puste bacówki, w których z moimi kolegami Piotrkiem i Sebastianem, robiłam przedstawienia. Wtedy się zaczęło. Byłam też w szkole muzycznej. Lubiłam  występować. Jako 13-latka postanowiłam, że pójdę na reżyserię. Ale przed reżyserią skończyłam filozofię. Chciałam wcześniej zrobić jakieś studia teoretyczne.

Czyli jak w dawnych czasach, kiedy nie można było pójść na reżyserię bez dyplomu z innego kierunku? 

Poszłam tą drogą i bardzo się cieszę, bo filozofia była wspaniałą przygodą.  

Trzeba mieć trochę w sobie, żeby reżyserować? 

Chyba tak. Filozofia daje nowy język do opowiadania o świecie. 

Jak byś chciała zaprosić publiczność na swój pokaz? 

To jest sen. Jest w nim wiele tajemnic nieświadomości: popędowości, lęku, traum. Zapraszam do wspólnego odkrywania z nami tych tajemnic. Mam nadzieję, że przez tę krótką godzinę coś sobie wspólnie wyśnimy. 

Dziękuję za rozmowę.

Źródło:

Materiał nadesłany

Wątki tematyczne