EN

19.11.2024, 17:04 Wersja do druku

O wtrącaniu się

Zabytkowy gmach lubelskiego teatru czeka na remont. Teatr w Kielcach, po kilkuletniej kapitalnej renowacji, dopiero co został oddany do użytku. Zakup sąsiedniej kamienicy i przyłączenie jej do pierwotnej bryły pozwoliły doposażyć scenę w maszynerię – marzenie inscenizatora – pisze Małgorzata Piekutowa w „Raptularzu E-teatru”.

„Baśń o wężowym sercu / ”fot. Natalia Kabanow / mat. teatru

Inne aktualności

1.
Końcówkę złotej polskiej spędziłam w Lublinie i w Kielcach, miastach nieodlegle położonych, o równie długiej historii i zbliżonej tkance społecznej. Tradycja, zabytki i – generalnie – przestrzeń miejska, którą chce się eksplorować, ściągają turystów, a szkolnictwo wyższe gwarantuje dopływ młodej krwi. Bardzo lubię te miasta, w każdym silnie odczuwam pewne prądy; nie bez obaw określę je „duchem polskości”.

W obu miastach stoją teatralne gmachy o dziewiętnastowiecznym rodowodzie, każdy ma w nazwie zacnego patrona i w każdym utrzymywany jest stały zespół aktorski. W obu teatrach w przeszłym i obecnym sezonie do współpracy zaproszono reżyserów bliskich pokoleniowo, odpowiednio: Piotra Ratajczaka (rocznik 1975) i Marcina Libera (rocznik 1970). Bliskich – wolno sądzić – także światopoglądowo, w każdym razie z pewnością żaden z nich nie uprawia teatru jako sztuki dla sztuki, traktując go jako narzędzie do wyrażania dość wyrazistych programów społecznych i politycznych. Słowem: obu artystom bliski jest teatr, który się wtrąca. W tym miejscu moja wzorowo paralelna relacja wyczerpała zasób podobieństw.

2.
Piotr Ratajczak i Magdalena Drab (dramaturgia) wzięli na warsztat Nowy wspaniały świat (1932), futurystyczną dystopię Aldousa Huxleya i wykroili z niej dynamiczną opowieść, lojalną wobec pierwowzoru. Na scenie Teatru im. Juliusza Osterwy sterylną, zdominowaną przez biel Republiką Świata rządzi aksamitny zamordyzm, a shopping & fucking, obok gwarantujących błogostan tabletek somy, stały się religią hierarchicznego, klasowego (by nie rzec: kastowego) społeczeństwa. Temperament wiedzie Ratajczaka ku krytyce naszej rzeczywistości, reżyser silnie akcentuje zatem Huxleyowskie proroctwa, spełnione co do kierunków i skutków inżynierii społecznej. Powszechna seksualizacja, postulaty pełnej kontroli nad rozrodczością, dezawuowanie instytucji rodziny, podważenie klasycznego modelu edukacji, warunkowanie za pomocą rozlicznych ogłupiaczy, mód i snobizmów – to nie zapowiedź przyszłości lecz nasza codzienność, którą przyjmujemy – jedni z entuzjazmem, inni z rezygnacją.

„Nowy wspaniały świat” / fot. Malwina Majer / mat. teatru

3.
Marcin Liber (podpisany także jako współscenarzysta) i Michał Kmiecik (podpisany i jako adaptator, i jako współscenarzysta – ?!) sięgnęli po wydaną w 2019 roku, nagrodzoną Nike Baśń o wężowym sercu albo wtóre słowo o Jakóbie Szeli Radka Raka. Powieść, podobnie jak Nowy, wspaniały świat, można zaliczyć do literatury fantastycznej, przy czym Rak, w przeciwieństwie do Huxleya, patrzy w przeszłość, a nie w przyszłość, a fakty historyczne (pomysłowo twistowane), opowiada jak klechdę1. W scenicznym ujęciu Kmiecika i Libera, hałaśliwym, pstrokatym i rozwibrowanym ruchem nowiutkiej maszynerii, dzieło Raka staje się emanacją agendy obowiązującej tak zwanych progresywnych twórców i kuratorów (jak możliwy był świat bez tego zajęcia? zawodu? funkcji?), z dyżurnym motywem-fetyszem, czyli pańszczyzną. Wprawdzie ten feudalny przeżytek na polskich ziemiach nie obowiązuje już od ponad stu pięćdziesięciu lat, jednak wciąż porusza serca progresistów, najwyraźniej sfrustrowanych brakiem kolonialnej winy w historii Polski. Przyznam, że jestem immunizowana na tę traumę. Pewnie dlatego, że peerelowska szkoła uczyniła chłopską niedolę tematem tępej propagandy, co zarówno ja, małomiasteczkowe pacholę, jak i moi wiejscy koledzy, zbywaliśmy wzruszeniem ramion, który to fakt dowodzi, że źle użyte środki wywołują skutek przeciwny do zamierzonego.

Tym, co uwodzi czytelników powieści Raka jest język i pomysłowość w kreowaniu rzeczywistości na poły realnej, na poły baśniowej. Nie zamierzam być adwokatem autora, jednak zasadniczą niewierność realizatorów spektaklu wobec literackiego pierwowzoru widzę w tych właśnie aspektach. Najwyraźniej teatr zapomniał, że pomiędzy językiem soczystym a wulgarnym rozciąga się Wielki Kanion, a formę rubaszną od knajackiej oddzielają Himalaje. I naprawdę w przypadku kieleckiego spektaklu o żadnym przekroczeniu jako narzędziu sztuki współczesnej nie może być mowy, bo zapuszkowanemu gównu artysty stuknęła już sześćdziesiątka, a słaba forma pozostanie słabą formą bez względu na Zeitgeist.

4.
Zabytkowy gmach lubelskiego teatru czeka na remont. Teatr w Kielcach, po kilkuletniej kapitalnej renowacji, dopiero co został oddany do użytku. Zakup sąsiedniej kamienicy i przyłączenie jej do pierwotnej bryły pozwoliły doposażyć scenę w maszynerię – marzenie inscenizatora.

W Lublinie obejrzałam spektakl przedpołudniowy, w Kielcach – uroczystą premierę, pierwszą po remoncie. Wynikają z tego oczywiste konsekwencje. Na widowni Osterwy zasiadła młodzież, przyprowadzona do teatru przez nauczycieli. Ku mojemu i towarzyszących mi kolegów zdumieniu przez niemal trzy godziny z uwagą słuchała, że życie ułatwione, pozbawione trosk i cierpienia to tylko miraż, że Shakespeare był wielkim poetą i warto go czytać (w ogóle warto czytać), że Bóg nie jest opresją, że niczym nieograniczony seks i tak zwane prawa reprodukcyjne nie są miarą postępu, że jako ludzie mamy rozmaite powinności, a emocje są solą istnienia. I nie mówi tego obywatel dziadocenu albo głupi katecheta. Jestem pewna, że dzięki teatrowi wielu młodych ludzi zyskało siłę i argumenty do przeciwstawienia się narzucanej nastolatkom „normie”.

Wnętrza kieleckiego Teatru im. Stefana Żeromskiego odrestaurowane w stylu, nazwijmy go, neobiedermeier, wypełniła szykowna, premierowa publiczność, zestawiona zgodnie z obowiązującą piramidą polityczną, urzędniczą i towarzyską, choć chwilami odnosiłam wrażenie, że siedzę wśród przedszkolaków (rechoty nasilały się, ilekroć ze sceny padały wulgaryzmy – a padały gęsto). Jednocześnie wyczuwało się pewną konsternację tej części widowni, która reprezentowała miejscowy patrycjat. I tak sobie myślałam (nie bez pewnej satysfakcji), umykając przed bankietową oficjałką na świeże powietrze, że tak zwany teatr progresywny, z prawdziwą progresją niemający nic wspólnego, strzelił sobie w stopę. Andrzej Mleczko narysował kiedyś kopulującą parę, nosorożca z żyrafą, a rysunek opatrzył podpisem: „Obywatelu, nie pieprz bez sensu”.

Przypisy:

1 O powieści i źródłach inspiracji zob.: Spotkanie autorskie z Radkiem Rakiem, rozmawia Jarosław Cymerman, Dzielnicowy Dom Kultury „Węglin”, 5 lutego 2022, https://www.facebook.com/ddkweglin/videos/4615018008626963 [proszę zignorować otwierającą planszę]. 

Źródło:

Raptularz E-teatru
Link do źródła