Jako redaktor nieustannie pilnował, żeby nie prześlizgnął się do numerów żaden banał o ogólnie pojętej kulturze, żaden pomysł na nudny tekst, żaden temat modny i zużyty. W sobotę zmarł nasz przyjaciel, redaktor „Dwutygodnika”. Pisze Zofia Król w Dwutygodniku.
W piątek redagował teksty, zamawiał kolejne, komentował numer, wstawiał ilustracje, przyjechał do redakcji podpisać jakieś papiery, na wspólnym lunchu mieliśmy kilka pomysłów na nowe tematy. Ostatni ślad jego pracy w CMS-ie jest z godziny 20.39. Zmarł w sobotę, chorował na serce, ale jego śmierć przyszła nagle. Paweł Soszyński, nasz przyjaciel, współzałożyciel i redaktor „Dwutygodnika”, szef działu teatru, przez lata zastępca redaktorki naczelnej.
Od lat 90. współtworzył polską kulturę, w pierwszej dekadzie XXI wieku był związany ze środowiskiem prowadzonej przez Pawła Dunina-Wąsowicza „Lampy”, opublikował trzy intensywnie zapętlone w języku powieści, „Tajemnice Szumina”, „Nieżywych i leworęcznych” oraz „Osoby”. Studiował w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, przygotowywał doktorat o Jerzym Grotowskim, ale w końcu porzucił go z ulgą na rzecz pracy nad teatrem bardziej współczesnym. W ostatnich latach pracował przy kolejnych spektaklach jako dramaturg, m.in. z Jakubem Skrzywankiem, Tomaszem Bazanem, Haną Umedą i Wojciechem Grudzińskim. Był także zaangażowany w opowieść o kulturze z punktu widzenia społeczności LGBTQ+. Kiedy piszę ten tekst, nadchodzi mail z ambasady amerykańskiej, że otrzymaliśmy grant na wymyślony przez niego cykl artykułów o historii nienormatywnej polskości.
„Dwutygodnik” współtworzył od samego początku, od 2009 roku. Przez ponad 12 lat wymieniliśmy tysiące maili, przegadaliśmy wiele setek godzin, rytm naszej pracy, tętno pisma wyznaczały rok za rokiem kolejne wtorki i piątki, kiedy publikowaliśmy na stronie nowe teksty. Dziś po raz pierwszy od lat rytm się urywa, wtorkowe zmiany zostają wstrzymane, chwila milczenia, dziewięć tysięcy sześćset dziewięćdziesiąty trzeci artykuł w „Dwutygodniku” zawiadamia o śmierci Pawła.
Ta nasza wspólna praca była też przecież wspólnym życiem. I bywaliśmy w tym życiu szczęśliwi. Żartowaliśmy często, że CMS to nasza przestrzeń wolności, że chronimy się tam przed ograniczeniami świata, zarazem próbując je z dystansu zrozumieć i opisać. Kim był Paweł? Precyzyjna odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, bo nigdy nie budował swojej legendy, nie uprawiał autopromocji, żył życiem zespołu, nie zwracając uwagi na to, który pomysł i który temat były jego.
W dziale teatru był bezkompromisowym krytykiem i redaktorem o bardzo określonym guście, zamiłowaniu do teatru najodważniej mierzącego się z tematem i formą. Na zebraniach – redaktorem, który nieustannie pilnował, żeby przez nasze rozmowy nie prześlizgnął się do numerów żaden banał o ogólnie pojętej kulturze, żaden pomysł na nudny tekst, żaden temat modny i zużyty. To dzięki niemu „Dwutygodnikowi” udało się przez tyle lat unikać publicystycznych oczywistości i schematycznych ujęć, to on nieustannie pilnował powagi i zarazem atrakcyjności językowej tekstów. Przyjaźń z nim zaś polegała na ciepłej bliskości, czułych wołaczach i głośnym śmiechu, dalekich wyprawach wyobraźni, wspólnych wielowarstwowych interpretacjach rzeczywistości za pomocą wymyślanych na poczekaniu słów i słówek. Jako krytyk i intelektualista przedostawał się myślami zawsze poza warstwę prawd ogólnie znanych, ku precyzyjnym określeniom i dosadnie zapisanym niuansom. Był też człowiekiem prawdziwie dobrym, wspierał uchodźczynie, robił zakupy staruszkom.
Czytał ostatnio najchętniej literaturę rosyjską, Tołstoja i Lermontowa. Wspominał o tym, jak po pandemii namiętnie kupuje wystawne naczynia dla gości, żeby wrócić wreszcie do życia. Następny tekst planował napisać o teatrze zaangażowanym i pułapkach, w jakie popada.
Nie wiem, jak zdołamy robić „Dwutygodnik” bez niego.