Ósmy dzień XX Międzynarodowego Festiwalu Wyobraźni i Możliwości Teatru Lalek „Anima” w Olsztynie. Pisze Zuzanna Kluszczyńska.
Jak możemy budować opowieści?
Uruk Aranak jest rzeczywiście spektaklem 6+, dla którego nie ma górnej granicy wieku. Opowieść zainspirowana inuickim legendami o fokach przemieniających się w kobiety może trafić przez swoją otwartość do każdego. Lucia Svobodová Vrana, reżyserka spektaklu i przewodniczka po namiocie wypełnionym opowieścią z nieznanego świata, postawiła na pozawerbalne sposoby narracji. W scenariuszu pojawia się tylko kilka słów z nieznanego nam języka. Głównym źródłem wiedzy są głosy, dźwięki, instrumenty i obrazy tworzone z malutkich figuratywnych lalek, bębna oraz towarzyszących im cienia i światła. Słowacka propozycja młodszym widzom pokazuje, jak budować narrację bez słowa, odwołując się innego rodzaju wyobraźni niż mogą być przyzwyczajeni. Starsi za to mogą zanurzyć się w magii kobiecej historii o potrzebie wolności, podmiotowości i kultywowania własnej tożsamości, które nikomu nie są obce. Obie grupy inspiruje do nowego spojrzenia na to, jak powstają opowieści i jest świetnym materiałem do własnych twórczych odkryć w tym zakresie.
Czy w teatrze można opowiadać po prostu o miłości?
Można. Przynajmniej na to wskazuje spektakl Teatru Sakowicz Cempura. W Sensusie, w reżyserii Agaty Puszcz, Natalia Sakowicz, wraz z Maciejem Cempurą, ponownie pracuje z lalką-sobowtórem. Twórcy poprzez pracę na swoich podobiznach wytwarzają siatkę relacji i napięć pomiędzy czwórką bohaterów na różnych etapach partnerstwa. W związku, jak wskazują twórcy, nie jest tylko to, co pomiędzy ,,ja” i ,,ty”, ale też to, co między ,,mną” i sobą samym. Na początku trudno było mi uwierzyć, że da się stworzyć ciekawy narracyjne spektakl o dwóch zakochanych o osobach. Jednakże prostota samego pomysłu i tematu zachwyca możliwością dodawania kolejnych warstw i znaczeń. Codzienny dialog o decyzji w sprawie koloru zamówionej kanapy czy planów obiadowych rozwija się nie tylko w obrazy trudności w miłości, ale innego rodzaju samotności, którą doświadcza człowiek kiedy właśnie nie jest sam. Końcowy apel o nierezygnowanie z ideału miłości, znanego z legend, filmów czy udostępnianych postów na instagramie, zaskakuje i jest czymś, czego dawno nie widziałam w teatrze, często nastawionym na dekonstruowanie znanych motywów, a nie dążenie do nich. I to po prostu porusza, pewnie dlatego, że jest nam bliższe, niż chcielibyśmy przyznać.
Jak odnaleźć w archiwum człowieka?
Teatr czerpie z różnych sztuk, to jasne. Od jakieś czasu można spotkać również projekty które inspirują się całymi zbiorami, kolekcjami czy wystawami. Tak jest w przypadku spektaklu Nieosobni z Teatru Malabar Hotel. Twórcy współpracowali z Muzeum Woli, gdzie w ubiegłym roku powstała wystawa „Białoszewski. nieosobny” przyglądająca się twórczości artysty przez pryzmat codzienności artystycznej bohemy lat 50. Marcin Bartnikowski i Marcin Bikowski w przedstawieniu odtwarzają atmosferę tamtego czasu. Traktaty i rozmowy o teatrze przecinają tajemne spotkania z tańczeniem nago po lesie i zażywaniem wspierających twórczość substancji. Nazwy grzybów, artystycznych nurtów i filozoficznych pytań mieszają się po to by, spróbować nadać sens temu, co ma przecież zostać bezsensowne i nienazwane. Twórcy, o co nietrudno przy źródłowym materiale, pokazują ten świat w sposób satyryczny, pełen absurdu i pastiszu. Chociaż odgadywanie pewnych niewyraźnych tropów historycznych, konkretnych postaci czy po prostu śmiech wywoływany przez liczne interakcje z widownią i kolejne niezręczne sytuacje sam w sobie sprawia dużą przyjemność. Jednakże największym atutem tego przedstawienia są momenty, gdy przestaje być zabawnie. Twórcy przy całym dystansie do historii, na której działają, ucieleśniają historyczne postaci, przypominając o fizycznym cierpieniu, głodzie i milicyjnym prześladowaniu towarzyszącym pracy artystycznej lat 50. Dzięki temu, oprócz śmiechu, z archiwalnych zdjęć i wspomnień wychodzą konkretne ciała, z którymi łatwiej empatyzować i które można lepiej rozumieć.