Przeszłość, która determinuje nasze wybory. Czy chcemy tego, czy nie. Czasem jest to toksyczny krąg, jak w operze „Trubadur” Giuseppe Verdiego, której premierę na scenie Opery na Zamku w Szczecinie będzie można zobaczyć już 22 kwietnia. Będzie miłość, zemsta, morderstwo – wszystko to, co w operze przyciąga… Ale nie tylko. O nowym odczytaniu jednego z najbardziej popularnych dzieł operowych na świecie, tragicznym trójkącie, zemście wędrującej przez pokolenia, docieraniu do prawdy z Barbarą Wiśniewską*, reżyserką i Marcinem Cecką*, dramaturgiem najnowszej inscenizacji rozmawiała Magdalena Jagiełło-Kmieciak.
Magdalena Jagiełło-Kmieciak: Pierwszy librecista Giuseppe Verdiego, Solera, mówił o twórcy libretta „Trubadura” raczej mało przyjaźnie: „Cammarano, napisawszy libretto do «Trubadura» zasłużył sobie na dożywotnie galery”. Zasłużył?
Marcin Cecko: Na szczęście pisanie zawiłych dramatów nie jest nielegalne. Nas, zamiast oceny literackiej, interesuje zrozumienie postaci i takie przedstawienie tej historii, żeby emocjonalne rezonowała z widzami także dzisiaj. Takiego samego podejścia wymaga dobry dramat. Trudnością „Trubadura” jest częste referowanie akcji, która wydarzyła się poza sceną, ale w gruncie rzeczy konflikt jest prosty: mamy klasyczną figurę miłosnego trójkąta. Leonora zakochana jest w trubadurze Manricu, w niej zaś kocha się hrabia Luna. Na obu mężczyznach ciąży bierzmo przeszłości, rodzinne tragedie. Hrabia otrzymał nakaz od umierającego ojca, by szukał swego porwanego brata. Manrico jest uległy matce Azucenie, która nakazuje mu pomścić śmierć jego spalonej przez ród Luna babki. Czujny widz szybko rozpozna tropy dramatów tamtej epoki: choć Manrico i hrabia pozornie się nie znają, zaczynamy rozumieć, że jest to jedna tragedia jednej rodziny. A rozgrywa ją przeszłość i nieumiejętność wyjścia bohaterów poza traumę swoich przodków.
„Trubadur” jest operą uwielbianą przez publiczność, więc „galery” czy nie – jest w nim coś, co przyciąga, niezależnie od interpretacji.
Barbara Wiśniewska: Skrajne emocje, jakie prezentują bohaterowie zawsze są fascynujące. Mamy w tym dziele porywającą muzykę i okrutną, tajemniczą historię.
Marcin Cecko: Te emocje pochodzą z tematów, które do dziś przyciągają ludzi w opowieściach. To oczywiście miłość i zemsta.
Czy szczecińska inscenizacja, nawet przy założeniu, że historia Verdiego jest skomplikowana, nie rozgrywa się w jednym planie, jest w stanie nieco ją rozjaśnić?
Marcin Cecko: Na to liczymy. U nas pierwszym planem jest dramat pomiędzy bohaterami. Drugim jest przeszłość, to, co działo się, kiedy Manrico i hrabia byli maleńkimi dziećmi, czyli historia Starej Cyganki i Starego Hrabiego. Tutaj sugerujemy, że mamy do czynienia z fabrykowaniem historii i ukrywaniem prawdy. Trzecim planem jest chór. To społeczność, która opowiada sobie całą tę historię, niczym w terapii próbuje ją zrozumieć i dotrzeć do prawdy. Oni nie wierzą w oficjalną wersję przeszłości. Przyglądają się i pomagają bohaterom zderzyć się z prawdą na swój temat.
Barbara Wiśniewska: Mamy nadzieję, że historia dzięki tej szczególnej perspektywie chóru będzie łatwiejsza do przeżycia i współodczuwania. Podążając za muzyką i postaciami stworzyliśmy też kilka wizyjnych obrazów. One mają dać wgląd w życie wewnętrzne postaci, ich rozdwojenia podczas podejmowania decyzji, ich skrajne emocje, jak np. rozczarowanie odrzuconego hrabiego.
Mamy tu trzy historie. Jak będą one splatać się ze sobą i funkcjonować zarazem obok siebie?
Barbara Wiśniewska: Zemsta, miłość i zbrodnia, przemoc będąca praprzyczyną wszystkiego. Przecież to świetnie działa na siebie wzajemnie! O czym innym są opery, jeśli nie o tym?
Marcin Cecko: Dzięki specjalnej roli chóru staje się to jedną historią – rozwikłanie tego splotu, akuszerowanie mu jest dla nich ważne. To proces docierania do prawdy…
Czyli opowiedzą Państwo o zderzeniu z traumą, zemście, o przeszłości…
Marcin Cecko: To, jak postępują ze sobą bohaterowie w kontekście miłości, bo to ona ich troje ze sobą łączy, wynika z tego, co wmówiły im osoby, które się nimi opiekowały. Leonora, która nie ma tego bagażu i to widać w tej postaci. Leonora pragnie kochać i być kochaną, być może pragnie trochę żarłocznie, ale nie ma innego celu, nie manipuluje jak Azucena czy hrabia. Na Manricu ciąży niestety nakaz zemsty i to przez nią rzecz nie ma pozytywnego finału. Hrabia również jest uwikłany w historię swojego ojca. Tak właśnie przeszłość rządzi tą historią.
Barbara Wiśniewska: Pracując nad tą operą dużo rozmawialiśmy o tym, że często odkrywamy swoje cechy i nazywamy to rozwojem, ale prawdziwą głębię uzyskujemy przez rozpoznanie przeszłości, przez zrozumienie rodziców, wybaczenie im. Stąd historia o porwaniu braciszka hrabiego i kobiecie spalonej na stosie, nie była dla nas tylko anegdotą, ale czymś co warunkuje bohaterów.
Czy ta przeszłość musi determinować nasze obecne wybory? Dziedziczymy po przodkach zło i traumę? Myślę teraz nie tylko o libretcie, ale i o nas samych, widzach.
Barbara Wiśniewska: Determinuje, czy tego chcemy, czy nie. Rodzice, rodzina, czy społeczność poprzez wychowanie wpajają nam różnego rodzaju zachowania, programy i sposoby radzenia sobie z rzeczywistością – niektóre przyswajamy i są dla nas pozytywne. Dbamy o nie, jesteśmy za nie wdzięczni. Inne, często pochodzące ze źle prowadzonych konfliktów lub nierozwiązanych spraw wdzierają się nam w ciało i psychikę i tam zostają na długo. Potrzeba czasu i pracy, żeby móc je rozpoznać i się od nich oddzielić, żeby nie powielać toksycznych zachowań. Niełatwo jest przerwać toksyczny krąg. Zło jest łatwe. Miłość wymaga pracy, ale to jedyny wybór, aby budować i wzmacniać relacje.
Wspominali Państwo o społeczności. Jak ona nam pomoże w tym toksycznym kręgu?
Barbara Wiśniewska: Do roli naszej społeczności zaprosiliśmy chór. Są oni ciałem zbiorowym, które wspiera głównych bohaterów w ich wyborach. Umiejętnie kieruje ich działaniami pozostawiając im wolną wolę i możliwość wyboru. To społeczność, która rozumie, że rozwój wydarza się poprzez przekroczenie siebie. Każde ciało ma swoje przeznaczenie. Jego los się wypełni niezależnie od tego jak bardzo będziemy się temu przeciwstawiać. Chór pomaga przejść przez ten proces.
Marcin Cecko: Myśleliśmy o sytuacji idealnej, o wspierającej grupie. Wydaje mi się, że społeczeństwo powinno składać się z takich troskliwych grup, że powinniśmy móc w nich być, żeby przeciwdziałać poczuciu alienacji i samotności.
Ten krąg, koło pojawi się na scenie. Czym będzie? Jakie metafory za sobą niesie? Można je zatrzymać?
Barbara Wiśniewska: Mam nadzieję, że każdy wytworzy takie metafory, jakie są najbliższe dla jego czy jej wrażliwości. Nie chciałam narzucać jednej słusznej interpretacji. Krąg, koło – to figura znana w kulturze i sztuce. Jest tak pojemne znaczeniowo, że wolałabym zostawić interpretację naszych założeń widzom.
Nie przeniesiemy się do Hiszpanii XV wieku. Czy ta opera nie może obronić się jako rzecz osadzona w danym czasie i miejscu?
Barbara Wiśniewska: Nie. To dzieło umieszczone na zamku staje się niedostępne, oddzielone od widza fosą sztuczności i udawania pozornej historyczności.
Marcin Cecko: Zamiast archeologicznej inscenizacji zainteresowała nas intensywność emocji oraz obciążenie przeszłością i temu chcieliśmy się przyjrzeć zamiast zamkowym murom i kostiumom z epoki.
Barbara Wiśniewska: W jaki sposób kocha Leonora? Czym jest relacja Manrica z przybraną matką Azuceną, dlaczego jest ona silniejsza niż relacja miłosna Manrica z Leonorą? Dlaczego hrabia jest taki zawłaszczający, nie znoszący sprzeciwu? Odpowiedzi na te pytania były dla nas ważne.
A teraz o śpiewie: sam Enrico Caruso powiedział, że do tej opery potrzeba czterech najlepszych głosów na świecie. I to jest recepta na „Trubadura”. Zgadzają się Państwo z nim?
Barbara Wiśniewska: To na pewno nie przeszkodziłoby – jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak żeby wybitna jakość wokalistów stała w sprzeczności z czyimkolwiek interesem przy wystawianiu spektaklu / dramatu muzycznego.
I na koniec – zawsze mnie frapuje przy interpretacjach uwspółcześniających, wprowadzających dodatkowe metafory, symbolikę: z czym ze spektaklu wyjdzie widz? Chcą Państwo zostawić go z pytaniami czy refleksją? Z czymś, co zbuduje w nim coś nowego?
Marcin Cecko: Mamy do czynienia z tragiczną historią. Mnie zawsze interesuje, żeby zostawić widza nie ze smutkiem, ale poczuciem, że będzie wiedział, jak można taką historię poprowadzić lepiej. Wiadomo, że takie nagromadzenie konfliktów rzadko występuje w życiu, ale z podstawowymi emocjami i relacjami
możemy się utożsamiać i zastanowić się nad tym, czym nasycamy nasze związki rodzinne i osobiste oraz co pozostawiamy następnemu pokoleniu.
Dziękuję za rozmowę.
*Barbara Wiśniewska:
Absolwentka reżyserii warszawskiej Akademii Teatralnej (2016), wcześniej studentka kulturoznawstwa w IKP UW. Dwukrotna laureatka Stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego za wybitne osiągnięcia i laureatka Nagrody im. Z. Krawczykowskiego. Doświadczenie zdobywała u boku takich artystów, jak Katie Mitchell, Christopher Alden i Ushio Amagatsu. Od 2012 r. współpracuje z Mariuszem Trelińskim jako asystentka oraz reżyserka wznowień jego spektakli w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, El Palau de les Arts Reina Sofía (Hiszpania), Theater an der Wien i Narodne Divadlo Státní Opera (Czechy).
Jej debiutem operowym jest spektakl „Krakowiacy i górale” Bogusławskiego w Operze Wrocławskiej (2017), a ostatnią premierą – „Zemsta nietoperza” J. Straussa syna, którą wystawiono w sierpniu 2022 r. w Alte Münze w Berlinie w ramach festiwalu Berlin Opernfest. Pracę w teatrach dramatycznych rozpoczęła spektaklem „Baby Doll” Williamsa w Teatrze Studio w Warszawie (2015). Od tego czasu zrealizowała wiele produkcji teatralnych, koncertów, spektakli festiwalowych i czytań performatywnych w teatrach instytucjonalnych w Polsce i za granicą.
*Marcin Cecko
Dramaturg, poeta, fotograf, autor scenariuszy. Wydał trzy tomiki wierszy: „Rozbiorek” (2000), „Pląsy” (2003) i „Mów” (2006). Współautor „Manifestu Neolingwistycznego”, głosu młodych literatów definiującego na nowo twórczość słowną w epoce upowszechniającej się cyfryzacji. W 2004 r. otrzymał nagrodę im. Marcina Kołodyńskiego „5-10-15 i dalej…” za interdyscyplinarne podejście do twórczości. Pracował jako fotograf reklamowy i portrecista. Lider zespołów performersko-muzycznych: Melancholia, Akryl Trio, 3 Boys Move. Jako dramaturg i autor scenariuszy współpracował z najciekawszymi reżyserami młodego i średniego pokolenia, zrealizował ponad 30 spektakli w teatrach w Polsce i za granicą. Prowadzi zajęcia z dramaturgii i nowych mediów na Uniwersytecie SWPS i zajęcia z performatyki w Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych. Od 2020 r. współpracuje jako dramaturg z Mariuszem Trelińskim nad inscenizacjami operowymi. Dwa lata później dołączył do Teatru Studio jako dramaturg i kierownik literacki.