EN

11.06.2024, 09:31 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: Nerwica natręctw

„Nerwica natręctw” Laurenta Baffie w reż. Artura Barcisia z Teatru Gudejko w Teatrze Palladium w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. mat. teatru

Tak to już jest, że jeżeli na premierze, bądź zaraz po niej, nie zobaczy się nowej sztuki, która powstaje w teatrze impresaryjnym, to później trzeba długo czekać na nową okazję. W sumie to bardzo dobrze, bo oznacza to, że w tym czasie mogą ją oglądać widzowie innych teatrów, w wielu miastach. Tak przydarzyło mi się z „Nerwicą natręctw” autorstwa Laurenta Baffie, wyreżyserowaną przez Artura Barcisia w Teatrze Gudejko. Taaak! Sześć lat temu, więc zaliczyłem małe opóźnienie. Wreszcie udało mi się zgrać terminy i w warszawskim Teatrze Palladium zniwelowałem swoje braki repertuarowe. 

Pierwsze spostrzeżenie w czasie jej oglądania było takie: nie jesteśmy jedyni, inni mają te same problemy co my. Akcja „Nerwicy natręctw” z powodzeniem mogłaby się toczyć w poczekalni polskiego lekarza psychiatry. Pacjenci są żywcem wyjęci z polskiej rzeczywistości. Można by mieć pewne wątpliwości co do metody pracy zastosowanej przez medyka, ale nie takie cuda zdarzają się w naszej służbie zdrowia, zarówno tej publicznej, jak i w prywatnej. A więc tekst napisany we Francji, a znakomicie przetłumaczony przez Witolda Stefaniaka, bez problemu trafia do polskiej publiczności. Jestem gotów założyć się, że większość osób na zapełnionej do ostatniego miejsca widowni Teatru Palladium, miało do czynienia z co najmniej jedną z postaci pokazanych w tej sztuce. I dlatego siedząc w wygodnych fotelach, można zaśmiewać się do woli z nerwicy natręctw Jowity Budnik czy Kamila Kuli, nozofobii Katarzyny Herman, palialii Karoliny Sawki, arytmomanii Macieja Wierzbickiego czy odgrywanego przez Zdzisława Wardejna zespołu Touretta, bardzo dobrze poznanego w Polsce, dzięki tłumaczeniom pewnego kontrowersyjnego polityka. Tak! W teatrze bardzo sympatycznie słucha się i ogląda takie przypadki. Co innego, gdy dotyczą one wujka Zenka, cioci Ziuty czy nie daj Boże sąsiadki mieszkającej nad nami. Wtedy nie jest to już takie śmieszne, ale tu, w teatrze? Od początku do końca, zabawa murowana. Bo przedstawienie naprawdę jest bardzo dobrą komedią, znakomicie zagraną przez cały wymieniony wyżej zespół, a zakończenie jest bardzo zaskakujące, chociaż od pewnego momentu, pod koniec spektaklu, można je już obstawiać. Tylko trzeba bardzo uważnie słuchać dialogów wszystkich kolejkowiczów z poczekalni do psychiatry.

Nie muszę Państwu polecać tego spektaklu, bo cieszy się on już niesłabnącym powodzeniem od kilku lat i zapełnia widownie we wszystkich miastach, w których jest grany.    

Ja jestem bardzo zadowolony, że w końcu udało mi się zobaczyć popisy aktorskie całego zespołu grającego w „Nerwicę natręctw” w reżyserii Artura Barcisia, wyprodukowanej w Teatrze Gudejko.

Źródło:

Materiał nadesłany