EN

13.08.2024, 11:00 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: Grace i Gloria

„Grace i Gloria” Toma Zieglera w reż. Bogdana Augustyniaka, gościnnie w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. Jeremi Astaszow

Nie samymi komediami widz teatralny żyje. Inna sprawa, że nie często trafiają się spektakle traktujące o poważnych, wręcz ostatecznych sprawach w sposób niedołujący wszystkich na widowni.  

Teatr Polonia w ten urlopowy czas wznowił wystawianie gościnnego spektaklu „GRACE I GLORIA” Toma Zieglera w reżyserii Bogdana Augustyniaka, który swoją prapremierę miał w 2006 roku w warszawskim Teatrze na Woli im. Tadeusza Łomnickiego, a w Teatrze Polonia grany był pięć lat temu. Przyznaję się, nie widziałem go. I chyba wygłoszę kontrowersyjną tezę, że dobrze się stało, iż obejrzałem go dopiero teraz! Jest to związane z treścią sztuki i bohaterkami występującymi w niej.

Jak wspomniałem, premiera odbyła się prawie dwadzieścia lat temu. Spektakl opowiada o spotkaniu dwóch dojrzałych już kobiet, z których jedna – Grace, grana przez Stanisławę Celińską, jest ciężko chorą i de facto zbliżającą się do końca swych dni staruszką. W dodatku taką, która przez całe swoje długie życie nie leżała i nie pachniała, a wprost przeciwnie, w bardzo prymitywnych warunkach bytowania ciężko harowała i jeszcze ciężej była doświadczana przez los. To na pewno nie wpłynęło pozytywnie na jej fizyczność. Bo jeżeli chodzi o psychikę, to zahartowało ją w sposób niesłychany i pomimo tego, że nigdy nie chodziła do żadnych szkół (bo wszak nie potrafi ani czytać, ani pisać), ukształtowało jej umysł w bardzo sprawnie i super logicznie funkcjonujący organ. Ona po prostu zna życie od podszewki i bardzo dużo wie o miejscu człowieka w przyrodzie.

Jej antagonistką jest Gloria, czyli Lucyna Malec. To są dwie równorzędne role. Nie byłoby jednej bez drugiej i na odwrót. Gloria jest jeszcze stosunkowo młodą, tak zwaną miastową kobietą. Ba! Ma dyplom prawa obroniony na Harvardzie, a w tej „zapadłej dziurze” pojawiła się przy boku swego bardzo zapracowanego męża. I mamy do czynienia z klasyką – on cały czas pracuje, a dla nie niej nie ma żadnego zatrudnienia. Staje się świetnie wyedukowaną, dobrze sytuowaną - bezrobotną. Aby nie zwariować, decyduje się na przystąpienie do szpitalnego wolontariatu. Od początku sztuki widz odnosi wrażenie, że za pozorem wielkomiejskiego, luksusowego sznytu, kryje się jakaś tajemnica. 

Te dwie kobiety to dwa bieguny. Totalne przeciwieństwa. Absolutnie nieporównywalne fizyczności i osobowości, które początkowo nawet nie ukrywają negatywnego nastawienia do siebie.

Jednak w miarę upływu czasu zaczynają się wzajemnie przyciągać, aż wreszcie okazuje, że są dla siebie nieodzowne.

Wspomniałem wyżej, że w przedstawieniu obydwie postacie są równie ważne. Nie tylko! Także obydwie artystki – Stanisława Celińska i Lucyna Malec dają koncert gry aktorskiej. To jest aktorstwo totalne, takie, które ja uwielbiam! Tu każdy gest, spojrzenie, oddech, zmarszczenie brwi, grymas twarzy, intonacja z jaką wypowiada się tekst, rollercoaster zmian nastrojów ma znaczenie i buduje obraz całości! A całość, czyli treść i przesłanie z niej wynikające jest niesłychanie ważne.

Nie będę Państwu zdradzał więcej szczegółów, ale jeżeli chcą Państwo zobaczyć WIELKIE aktorstwo Stanisławy Celińskiej i Lucyny Malec oraz dostać do przemyślenia potężną porcję materiału o życiu, radzę zdobyć bilety na „GRACE I GLORIĘ”. Czasami takie spojrzenie z boku na tematy naprawdę ważne dla każdego i każdej z nas, pomaga ułożyć swoje własne życie, a nie rzadko wręcz pomóc w rozwiązaniu, wydawać by się mogło, nierozwiązywalnych problemów. 

GRACE I GLORIA” pokazuje, że nawet o najważniejszych, często tragicznych i ostatecznych sprawach, można mówić w sposób prosty, niepatetyczny, często wręcz humorystyczny, taki który pozwala obłaskawić i zwalczyć traumy życiowe.

Bardzo ważną i wielce znaczącą rolę w spektaklu odgrywa przewijający się przez całą sztukę motyw muzyczny, czyli pieśń „Ratuj rozbitka” autorstwa Jerzego Satanowskiego. Ta kompozycja i jej tytuł może być mottem całej sztuki.

Na pewno wartością dodaną spektaklu są również: scenografia i kostiumy autorstwa Jerzego Rudzkiego, a także znakomite tłumaczenie oryginału dokonane przez Jacka Kaduczaka.

No i raz jeszcze powtórzę – obcujemy z aktorstwem najwyższej próby!

A propos aktorstwa. Mój osobisty apel do pani Stanisławy Celińskiej. Ja pamiętam Pani deklaracje przy okazji ukazywania się Pani kolejnych płyt z piosenkami w Pani wykonaniu (fantastyczne!!!), ale... teatr, scena, ciągle mi Pani mało! 

Źródło:

Materiał nadesłany