Logo
Magazyn

Pępowina, którą niełatwo odciąć

24.05.2025, 10:45 Wersja do druku

„Córki Leara” w reżyserii Darii Kopiec, będące reinterpretacją klasycznego dramatu Szekspira, skupiają się na toksycznych więziach rodzinnych opowiadanych z perspektywy córek. W rozmowie z Karoliną Czepkiewicz Malwina Brych, aktorka Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu, opowiada o emocjach kryjących się za rolą Kordelii, o ranach, które trudno zagoić, oraz o aktualności szekspirowskiej opowieści.

fot. Tomasz Bąk

Wspólnie z Darią Kopiec, reżyserką „Córek Leara”, reinterpretujecie klasyczny dramat Szekspira, oddając głos córkom. Jakie było wasze podejście do tej historii? Czy „Król Lear” był dla was ważnym punktem odniesienia?

Malwina Brych: Tak naprawdę nie rozmawiałyśmy z Darią zbyt wiele o „Królu Learze” Williama Szekspira. Bardziej interesowała nas kobieca perspektywa i to, dokąd prowadzi nas dramat, nad którym pracowałyśmy. Tekst powstał w ramach kobiecego kolektywu twórczego i to właśnie na tym, co miały do powiedzenia jego autorki, skupiłyśmy się najbardziej.

Opowieść, którą przedstawiacie, to historia toksycznych relacji, przede wszystkim tej z ojcem. Z jednej strony bohaterki pragną się z niej uwolnić, z drugiej wciąż potrzebują jego uwagi i uznania. Równie mocno wybrzmiewa w spektaklu siostrzeństwo, pełne ambiwalencji: miłości, ale też zazdrości.

Malwina Brych: Dużo rozmawiałyśmy o ranach, które noszą bohaterki. Każda z nich inaczej sobie z nimi radzi, ma inną strategię przetrwania. Ale to, co je łączy, to sama rana – odrzucenia, przekroczenia, braku miłości. Co więcej, one nie znają innego świata poza tym, w którym żyją razem. Są zamknięte w pałacu, w oderwaniu od innych ludzi. Ich rzeczywistość jest bardzo hermetyczna, duszna. Dlatego też ich relacja siostrzana, choć silna, bywa toksyczna.

A czy one mają świadomość, że łączy je właśnie ta rana?

Malwina Brych: Myślę, że bohaterki mają pewną świadomość tej rany, ale każda na innym etapie. Im bardziej jesteś skontaktowana ze swoją raną, tym większa masz świadomość tego, co się z tobą dzieje. Jeśli nie boisz się jej, nie udajesz, że jej nie ma, to w końcu zaczynasz stawać w prawdzie i wiele rzeczy staje się jaśniejszych. Grana przez mnie Kordelia jest bardzo świadoma swojej rany, ale przez to, że nosi ją tak długo, zaczyna postrzegać świat przez jej pryzmat.

Kordelia wydaje się stać między dwiema opozycjami. Z jednej strony pragnie kontaktu z ojcem i uznania, z drugiej siostry momentami zwracają się przeciwko niej. Czy też tak to odbierasz?

Malwina Brych: Tak, zdecydowanie. W spektaklu są momenty, w których Kordelia zostaje całkiem sama z jakimś tematem. Myślę, że wynika to z jej pozycji „ulubienicy”. To ojciec w pewnym sensie sam ją izoluje od sióstr, co budzi w nich zazdrość. Tylko czy to wyróżnienie naprawdę przynosi jej coś dobrego? Okazuje się, że nie. W jednej ze scen dochodzi do przekroczenia, którego doświadcza Kordelia, a później słyszy od jednej z sióstr: „Ty zawsze byłaś tą najukochańszą, najpiękniejszą córką Leara”. Ale z tej miłości nic dobrego nie wynika. Kordelia nie dzieli się z siostrami tym, co działo się „za zamkniętymi drzwiami”, kiedy – jak mówi w spektaklu – nocą chodzili z ojcem po zamku.

fot. Tomasz Bąk

Zatrzymajmy się na chwilę przy namiotach i symbolicznej „pępowinie”. Dla mnie namiot to nie tylko powrót do matczynego łona, ale też rodzaj wewnętrznej przestrzeni, w której konfrontujecie się same ze sobą. Jak Ty to odczytujesz?

Malwina Brych: „Pępowina”, która wychodzi z namiotu, to dla mnie łącznik z przeszłością, z matką, z poczuciem bezpieczeństwa. Ale jednocześnie to „łono” wciąż nosimy ze sobą. Mówi się o przecięciu pępowiny jako czymś naturalnym, co powinno wydarzyć się na pewnym etapie życia. W przypadku tych sióstr to przecięcie dokonuje się gwałtownie, często w wyniku bolesnych i traumatycznych wydarzeń. W świecie przedstawionym nie ma ojca w pełnym znaczeniu tego słowa. Nie ma też matki, która dawałaby wsparcie. Matka jest fizycznie obecna, ale jedynie leży i rodzi to, czego ojciec nie chce. Pojawia się jeszcze niania, która z pozoru przejmuje rolę matki, ale w pewnym momencie okazuje się, że jest biologiczną matką Kordelii. Czyli grana przeze mnie postać jest „podłączona” do zupełnie innego łona. To dużo mówi o tej rodzinie, o tym, jak poplątane są te relacje.

Czy uważasz, że także dziś możemy spotkać kobiety podobne do bohaterek „Córek Leara”? 

Malwina Brych: Żyjemy w czasach, w których wiele osób konfrontuje się ze swoimi ranami, chce przepracować swoją traumę. Dziś mamy do dyspozycji narzędzia, chociażby terapię,  które pozwalają nam przerwać ten łańcuch ran przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Jednak nadal można spotkać „córki Leara”, czyli osoby, które postrzegają świat wyłącznie przez swoje rany i nie są w stanie doświadczyć rzeczywistości poza nimi.

***

„Córki Leara”

reż. Daria Kopiec

Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu

Obsada: Malwina Brych, Agnieszka Dzięcielska, Aleksandra Lechocińska, Aleksandra Pałka-Łopatka, Jakub Łopatka

Rozmowa odbyła się 15 maja 2025 roku podczas 65. Kaliskich Spotkań Teatralnych organizowanych przez Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu.

Karolina Czepkiewicz – animatorka kultury i producentka wydarzeń kulturalnych, edukatorka. Absolwentka filologii polskiej o specjalizacji dziennikarstwo oraz PR i kreowanie wizerunku na WP-A UAM w Poznaniu, a także Studium Animatorów Kultury w Kaliszu. Obecnie zajmuje się komunikacją i PR-em.

Źródło:

Materiał nadesłany

Sprawdź także