Kolejny zamach PiS na kulturę. Czy warto go odnotowywać po całej serii podobnych poczynań zainicjowanych zamachem tej partii na demokrację, czyli powołaniem rządu w efekcie wygranych wyborów?
I to bez uzgodnienia z Holland i Stuhrem, szefem KE i kanclerzem Niemiec, Michnikiem i Lisem, Tuleyą i Żurkiem. Ale to jeszcze mało, bo – proszę sobie wyobrazić – rząd ten podjął się rządzenia. Mimo protestów obrońców demokracji. Obsadzał podległe sobie instytucje. Również kulturalne. Czy może być większy skandal? Ostatnio, po odejściu na emeryturę naczelnego miesięcznika „Dialog”, dyrektor Instytutu Książki, któremu pismo podlega, powołał nowego naczelnego. Jest nim pisarz, eseista i redaktor, dr Antoni Winch. Został powołany bez uzgodnienia z „GW”, dotychczasową redakcją „Dialogu” czy wojującymi feministkami, które uwiły sobie tam gniazdko. I rozpoczęła się kampania taka sama jak w przypadku Instytutu Teatralnego, Centrum Sztuki Współczesnej, Zachęty oraz każdego ośrodka kultury, który państwo finansuje.
Tytuł modelowego artykułu w „GW”: „PiS-owski układ kulturalny”.
Konserwatywny literat Antoni Winch został redaktorem naczelnym zasłużonego pisma »Dialog«. Winch został, by tak rzec, przyniesiony w teczce przez dyrektora podległego Glińskiemu Instytutu Książki.
Konserwatywny to co najwyżej „literat”. Zgodne z procedurą mianowanie to „przyniesienie w teczce”. Ale lista grzechów Wincha się na tym nie wyczerpuje.
Pracuje też jako kierownik literacki w Teatrze im. Jaracza w Łodzi, gdzie PiS-owski zarząd województwa powołał na dyrektora Michała Chorosińskiego, męża aktorki i posłanki PiS Dominiki Chorosińskiej-Figurskiej. Tenże Chorosiński jest z kolei reżyserem i »koordynatorem teatru« w upaństwowionym właśnie przez Glińskiego i wspartym 10 mln rocznie Teatrze Klasyki Polskiej, kierowanym przez Jarosława Gajewskiego.
W Polsce, w której wybory wygrywa PiS, instytucje państwowe stają się „PiS-owskie”, finansowanie kultury staje się „wspieraniem” swoich, bo mianowanych przecież przez niewłaściwy rząd, a praca dla państwa to „fucha” i wejście do „układu”. Demokratyczne procedury są przedstawiane jako działalność mafijna, a słowo „pisss”, którym krztuszą się autorytety moralne i luminarze kultury III RP, przybiera charakter obsesyjnej obelgi, chorobliwej perseweracji. Jakiekolwiek zbliżenie się do „pisssu” zaraża. Mianowani przez „pisss” zajmują miejsca należne „właściwym” i dlatego po „wygranych” wyborach – jak prostodusznie wyznaje wyborczy autor – „cała ta czeladka będzie musiała zmieścić się w TV Republika, mediach braci Karnowskich, na katolickich uczelniach czy marszałkowskich instytucjach kultury w tych województwach, gdzie PiS zachowa władzę”. Oto wizja pluralizmu ze strony jego żarliwych obrońców. Bez pozoru odwoływania się do talentów czy kompetencji. Państwo można akceptować, jeśli władza należy do nas – wprost mówią obrońcy porządku III RP. To samo dotyczy kultury.
Dlaczego Winchowi nie jest wstyd? – pyta w tytule swojego artykułu „profesorka” od gender i feminizmu Agnieszka Graff. To, że sama powinna wstydzić się swojego tekstu i całej kariery, nie przyjdzie jej do głowy. Chociaż należałoby się z nią zgodzić, kiedy pisze: A zatem, droga redakcjo [»Dialogu«], czas obudzić się z egzystencjalnego stuporu. Mniej równości, więcej metafizyki. Mniej feminizmu, więcej tragizmu. To, zdaje się, ma ośmieszyć nowego redaktora teatralnego pisma.
W radykalnym konserwatyzmie Wincha dominuje nuta buntownicza, wręcz kontrkulturowa. Jest to bunt przeciw demokracji. Przeciw dyskursom równościowym, tu uznanym za obmierzłą opresję. Jest w tym myśleniu głęboka pogarda dla liberalizmu jako systemu wartości i demokracji liberalnej jako systemu politycznego. Feminizm, ekologia, antyrasizm, namysł nad etyką pracy w teatrze? To duchowa martwota, stupor i »duchowy szit«. Winch chce te głupstwa zastąpić metafizyką i tragizmem.
Demokrację autorka postrzega wyłącznie w jej liberalnym wcieleniu, które ma z nią tyle wspólnego, co jej „ludowa” wersja. Nie wymagajmy jednak od Graff zbyt wiele. Jest przecież specjalistką od gender. Nie zdaje sobie sprawy, że podpisuje się pod apologią nowego redaktora. Przy okazji przeprowadza wiwisekcję swojego środowiska. Metafizyka, tragiczność to dla niego nudne starocie, to, co ważne, to „pani mokra”, której pomnik wystawiła doskonała jego reprezentantka, Monika Strzępka. Zastąpi ona fallokratów w rodzaju Gustawa Holoubka, Zbigniewa Zapasiewicza czy Tadeusza Słobodzianka na stanowisku dyrektora, przepraszam: dyrektorki Teatru Dramatycznego. Zarówno tym, że widzowie teatralni zredukowani zostali do ideologicznej jaczejki, postępowcy się nie przejmują, jak i tym, że czytelnicy „Dialogu” to dziś paręset osób. Ważne, by zachować monopol.
Co będzie jednak, jeśli „pani mokra” wyschnie? Na skutek emisji dwutlenku węgla – naturalnie.