Schedą po ponad 20 latach jest sytuacja, w której na stanowiskach kierowniczych w instytucjach kultury zdarzają się osoby bez kompetencji zarządczych. „Niedoskonałość zarządcza” może nie powszechnie, ale jednak występuje – zauważa nowy pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. kultury Paweł Szczepanik.
PAP: Diagnoza życia kulturalnego w mieście i działań tutejszych instytucji kultury to zadanie, które wyznaczyłeś sobie jako pełnomocnik ds. kultury nowego prezydenta Krakowa Aleksandra Miszalskiego. Po paru miesiącach pracy wiesz już, czego dziś najbardziej potrzebuje krakowska kultura?
Paweł Szczepanik: Wydaje mi się, że Kraków potrzebuje rewizji polityki kulturalnej. A osobliwie zrównoważenia ekosystemu kultury, który będzie przeprowadzony na poziomie nie tylko instytucjonalnym, ale też oddolnym. Chodzi o to, żeby zastanowić się na przykład, w jaki sposób indywidualni twórcy, nieformalne grupy, organizacje pozarządowe mogłyby współpracować z instytucjami, które mają know-how i całą potrzebną infrastrukturę do realizacji projektów. A to wszystko sprowadza się do tego, że Kraków potrzebuje nowej strategii dla kultury na miarę 2025 roku.
PAP: Jakie wady widzisz w poprzedniej strukturze?
P.S.: Polityka kulturalna Krakowa dwie dekady temu została ustawiona ewidentnie pod system oparty na instytucjach kultury. Mamy ich 29, to dużo. Każda oczywiście realizuje swój własny i potrzebny program. Istotne są instytucje działające poza głównym nurtem, jak ośrodki kultury, które docierają do małych społeczności. To duża wartość. I mamy też wiele przedsięwzięć, najczęściej również wartościowych, realizowanych w sferze oddolnej. Jest naprawdę sporo osób w Krakowie, które tworzą nasz ekosystem kultury, a nigdy w żaden sposób nie zostały należycie przez miasto zauważone i wysłuchane.
PAP: Chcesz się teraz zwrócić w ich stronę?
P.S.: Zdecydowanie. Widzę też pewną deklarację płynącą ze strony prezydenta w jednoczesnym ogłoszeniu na konferencji trojga pełnomocników – do spraw równego traktowania, NGO-sów i kultury. Dla mnie to dość jednoznaczny sygnał, że zaczynamy patrzeć na wszystko, co się dzieje, nie tylko w Krakowie instytucjonalnym, ale również oddolnym. I patrzymy uważnie, także przez pryzmat równego traktowania.
PAP: Czy o nierównym dostępie do urzędu możemy też mówić w obrębie samych instytucji?
P.S.: Pociągnę to jeszcze o krok dalej. Zawsze jakieś osoby dogadują się ze sobą lepiej niż inne. Jeśli pytasz, czy ktoś miał lepiej, bo był bliżej, to oczywiście, zgadzam się. Jeżeli ktoś pozostawał w zażyłych stosunkach czy to z poprzednim prezydentem, czy jego pełnomocnikiem, to siłą rzeczy miał lepszy kontakt, częstszy, głębszy. Ale to działa nie tylko na poziomie dyrektorów czy dyrektorek instytucji, to działa na wielu poziomach. To znaczy, jeżeli ktoś jest konsekwentny albo uparty, albo bezczelny, albo po prostu mu zależy, to nawet jak się go wyrzuci drzwiami, wróci oknem. Natomiast moje doświadczenie nauczyło mnie, że każdy ma jakąś prawdę do wypowiedzenia i te prawdy są równoważne.
PAP: Jak więc podzielić ograniczony budżet na kulturę, żeby wesprzeć inicjatywy oddolne, a jednocześnie utrzymać wiele kosztownych instytucji i duże marki festiwalowe?
P.S.: Nie da się wypracować takiego modelu, który będzie spełniał oczekiwania wszystkich. To jasne. Pytanie tylko, jak chcemy budować w ogóle politykę kulturalną, jak myślimy o tym, co jest najwydajniejsze nie w sensie stricte biznesowym, bo w kulturze perspektywa ekonomii finansowej jest mało adekwatna, tylko co daje nam największy zwrot: społeczny, estetyczny, ilościowy.
Kiedy 25 lat temu Kraków został Europejską Stolicą Kultury, otworzyły się zupełnie nowe drzwi. Zostały puszczone w ruch pewne marki, które wywindowały miasto do pierwszej ligi europejskiej, jeżeli chodzi o miasta festiwalowe - mamy takie przedsięwzięcia, jak Misteria Paschalia, Festiwal Muzyki Filmowej, Sacrum Profanum, Festiwal Conrada, Festiwal Miłosza. Natomiast to było 25 lat temu, dziś nie ma już takich budżetów w kulturze. Pojawia się więc pytanie, czy nie powinniśmy skierować myśli na inne tory.
PAP: Czyli uszczuplić budżety wydarzeń, skupić się na dofinansowaniu najważniejszych?
P.S.: Nie szedłbym tą drogą. Jeżeli obcinamy budżet festiwalu o kolejne 50 proc., by przetransferować te środki na coś innego, to oznacza, że festiwal się zwija. Być może trzeba się przyjrzeć temu, w jaki sposób budżety, na przykład instytucji kultury, są rozdysponowywane: zarówno na projekty, jak i na całą resztę wydatków, które ponoszą, a które są gigantyczne. Zastanawiam się, co zrobić, żeby w obrębie tej określonej puli środków tak kanalizować wydatki, żeby dostać więcej. Żeby mieć do tego narzędzia, niezbędne są audyty w instytucjach kultury. Mając pełny obraz, będziemy mogli powiedzieć coś więcej.
PAP: Jakie obszary kultury do tej pory udało ci się zbadać?
P.S.: Zaczęliśmy od audytów zarządczych, czyli spotkań z dyrektorami, dyrektorkami instytucji oraz ich pracownikami. Drugim etapem będą audyty dotyczące działalności merytorycznej i finansowej, czyli ich misji, sposobu wydatkowania środków publicznych.
PAP: Odwołanie dyrektorki Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie MOCAK pokazało, że głos pracowników nie jest słyszalny. Audyty w tej instytucji zostały przeprowadzone dopiero po stwierdzeniu przez sąd mobbingu w innej galerii kierowanej przez Marię Annę Potocką. Co widzisz teraz, kiedy z własnej inicjatywy zaglądasz do pozostałych instytucji kultury w mieście?
P.S.: Audyty nie wypadły najlepiej. Aczkolwiek często odpowiedzi, które są jednoznacznie negatywne, jest na tyle mało, że trzeba sobie zadać pytanie, czy nie jest to przykładowo personalny konflikt dwóch osób. W związku z tym teraz staram się zaglądać niżej, rozmawiać z pracownikami, żeby móc w jakikolwiek sposób te sygnały, które dotarły za pomocą audytów, zrównoważyć czy zobiektywizować.
PAP: Jakie sygnały dostałeś?
P.S.: Są osoby, które pozostają w konflikcie z dyrekcją, albo w instytucji występuje przemoc - nawet jeżeli nie bardzo ostra, to jest ktoś, kto czuje się odsuwany, niedoceniony, czasem gnębiony. Nie szafowałbym słowem "mobbing", chociaż akurat w przypadku MOCAK-u to było jednoznaczne. Ale niedoskonałość zarządcza, że użyję takiego eufemizmu, to jest rzecz, która może nie powszechnie, ale jednak występuje.
Natomiast w przypadku pracowników możemy mówić o pewnego rodzaju klinczu. Wiem, bo sam w ciągu ostatnich 20 lat pracowałem w krakowskiej kulturze. Z jednej strony, realizując ambitne projekty, karmimy nasze poczucie misji i ego, z drugiej - wielu z nas to osoby wysoko wrażliwe, emocjonalne, których podatność na zranienie może być większa. Nie pomagają zarobki, które, jeżeli nie jesteś artystą z głośnym nazwiskiem, są marne. Kumulacja tych czynników prowadzi do tego, że osoby działające w kulturze są do tej pracy przywiązane i nie wyobrażają sobie robienia czegoś innego, z drugiej strony są sfrustrowane zarobkami i tym, że procesy zarządcze w instytucjach kultury działają wadliwie.
PAP: Wspomniałeś o "niedoskonałości zarządczej".
P.S.: Wydaje mi się, że wiele problematycznych sytuacji wynika z tego, że niektórzy nie mają kompetencji zarządczych, bo nikt ich nigdy tego nie uczył. Schedą po ponad 20 latach jest sytuacja, w której – i to nie dotyczy tylko Krakowa – na stanowiskach kierowniczych zdarzają się osoby bez kompetencji zarządczych. A to dlatego, że przy konkursach na dyrektorów - pomijam, że ich w Krakowie praktycznie nie było - właściwie nikt o te kompetencje nie pytał, nikt ich nie badał.
PAP: To się zaczyna zmieniać? Trzymając się przykładu MOCAK-u, w ogłoszeniu dotyczącym konkursu na nowego dyrektora wśród preferencji - ale nie wymogów - znalazły się szkolenia z zakresu zarządzania zespołem i wysokie kompetencje interpersonalne.
P.S.: Komisja konkursowa w dużej mierze skupi się na tym, czy kandydat będzie w stanie współpracować ze środowiskiem, w tym przypadku sztuk wizualnych. Dziś mamy świadomość, że jeżeli nie sprawdzimy kompetencji zarządczych, to za dwa, pięć, a może dziesięć lat okaże się, że ktoś, kto jest na przykład świetnym kuratorem albo wybitnym autorytetem w świecie sztuk wizualnych, albo uznanym historykiem sztuki, kompletnie nie nadaje się do tego, żeby zarządzać ludźmi.
PAP: Będą kolejne zmiany personalne w instytucjach?
P.S.: Na ten moment nie. Nadal badamy tę sytuację. Jestem na stanowisku niecałe cztery miesiące i nawet jeżeli wydaje mi się, że zajrzałem trochę pod podszewkę, to jest to wciąż za mało, żeby móc się wypowiadać z całą pewnością.
PAP: Kraków teraz stoi przed jeszcze przed innym wyzwaniem – zagospodarowaniem budynków na Wesołej, które opuścił szpital. To rzadka okazja, gdy zabytkowe miasto może wymyślić na nowo cały kwartał w samym centrum. Aktualny jest plan stworzenia dzielnicy kultury?
P.S.: Tak. Plan jest taki, żeby Wesoła była dzielnicą kreatywną w szerokim tego słowa znaczeniu. To znaczy otwartą zarówno na działalność kulturotwórczą, jak i sektor przemysłowy oraz to, co dzieje się na styku tych działalności. Myślę np. o studiach tworzących gry komputerowe, którym trudno odmówić wartości artystycznej, a jednocześnie jest to sektor, który przynosi ogromne pieniądze. Innym przykładem jest środowisko uczelni - nie tylko artystycznych, ale i tych, które kształcą kadry kultury lub zajmują się badaniami na styku kultury, statystyki, techniki.
PAP: Pojawiły się głosy, że na Wesołą przeniesie się Teatr Groteska.
P.S.: To prawda. Możliwe, że jeszcze w tym roku zostanie rozpisany konkurs na siedzibę Mediateki, która powstanie w ramach Biblioteki Kraków, a w przyszłym roku - na nową siedzibę Teatru Groteska. Będą to dwa nowe budynki, korespondujące ze sobą.
PAP: A co z zabytkowymi budynkami, które stoją puste? Pierwotny plan zakładał, że w nich właśnie powstanie nowa siedziba Biblioteki Kraków.
P.S.: Okazało się, że ten historyczny budynek nie nadaje się do przechowywania księgozbioru – tak duże obciążenia stropów po prostu stwarzałyby niebezpieczeństwo. Dlatego zapadła decyzja o postawieniu nowego budynku Biblioteki Kraków, wspomnianej Mediateki, obok; natomiast w dawnym budynku szpitalnym powstanie Dom Literatury. Miejsce ogniskujące środowisko literackie, czyli coś, co jest schedą po mającym powstać Centrum Literatury i Języka Planeta Lem. Projekcie, który został zawieszony ze względu na brak środków. Natomiast prezydent nie podjął jeszcze decyzji, co z losami Składu Solnego, w którym Planeta Lem miała powstać.
PAP: Obrady rady miasta nad projektem Planety Lem zostały oprotestowane przez artystów i aktywistów, którzy w dawnym Składzie Solnym mają swoje pracownie i siedziby. Wspominałeś też, że część środowiska nie była dotąd wystarczająco wysłuchana przez władze miasta. Masz pomysł na stworzenie nowego rodzaju komunikacji między ludźmi kultury - instytucjami, organizacjami, grupami artystów - a nowym prezydentem?
P.S.: Nigdy nie będzie tak, że oczekiwania wszystkich zostaną spełnione. To jest literalnie niemożliwe, bo te oczekiwania czasem stoją ze sobą w sprzeczności. Natomiast mam nadzieję, że wysłuchanie wszystkich głosów spowoduje, że będziemy mogli szukać nowego punktu wyjścia do tego, żeby na ich bazie zacząć tworzyć harmonijny ekosystem.
Na początek potrzebujemy naprawdę wielostronnej rozmowy o tym, jakie są nas wszystkich zaangażowanych w ten ekosystem krakowskiej kultury oczekiwania. 7 marca odbędzie się pierwsze Forum Kultury w Krakowie. Takie forum, które będzie mocno partycypacyjne w swoim charakterze. Bardzo chciałbym usłyszeć te głosy, które z jakiegoś powodu nie dotarły nigdy czy to do moich, czy być może do wielu innych uszu. W związku z tym ideą tego forum będzie to, żeby - nie wykluczam - najpierw upuścić trochę złej krwi, a potem faktycznie wsłuchać się nawzajem w swoje potrzeby. Być może okaże się, że jest jakaś część wspólna tych potrzeb i na jej bazie zaczniemy budować.
Powiedziałem, że chciałbym, żeby ten proces był partycypacyjny, bo nie chcę występować w roli kogoś, kto już wie, co jest najlepsze. Nie wiem tego. Zaangażowanie możliwie największej liczby frakcji czy osób w budowanie takiej platformy spowoduje, że będzie większa różnorodność.
PAP: "Łączy to, co z jednej strony jest wyrafinowane, z drugiej trochę freakowe i trochę queerowe, pokazuje różnorodność. W tych kategoriach postrzegam Operę Rarę i w tych kategoriach chciałbym postrzegać Kraków i jego kulturę" – mówiłeś na konferencji poświęconej festiwalowi.
P.S.: Jak nie mamy różnorodności, to możemy się pakować. Dopiero w momencie, kiedy mamy możliwie najszersze spektrum, to, po pierwsze: odpowiadamy na możliwie najwięcej potrzeb odbiorców, a po drugie: dopiero ze zderzania różnorodnych postaw, spojrzeń, głosów jesteśmy w stanie budować coś absolutnie nowego.
Rozmawiała Julia Kalęba
Paweł Szczepanik – od listopada ub. r. pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. kultury. Wcześniej związany z Radiem Kraków, gdzie pełnił funkcję kierownika muzycznego Radia Kraków Kultura. W latach 2012–2019 pracował w krakowskich instytucjach kultury – Capelli Cracoviensis oraz Krakowskim Biurze Festiwalowym. Absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej, dziennikarz muzyczny specjalizujący się w muzyce wieków XVI-XVIII.