EN

23.12.2023, 12:44 Wersja do druku

Pleć, panie Fredro trzy po trzy, pięknie i długo

„Trzy po trzy” Aleksandra Fredry w reżyserii Michała Chorosińskiego w Teatrze Klasyki Polskiej w Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze Dla Wszystkich.

fot. Maciej Mikulski / mat. teatru

Rok 2023, w którym obchodzono 230. rocznicę urodzin Fredry (pisarz przyszedł na świat 20 czerwca), został ogłoszony rokiem hrabiego Aleksandra. W ten sposób uczczono  najwybitniejszego polskiego komediopisarza, a także poetę, bajkopisarza i pamiętnikarza oraz żołnierza, co cieszy ogromnie. Pozostaje pytanie – dlaczego dopiero teraz? Przecież fenomen pisarstwa Fredry polega na tym, że jego wnikliwe studium ludzkich wad, przywar i zachowań wraz z upływem lat nie ulega dezaktualizacji. Dowcip, finezyjność i trafna analiza obyczajowości oraz stosunków między narodami (tak!) są uniwersalne, jedyne w swoim rodzaju. Twórczość wybitnego dramatopisarza, doceniana jako całość, jawi się dziełem wielowymiarowym, z częstym (zwłaszcza w późniejszych utworach) elementem filozoficznym, refleksyjnym. Dostrzegają to niektórzy twórcy teatru i sięgają po tę część dorobku Fredry, która  popadła w zapomnienie albo bardzo rzadko gości na scenach. Czas porzucić przekonanie o wyłącznie radosnym, pełnym humoru, bez cienia goryczy stosunku autora „Dożywocia” do rzeczywistości i świata. Jego utwory są znacznie bogatsze w znaczenie, choć nic złego przecież w umiłowaniu wciąż popularnego choć ograniczonego kanonu znakomitych komedii, stale kochanych przez publiczność. Teatr Klasyki Polskiej, który chce przypominać i pokazywać widzom najwybitniejsze dramaty narodowe, arcydzieła literatury napisane po polsku, realizowane z wnikliwością i najwyższą starannością, tym razem proponuje adaptację pamiętników Fredry. Warto pamiętać, że był on też uczestnikiem kampanii napoleońskich i jest autorem niezwykłych wspomnień z tej epoki, uznanych przez krytyków za klasykę i wyjątkowe dzieło literatury pamiętnikarskiej. „Trzy po trzy” w reżyserii Michała Chorosińskiego to wytrawna zabawa czystym słowem, wpleciona w obraz szalonej młodości, w  pełne ironii, przewrotności i sarkazmu spojrzenie starszego pana na przeżycia i doświadczenia wojenne. Nie brak tu rubasznego humoru, mniej lub bardziej gorzkich anegdot i pikantnych dowcipów, które twórcy spektaklu eksponują w odpowiedni sposób.

Najznamienitszy komediopisarz okresu polskiego romantyzmu bawił się pisząc swoje utwory i chciał bawić widza teatralnego. Jego świat wypełnia plejada postaci oryginalnych, niepowtarzalnych, o charakterze mniej lub bardziej komediowym, zawsze naznaczonych zróżnicowanymi cechami indywidualnymi. To wszystko naraziło go na ostre ataki ze strony Seweryna Goszczyńskiego, potem jeszcze Edwarda Dembowskiego, Aleksandra Dunina-Borkowskiego oraz Juliana Bartoszewicza, którzy oprócz „braku ducha narodowego” zarzucali mu drugorzędny talent, uleganie wzorcom francuskim, a nawet niemoralność. Krzywdząca nieprzychylność krytyków sprawiła, że w 1839 Fredro zarzucił działalność literacką i przez kolejne piętnaście lat trzymał się swego postanowienia. Pisał jedynie „Trzy po trzy”, owe pamiętniki z czasów napoleońskich, początkowo jako rodzinną, nieprzeznaczoną do szerszej publikacji, „rozrachunkową” ciekawostkę i pamiątkę. „Powiem, co się stało, bo też nie mam innego celu, plotąc trzy po trzy, jak tylko bawić się, niby dziecko wolantem wspomnieniem lat przeszłych – przerzucać obrazki, których mniej więcej każdy nagromadzi w skarbonkę swojej pamięci” – pisał Fredro. Posługując się swobodnym, gawędziarskim językiem, nie trzyma się chronologii, a wielka historia dzieje się gdzieś w tle (w spektaklu owo „tło” czasem mocniej ubodzie, wysuwając się na plan pierwszy). „Prawda w oczy kole, może ukłuć i w uszy, o tym każdy opowiadający pamiętać powinien. […] Prawda tylko piękna! Prawda, prawda wielkie słowo. Ale z prawdą jak z ogniem, grzeje, ale i pali razem. Oby to chcieli poznać i pamiętać ci, co się weredykami lubią nazywać” – takie refleksje snuje autor, by zaraz przejść do anegdot związanych z niedogodnościami żołnierskiej codzienności i wojskowej służby.

Spektakl Chorosińskiego pozostaje wierny nie tylko literze, ale i duchowi tego nietypowego utworu. I nigdy nie przekracza granic dobrego smaku, choć pikanterii w wielu fragmentach nie brakuje… . Antoni Winch, autor adaptacji, wykorzystuje w scenariuszu kwestie pochodzące z tekstu i dokłada czasem inne (choćby z mocno rubasznej, erotycznej i niepozbawionej wulgaryzmów „XIII Księgi Pan Tadeusza”), a aktorzy żonglują nimi na scenie. Muszę przyznać, że choć czynią to w dynamicznym tempie, nie pozostawiają wrażenia chaosu – całość płynie wartko, jest spójna i zrozumiała nawet dla nieobeznanych z tą mało znaną stroną twórczości Fredry. Najznamienitszy komediopisarz okresu polskiego romantyzmu nie zarzuca w pamiętnikach swej ironicznej wnikliwości, dowcipu, trafnej analizy obyczajowości oraz charakterów ludzkich, aktualnych dawniej, aktualnych i dziś. Jego maksymami – podobnie jak w przypadku komedii – można by pointować obecną rzeczywistość, społeczną i polityczną. Typowy dla poety język, pełen finezyjności, stanowi dla aktorów przyjemne, choć trudne wyzwanie. Słowo mistrza wymaga bowiem dyscypliny i wypracowanej drogą ćwiczeń dykcji, wyczucia rytmu i technicznej wręcz precyzji. Mimo to, a może dzięki temu, odtwórcy ról Masek grają z klasyczną swadą, z upodobaniem „smakując” Fredrę. Znakomicie nawiązują nić porozumienia z publicznością, z przymrużeniem oka częstują słodką śliwką, ale nie zapominają o przesłaniu przedstawienia – analizie relacji między jednostką a zbiorowością, rozrachunku z przeszłością, z płonnymi pragnieniami Polaków. Tu kpina nabiera gorzkiego, wręcz sarkastycznego zabarwienia, rozprawa z mitem Napoleona jawi się wielce boleśnie (z historii znamy, niestety, kolejne, niespełnione nadzieje żywione w związku z innymi państwami). „Biada człowiekowi, którego los zawisł od drugiego, ale dwakroć biada narodowi, co zawisł od interesu innego narodu. Narody sumienia nie mają.” – stwierdza Fredro. 

Przewrotność i różne, często nieoczywiste niedopowiedzenia oraz wszelkie aluzje dobitnie podkreśla odtwórca roli Fredry – Łukasz Lewandowski. „Kochane dzieci moje” – zwraca się jako autor i narrator opowieści do swych słuchaczy. A czyni to z taką lekkością, naturalnością, że niemal wierzymy w autentyczność jego wcielenia. Prawdziwy dojrzały, stonowany świadek burzliwej historii oraz komentator młodości chmurnej acz czasem durnej. Niby od niechcenia i po mistrzowsku sypie powiedzeniami Fredry, które na stałe już weszły do kanonu polskiej literatury i do polszczyzny codziennej. Gra z przekonaniem, czasem powagą, innym razem z szelmowskim grymasem na ustach. Uśmiecha się cierpko, dorzuca coś do kwestii bohaterów swych wspomnień, przygląda się ich „zabawom” i celnie komentuje. Łukasz Lewandowski bezgłośnie odpowiada na reakcje widzów –  spojrzeniem czy delikatną, wielomówną mimiką. Pozostali aktorzy z równie wypracowaną wnikliwością kreują różne postaci realne bądź symboliczne, uwzględniając złożoność, ciemne i jasne tony fredrowskiego dzieła. Łapią w mig celne dygresje, gładko odgrywają anegdotyczne sytuacje. Dzięki nim widać, że w życiu szarego uczestnika kampanii rzadko królowały tryumfy, częściej było „chłodno, głodno i do domu daleko”. Leszek Zduń, czyli Maska trzecia, to nie tylko Napoleon, ale i szaraczek z aluzji, który potrafi wydobyć dwuznaczności i bawić się grą pozorów. Marta Dylewska jako Maska piąta, żywo, spontanicznie, z konieczną energią miesza powagę i smutek scen z czystym dowcipem. Ksawery Szlenkier, czyli Maska pierwsza, z równą wprawą wpisuje się w korowód groteskowych postaci, bez zawahania przechodząc od epizodu do epizodu, od snów o bogactwach, sławie do przyziemnej walki o łyżkę ciepłej kaszy. Odziany w barwny mundur Maciej Małys w roli Maski czwartej nie zawsze z dumą wypina znaczoną orderem pierś i pnie się po szczeblach zaszczytów. Częściej przełyka gorzką pigułkę pamiętnikarskich fraz, wczuwa się w cierpkość języka autora i zadumę. Podobnie Sebastian Skoczeń – Maska druga, entuzjastyczny w swej roli, pozbawionej nawet cienia taniego efekciarstwa czy banału.

Scenografia Marka i Macieja Mikulskich oraz kostiumy Anny Czyż pięknie komponują się z wymową i stylem inscenizacji, idealnie wpisując się w uniwersalizm spektaklu, choć przecież nawiązują do epoki romantyzmu. Dekoracja bez nadmiernych fajerwerków, umiejętnie eksponowana światłem, za jego reżyserię odpowiada Marcin Jaczkowski, tworzy dobre tło dla całości. Pasują do niej pomysłowe ubiory Anny Czyż (z dostrzegalnym, „kantorowskim” rysem), podkreślające charakter każdej z postaci – zmienny, ale czytelny. Muzyka Rafała Odrobiny, pomysłowe wykorzystanie pieśni Włodzimierza Gilewskiego z 1926 roku „Więc pijmy wino, szwoleżerowie” (znanej pod tytułem „Szwoleżerowie”) tworzy stabilne ramy przedstawienia i spaja całość, ubarwioną zmyślnie choreografią Jarosława Stańka.

Oglądając tak udaną adaptację pamiętników Fredry, można nacieszyć się bardzo dobrą realizacją, staranną reżyserią, docenić i kołysać ucho nieskazitelną dykcją aktorów, ich wyczuciem komizmu i groteskowości scen. Z przyjemnością smakować humor, melancholię i nostalgię tekstu i dostrzec – pod warstwą goryczy i żalu – ciepło i wiarę w siłę uczucia, którą autor  „Trzy po trzy” chce przekazać swoim czytelnikom. Panie Fredro, pan się nigdy ni zestarzeje, o czym przypomina Teatr Klasyki Polskiej i jego drużyna.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Anna Czajkowska

Data publikacji oryginału:

23.12.2023