„Plath” Bożeny Keff w reż. Katarzyny Kalwat w STUDIO teatrgalerii w Warszawie. Pisze Michał Centkowski w „Vogue Polska”.
Plath interesuje mnie jako swego rodzaju kulturowe zombie – mówi Katarzyna Kalwat, reżyserka spektaklu w warszawskim Teatrze Studio, której bohaterką jest właśnie tragicznie zmarła prawie 60 lat temu poetka i pisarka.
Za oknami schludnego domu przy Fitzroy Road 23, należącego kiedyś do Williama Butlera Yeatsa panował dojmujący chłód. Zima roku 1963 była w Londynie wyjątkowo sroga. Rankiem 11 lutego Sylvia Plath przyniosła swoim dzieciom śniadanie i otworzyła okno w ich pokoju. Sama zamknęła się w kuchni i starannie uszczelniła drzwi ręcznikami. Otworzyła piekarnik, odkręciła gaz. Na biurku zostawiła przygotowany do druku tom Ariel i inne wiersze. Miała 31 lat. „Było mi obojętnie i bardzo pusto – tak musi być w oku cyklonu” – mówiła Esther Greenwood, narratorka autobiograficznej książki Szklany klosz, która ukazała się zaledwie miesiąc przed śmiercią Plath. To nie była pierwsza próba samobójcza znakomicie zapowiadającej się poetki. Urodzona w Bostonie w 1932 roku Sylvia, od najmłodszych lat zdradzała talent literacki. Gdy skończyła 22 lata, matka podarowała jej dziennik, który prowadziła do końca życia. „Nauczyłam się czerpać z mojej dziwaczności” – pisała.
Życiu oraz twórczości Plath, jednej z najbardziej fascynujących poetek amerykańskich XX wieku, poświęcono kilka biografii, wiersze, piosenki. Inspirowała Elfriede Jelinek i Lanę del Rey. W głośnej ekranizacji jej losów z 2003 roku znakomicie sportretowała ją Gwyneth Paltrow. Teraz tragicznie zmarła poetka stała się tytułową bohaterką nowego przedstawienia Teatru Studio. Spektakl oparty na tekście Bożeny Keff – autorki głośnego Utworu o Matce i Ojczyźnie – Sylvia Plath nie jest historią biograficzną, choć konstrukcja widowiska przypomina klasyczną przypowieść zamykającą w sobie całe życie bohaterki. Przedstawienie traktuje o figurze kobiety-artystki, badając mechanizmy kulturowej opresji. – To, co jest dla mnie istotne dzisiaj, gdy myślę o Sylvii Plath, to jakiś rodzaj napięcia między radykalnym dążeniem do doskonałości, a jednocześnie trudnością, czy wręcz niemożliwością sprostania tej doskonałości, życiowej, twórczej, artystycznej – mówi Katarzyna Kalwat, reżyserka spektaklu. – Plath interesuje mnie jako swego rodzaju kulturowe zombie – byt nieustannie poszukujący zewnętrznego potwierdzenia swojej wartości, swojego idealnego wizerunku. Dziedziczna choroba psychiczna – leczone wówczas elektrowstrząsami zaburzenie afektywne dwubiegunowe, na które cierpiały jej babka i matka – przedwczesna śmierć ojca, wreszcie toksyczne małżeństwo z Tedem Hughesem... Plath całe życie zmagała się nie tylko z osobistymi dramatami, ale i trudnym do udźwignięcia ciężarem kulturowych ról i społecznych oczekiwań. Perfekcyjnej żony, matki, wreszcie artystki, pisarki. I właśnie na tych wątkach skupiają się twórczynie warszawskiej inscenizacji. – Sylvia reprezentuje dla nas taki rodzaj kondycji, w którym przed poczuciem porażki, przed przerażającą pustką wewnętrzną jest cię w stanie uratować tylko poczucie władzy, uznania. Radykalnie ucieleśniasz więc to, co może przynieść ci ulgę – czyli sukces – wskazuje Kalwat. – Tylko poczucie wielkości może uchronić cię przed upokorzeniem i bólem.
Osobnym bohaterem spektaklu staje się kobiece ciało stanowiące dziś, podobnie jak w Ameryce połowy XX wieku, nieustanne pole bitwy, poligon, na którym testuje się granice opresyjnej władzy. Plath jest opowieścią o ciągłej konieczności kontrolowania wizerunku, zaspokajania patriarchalnych roszczeń na poziomie ciała, instytucji, małżeństwa, szkoły. „Uważam, że należy nauczyć się kontrolować i manipulować doświadczeniami i uczuciami, niezależnie od tego, jak bolesne by one nie były” – pisała autorka Szklanego klosza. Nie przypadkiem ważną inspiracją dla twórczyń spektaklu są prace uznanej polskiej artystki i performerki Teresy Tyszkiewicz. Zmarła przed dwoma laty artystka w swojej pracy przyglądała się narzędziom społecznej, kulturowej i politycznej kontroli ciała. Zarówno w jej wczesnych filmach, jak i w późniejszych dziełach budowanych z tysięcy szpilek wkłuwanych z twarde podłoże, widać wyraźnie próbę odzyskiwania siebie poprzez autoagresywne, powtarzalne akty twórcze. – Ta idea koresponduje z tekstami Rosi Braidotti dotyczącymi przedefiniowania podmiotu i jego ciągłego stawania się poprzez rozpoznanie własnych ograniczeń i progów bólu – wyjaśnia reżyserka. Eseje wpływowej włoskiej filozofki feministycznej stanowią kolejny istotny kontekst przedstawienia. Sylvię Plath można czytać jeszcze w innej perspektywie.
Kalwat, jedna z najciekawszych reżyserek młodego pokolenia, pracując na sztucznych modelach rzeczywistości, w swoich spektaklach bada granice i możliwości teatralnego medium. Nieustanna potrzeba patrzenia i przeglądania się w innych, mediatyzacja ciała, konieczność ciągłego „per-formowania” siebie, tak istotne dla kondycji tytułowej bohaterki, stanowią przyczynek do metateatralnej refleksji. Autorki spektaklu stawiają pytania o potrzeby publiczności, ale i pragnienia twórców, aktorów. O sens bycia w teatrze, na scenie, sens przyglądania się obrazom, także obrazom cierpienia. I są w tym, na swój sposób, bliskie refleksji Susan Sontag. – To jest przedstawienie o idei teatru dzisiaj – mówi Kalwat. Intymna, naznaczona bólem i melancholią twórczość Plath była dla niej ratunkiem, formą terapii, wyzwolenia, próbą okiełznania rozpadającej się rzeczywistości. A jednocześnie przejmującym zapisem zmagań z psychiczną chorobą i prób wpasowania się w ciasny gorset norm i konwencji. „Jej wiersze są pełne ekscytacji. Ekscytacji umysłu, która sama z siebie drwi i odziera się do naga. Są bezwzględne i poruszające” – pisał o jej twórczości poeta Seamus Heaney.
I choć Sylvia Plath jest przede wszystkim przedstawieniem o niemożliwości sprostania oczekiwaniom oraz niszczycielskiej sile kulturowych wzorców, Keff i Kalwat próbują odnaleźć wyjście z pułapki, wskazując swej bohaterce drogę inną od tej, którą w mroźny lutowy poranek wybrała poetka.
***
Bożena Keff, Sylvia Plath, reż. Katarzyna Kalwat, Teatr Studio w Warszawie. Premiera 26 maja.
Tekst ukazał się w majowym wydaniu magazynu Vogue Polska, nr 5/2022