EN

19.03.2021, 10:47 Wersja do druku

Pogranicze ciągle w drodze. Ciągle szuka, wydobywa, upomina się

- Pamiętam to niedowierzanie ludzi na początku i ich pytania: Czy wy tu zostaniecie? I kiwanie głowami. To artyści, a jak artyści, to zaraz odjadą w świat. Artyści zawsze odjeżdżają. A jednak nie daliśmy się porwać w świat - mówi Krzysztof Czyżewski, szef Ośrodka Pogranicze w Sejnach.

fot. Dominik Kulaszewicz/PAP

Ośrodek Pogranicze. Rozmowa z Krzysztofem Czyżewskim

Monika Żmijewska: Mija 30 lat od powstania Ośrodka Pogranicze - sztuk, kultur, narodów w Sejnach. 30 lat twórczej pracy, projektów tworzonych z mieszkańcami, programów, dzięki którym to świat przybywa do Sejn. W połowie marca mieliście rozpocząć świętowanie okrągłej rocznicy.

Krzysztof Czyżewski, szef Ośrodka Pogranicze: - W roku jubileuszowym chcieliśmy podziękować wszystkim ludziom spotkanym na naszej drodze. W planach na początek mieliśmy m.in. koncert Orkiestry Klezmerskiej, premierę płyty „Misterium Mostu” z udziałem kompozytora Pawła Szymańskiego, wystawę o staroobrzędowcach, premiery - m.in. spektaklu kolejnej generacji „Kronik Sejneńskich”, nowej kolekcji filmowej „Opowieści Mojego Domu”, czy „Subiektywnych Map Sejn”. Do tego spotkania, rozmowy… Z powodu pandemii te działania musimy przesunąć, aż do chwili, gdy sytuacja się trochę uspokoi. Może późną wiosną się uda? A może latem?

Ponad 30 lat temu przywędrowaliście barwnym taborem na Sejneńszczyznę i już tu zostaliście: Ty, Małgorzata Sporek-Czyżewska, Bożena i Wojciech Szroederowie. Początek lat 90. to był szczególny moment - zmieniało się wszystko, zaczynała się transformacja, wy też postanowiliście osiąść w zupełnie nowym miejscu. Jakie były te początki?

- Nim w 1991 roku w Sejnach powstał Ośrodek Pogranicze, rok wcześniej powołaliśmy Fundację Pogranicze - stąd też o jubileuszu myślimy jako o czymś otwartym: na +1, ale także na to, co przed nami. Wtedy, w połowie 1990 roku, ruszyliśmy z Podróżą na Wschód. To było pierwsze przedsięwzięcie Fundacji, projekt realizowany z teatrami „Arka” z Poznania i „Berg” z Czarnej Dąbrówki na Kaszubach. Wielomiesięczna wyprawa twórców teatru alternatywnego, animatorów i pedagogów przez pół Polski. Po drodze prezentowaliśmy spektakle, śpiewaliśmy dla mieszkańców mijanych wiosek, zbieraliśmy pieśni, dołączali do nas goście, mieliśmy wykłady, warsztaty… I tak jesienią 1990 roku dotarliśmy do Sejn. Przyjechaliśmy jako teatr, więc chcieliśmy się od razu teatrem podzielić. Ale też wiedzieliśmy, że chcemy zostać. Jesienią Rada Miejska w Sejnach przyznała nam część pomieszczeń dawnej jesziwy - szkoły talmudycznej, gdzie mieliśmy naszą pierwszą siedzibę. Pieniądze na remont dała Fundacja Andrzeja Wajdy, wówczas senatora ziemi suwalskiej. Zorganizowaliśmy pierwsze wydarzenie w synagodze: sąsiedzki krąg „Pieśni Starowieku”. W styczniu 1991 roku wojewoda suwalski zarejestrował powstanie Ośrodka Pogranicze. Emocje, które towarzyszyły początkom, były nadzwyczajne.

I tak zajęliśmy się poznawaniem i uczeniem Pogranicza, przekładaniem jego doświadczenia i etosu na język sztuki i filozofii. Stworzyliśmy wiele programów. Przeszliśmy drogę od „Spotkania Innego” i „Otwartych regionów Europy Środkowowschodniej” do Międzynarodowego Centrum Dialogu i „Małego centrum świata”. Ale tak naprawdę trudno to wszystko, całe 30 lat, dziś podsumować. Dla mnie raczej ważniejsza jest myśl, co jest do zrobienia jeszcze.

To nieustanna droga?

- Takie mamy poczucie w zespole: że jesteśmy ciągle w drodze. Od naszego pierwszego działania do dziś ciągle jesteśmy w drodze. Od rozpoznania, czym jest Pogranicze, jaki bagaż dziedzictwa duchowego eksplorujemy, aż po świadomość, że powinniśmy iść w stronę „Małego centrum świata”.

Co to znaczy?

- Trzeba docenić siłę „Małego”. Cieszyć się z tego, że to nasze centrum jest małe. Że można świat sprowadzać właśnie tu. I jednocześnie mieć coś do powiedzenia światu. „Małe” też może włączyć się do rozmowy o tym, jaki powinien być świat. „Małe centrum świata” to nasza propozycja dla innych: nie bójcie się „Małego”, nie poddawajcie się myśli, że wszystko musi być duże. Duże chce monopolu na wszystko. Tymczasem „Małe” też zmienia świat. Chodzi o to, by tych „Małych centrów świata” było więcej, trzeba je budować. Z tego 30-letniego doświadczenia zrodziła się nam właśnie taka filozofia.

Przez ten czas nasza rola polegała na próbie przełożenia opowieści tej ziemi na innowacyjny język współczesny. To był nasz warsztat: z jednej strony zbieranie dziedzictwa, a z drugiej - nadanie mu ruchu, kontynuacji. Zbudowaliśmy to w oparciu o pracownie artystyczno-edukacyjne, czerpiąc źródło z lokalnej historii, sąsiedzkiej pamięci, duchowego dziedzictwa ludzi pogranicza. A także z twórczej wyobraźni dziecka i otwartości mieszkańców.

Musieliście coś po drodze przeformułować w swojej pracy?

- Oczywiście - musieliśmy się nauczyć, jak to wszystko robić. Jak budować wspólnie z innymi. Przeszliśmy długą drogę - od takiego rozumienia artysty, jako kogoś, kto pragnie wyrażać swój geniusz, do tego, że artystą jest także ten, który potrafi geniusz wydobyć z innych, dostrzec i wydobyć genius loci. To jest już zupełnie inny warsztat. Słowem - z artystów skoncentrowanych na wyrażaniu siebie, staliśmy się artystami uwalniania geniuszu ukrytego w każdym miejscu i w każdym człowieku. Tak mogła powstać choćby nasza Orkiestra Klezmerska, czy różne inne projekty. Gdy jesteśmy gdzieś na festiwalu w Polsce, czy za granicą, wielu słuchającym trudno uwierzyć, że wszyscy ci muzycy są z jednego miasteczka. Na tym polega wiara w miejsce. Jeśli tylko się na kogoś, na coś otworzymy, to okaże się, że geniusz jest w każdym miejscu.

Zastanawiam się, czy obserwujący was w latach 90. mieszkańcy Sejn, mogli sobie wyobrazić, że za 30 lat ciągle tu z nimi będziecie.

- Pamiętam to niedowierzanie ludzi na początku i ich pytania: Czy wy tu zostaniecie? I kiwanie głowami: to artyści, a jak artyści, to zaraz odjadą w świat, zawsze odjeżdżają. A tu mija właśnie 30 lat, kiedy nie daliśmy się porwać w świat, choć oczywiście ciągle pozostajemy z nim w dialogu i ze swoją pracą docieraliśmy w różne miejsca. Ale to Sejny i Krasnogruda, Suwalszczyzna i Podlasie pozostają dla nas najważniejszym locus mundi, któremu najwięcej zawdzięczamy i któremu pozostajemy wierni.

I to też jest świadectwo naszej filozofii. Że możemy być i w Sejnach, i w słynnym nowojorskim teatrze La Mama, gdzie nasi młodziutcy aktorzy pokazali spektakl „Kroniki sejneńskie”. Że do nas mogą przyjechać fantastyczni muzycy z całego świata, i że nasza Orkiestra Klezmerska może się znaleźć na wirtualnym balkonie Metropolitan Museum of Art wraz z Davidem Krakauerem i Kathleen Tagg [w ramach cyklu koncertów online Balcony Bar from Home na Facebooku MMA kilkanaście dni temu umieszczono fragmenty nagrania „Misterium Mostu” sprzed kilku lat z udziałem Krakauera, Orkiestry Klezmerskiej Teatru Sejneńskiego i innych artystów; nagranie jest ciągle dostępne - red.]. Nie zapraszamy znakomitych twórców do nas tylko na pokaz czy jakąś prezentację, ale do współpracy. Zależy nam na współtworzeniu, spajaniu, łączeniu. Nie chcielibyśmy, by ktoś do nas przybył i wybył, i by nic z tego przybycia nie wynikło. Zawsze myślimy tak: nawet jak coś się wydarzy, to co z tego wyniknie następnego dnia? Jak od tego wydarzenia można przeciągnąć nitkę dalej? Stąd też mamy właśnie m.in. „Misterium Mostu”, które zaczęło się od Wioski Budowniczych i stało się jej finałem. I doprowadzamy do niego 22 sierpnia.

Zresztą tym właśnie jest Pogranicze - to ciągłe szukanie, ciągłe niedopełnienie. Zawsze jest tu coś niewydobyte, zapomniane. Zawsze czujemy, że jeszcze może trzeba coś zrobić, że jeszcze o to, i o tamto trzeba się upomnieć. Jest jak mozaika, do której brakuje jakiegoś szkiełka. Jak gra szklanych paciorków - zresztą program o takiej nazwie realizowaliśmy z uczniami i nauczycielami. W tym wszystkim chodzi o to, by nie tylko opowiedzieć swoją historię, ale by dopełniała się ona z innymi i wspólnie iskrzyła. Jeśli więc mowa o powstaniu sejneńskim, to jak się to łączy z historią Litwinów? Albo jeśli Baranauskas, to co on wspólnego ma z Miłoszem? Praca na Pograniczu to ciągle gra szklanych paciorków.

Co było i jest najtrudniejsze w pracy na Pograniczu?

- Pogranicze niesie bolesną pamięć - konfliktów, uprzedzeń, napięć. Gdy zaczynasz się w to wgłębiać, jest się konfrontowanym z wyrazem czyjegoś bólu. Widzisz, że coś jest ciemne, ale czujesz, że to nie jest cała prawda, że za tym może się skrywać też jakaś dobra pamięć, jakieś światło. Jednocześnie ma się świadomość, że to, co zostało rozbite, staje się bardzo trudne do wyrażenia. Najtrudniejsze jest więc znalezienie języka, który pozwoli dobrej pamięci wyjść na zewnątrz, wydobyć gest życzliwości. One są ukryte w ludziach, ale bardzo trudno je wydobyć. Rzecz w tym, by nie robić tego w sposób lukrowany, ale wiarygodny. By nie banalizować, nie zakryć prawdy. To jest trudne wyzwanie.

Po przyjeździe tutaj musieliśmy zapracować na zaufanie. Ludzie musieli czuć, że nie przyjechaliśmy z misją, że coś poświęcamy. Musieli czuć, że przyjechaliśmy, by właśnie tu spełnić swoje marzenia, że wierzymy w to, iż robimy coś najważniejszego na świecie. Musieli mieć poczucie, że nie pójdziemy dalej sami, bez nich.

Marzenie udało się spełnić?

- O tak! Sam się dziwię, ile udało się nam tych marzeń spełnić. Przymierzamy się do zrobienia nowej strony internetowej, nagle w jednym miejscu widzę, ile tego wszystkiego jest. Ale staram się jednak mniej myśleć o tym co za nami, a bardziej o tym, co przed nami. Nasza intuicja w zespole jest taka, by się nie zatrzymywać, tylko iść dalej. Ale też doszliśmy do wniosku, że czas podziękować. Nie przeszlibyśmy przez to wszystko bez pomocy i mądrości innych. Zaciągnęliśmy dług. Porównuję nasze doświadczenia przed Pograniczem z tym obecnym. Nasza wcześniejsza praca polegała na pozyskiwaniu pieśni, kulturowych starożytności. Robiło się spektakl, pokazywało i jechało dalej. Pogranicze jest natomiast próbą zatrzymania się i dania sobie czasu - by móc oddawać. Teraz jest czas, by to zrobić. Im więcej doświadczenia zdobywamy, pracując w innych wielokulturowych regionach i miastach świata, tym bardziej uświadamiamy sobie, że takiego Pogranicza nie stworzylibyśmy nigdzie indziej, że wszędzie indziej byłoby ono zupełnie inne, jeśli w ogóle miałoby szansę powstać i działać przez trzy dekady. To wszystko uświadamia nam, jak wiele zawdzięczamy ludziom, z którymi związał nas los. Tworzącym tak w przeszłości, jak i teraz zespół Pogranicza, dzisiaj w większości złożony z tutejszych mieszkańców. Naszym mistrzom i mentorom. Współpracownikom rozsianym po całym świecie. Sąsiadom, rodzicom, nauczycielom, samorządowcom, społecznikom.

Mam nadzieję, że w ciągu tego jubileuszowego roku będziemy mogli oddać innym 30 naszych darów, małych dzieł, ale też zainicjować nowe działania.

Tytuł oryginalny

Pogranicze ciągle w drodze. Ciągle szuka, wydobywa, upomina się [ROZMOWA Z KRZYSZTOFEM CZYŻEWSKIM]

Źródło:

„Gazeta Wyborcza - Białystok” online

Link do źródła

Wszystkie teksty Gazety Wyborczej od 1998 roku są dostępne w internetowym Archiwum Gazety Wyborczej - największej bazie tekstów w języku polskim w sieci. Skorzystaj z prenumeraty Gazety Wyborczej.