„Sinatra 100+” w reż. Jakuba Gąsowskiego i Grzegorza Kwietnia w Teatrze 6.piętro w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.
Cięgle jeszcze nie mogę przyzwyczaić się do zmiany cyklu pracy teatrów. Recenzję z ostatnio oglądanego spektaklu w Teatrze 6.piętro chciałem rozpocząć od konwencjonalnego stwierdzenia: „na koniec sezonu wreszcie obejrzałem cieszący się ogromnym powodzeniem spektakl SINATRA 100+, do którego scenariusz napisali i wyreżyserowali go Jakub Gąsowski i Grzegorz Kwiecień”. Ale początek tego zdania byłby nie prawdziwy, ponieważ w tym teatrze, jak i w wielu innych warszawskich, tzw. przerwa urlopowa oddzielająca kolejne sezony już nie istnieje. Patrząc na to zjawisko z perspektywy widza – cieszę się. Teatry, jako firmy muszące brać pod uwagę wyniki finansowe, też raczej nie narzekają. No, a pracownicy teatrów? – nie wiem. Pewno wszystkie zespoły artystyczne, techniczne i administracyjne, układają dla siebie specjalne grafiki urlopowe.
Brutalnie rzecz ujmując, to są problemy teatrów, a ja jako widz w tym tradycyjnym miesiącu wakacyjnym obejrzałem przedstawienie „Sinatra 100+” i to nie byle jakie, bo jubileuszowe – pięćdziesiąte. No i teraz już wiem, dlaczego bilety są tak trudne do zdobycia.
Pamiętacie Państwo niedawne twierdzenia pewnej celebrytki teatralnej, deprecjonującej metody nauczania w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie i podważającej elementarne umiejętności aktorskie jej absolwentów? Przypomniały mi się te prawdy objawione głoszone przez tą panią, ponieważ „Sinatra 100+” jest spektaklem stworzonym przez kolejne pokolenie, wtedy jeszcze studentów i absolwentów tej Akademii, i początkowo granym na uczelnianej scenie (Collegium Nobilium).
Już ta geneza powstania przedstawienia bardzo mi się podoba i przywołuje wiele wspomnień, jak choćby takie: dawno, dawno temu „Złe zachowanie” - spektakl dyplomowy w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego, PWST/1984 czy Teatr Montownia, który debiutował „Zabawą” w 1995 r., w ramach Koła Naukowego PWST. Były oczywiście też inne, ale te dwa stanowią według mnie bardzo dobry punkt odniesienia, a szczególnie „Złe zachowanie”, bo „Sinatra 100+” jest znakomitym, trzymającym wysoki poziom musicalem. Są w nim nawet schody na których, a jakże, też toczy się akcja. Treścią tego barwnego, bardzo dynamicznego i ciekawego spektaklu jest życie tytułowego bohatera, czyli Franka Sinatry. A ponieważ miał on życiorys, którym można by obdarować kilku innych bohaterów, więc na deskach Teatru 6.piętro też się dzieje.
Na scenie widzimy trzy panie: Annę Grochowską, Kamilę Najduk, Paulinę Pytlak i czterech panów: Jakuba Gąsowskiego, Krzysztofa Godlewskiego, Juliusza Godzinę, Macieja Marcina Tomaszewskiego. Cała siódemka wciela się w różne postacie odgrywające ważne role w życiu tytułowego bohatera (rodziców, żony, inne kobiety, przyjaciół, partnerów ze sceny, producentów filmowych, itd.). Specyfiką tego spektaklu jest fakt, że w samego Sinatrę, w różnych scenach, wcielają się na zmianę wszyscy aktorzy. W pierwszej chwili ta konwencja wprowadza małe zamieszanie, ale później nie robi to już różnicy. Tym bardziej, że wszyscy panowie tak samo świetnie śpiewają (kierownictwo muzyczne – Piotr Kostrzewa), znakomicie tańczą (choreografia - Anna Głogowska, step - Jirina Nowakowska), no i z przyjemnością patrzy się na ich umiejętności aktorskie. Zresztą cała siódemka – panie też - zasługuje na brawa. Ale ja w miarę oglądania, z pewnym zdziwieniem stwierdziłem, że moja uwaga skupia się na dwóch wykonawcach. O ile w przypadku Jakuba Gąsowskiego było to w pełni zrozumiałe, bo to on jest konferansjerem, moderatorem akcji i wciela się w postać Sinatry, to druga osoba przyciągająca mój wzrok zaskoczyła mnie samego. To wspomniany przed chwilą, kierownik artystyczny i szef Chopin University Big Band – Piotr Kostrzewa. Jest obecny na scenie cały czas, dyryguje swoim dosyć licznym zespołem, w zasadzie odwrócony tyłem do widowni, ale odnosiłem wrażenie, że to właśnie on jest punktem odniesienia, tą osią wokół której kręci się cała akcja i pomimo, że prawie w ogóle nie wypowiada żadnej kwestii, posiada wspaniałą vis comicę, znakomity luz sceniczny i właściwie dyryguje nie tylko swoim Bandem, ale i całą akcją rozgrywającą się na scenie. I trudno się temu dziwić, ponieważ to on jest „zarządzającym” dźwiękami, a Sinatra utożsamiany jest (oprócz koneksji z najsłynniejszymi gangsterami swojej epoki) ze światem muzyki, piosenki, musicali, koncertów i barwnych widowisk estradowych. Nieprawdopodobny paradoks polega na tym, że w wyniku komplikacji przy porodzie, przyszły gwiazdor i celebryta, doznał perforacji błony bębenkowej! Co prawda tej informacji nie ma w spektaklu, ale chyba nic by ona nie zmieniła w oddaniu zasłużonego hołdu, jednemu z najsłynniejszych artystów świata.
A trzeba przyznać, że młodzi twórcy (Jakub Gąsowski i Grzegorz Kwiecień) wpletli w akcję sztuki większość evergreenów wykonywanych przez Sinatrę i co najważniejsze, znaleźli znakomitych ich wykonawców (tłumaczenie części piosenek - Marcin Sosnowski). Mam na myśli zarówno zespół aktorski, jak i muzyków.
Okazuje się, że nawet na tak - wydawać by się mogło - małych scenach, jak ta w Teatrze 6.piętro czy wcześniej w Collegium Nobilium, można wystawić pełnowymiarowe widowisko muzyczno-taneczne na bardzo wysokim poziomie.
Trzeba tylko dobrać do niego odpowiednią obsadę, a efekty takiego trafnego wyboru mogą Państwo zobaczyć w przyszłym sezonie w Teatrze 6.piętro. Gorąco polecam.