Wyprawy teatralne to pasja niewielkiej grupy osób. Warto do nich dołączyć, tegoroczna wiosna jest ku temu najlepszą okazją - pisze Dariusz Kosiński w „Tygodniku Powszechnym”.
GNIEZNO Konieczność odbycia całodziennej podróży dla godzinnego przedstawienia? Według logiki pragmatycznej to absurd. Ale według logiki wartościowego doświadczenia- wielki zysk. Z pewnością będzie nim wyprawa do Gniezna na jedno z najważniejszych wydarzeń tego sezonu, czyli „Sędziów" Stanisława Wyspiańskiego w reż. Anny Augustynowicz. Gdyby zaś nie udało się trafić akurat na „Sędziów", to do Teatru Fredry i tak wyprawić się warto, np. na alternatywną historię początków polskiej państwowości (gdzież, jak nie w Gnieźnie, mogłaby się odbyć prapremiera „966 czyli zmierzchu bogów" Jarosława Murawskiego w reż. Marcina Libera) czy na przypominanie potransformacyjnych początków polskiej pornografii jako niewykorzystanej szansy na uwolnienie seksualności z piętna grzechu („Miła robótka" według książki Ewy Stusińskiej w reż. Agnieszki Jakimiak).
WAŁBRZYCH Skoro mowa o powrotach do niewykorzystanych szans i dawnych emocji, to wszyscy pamiętający ostatnie dekady XX w. powinni wiosną ruszyć do Wałbrzycha, bo tam w obecnym sezonie trwa parada przedstawień na różne sposoby odwołujących się do minionych ekscytacji. Jeszcze jesienią Teatr Szaniawskiego przywołał „Niewolnicę Isaurę" w spektaklu Agnieszki Wolny-Hamkało i Martyny Majewskiej, zimą - historię Andrzeja Gołoty („Bił sobie Andrzej" Mariusza Gołosza w reż. Macieja Hanuska), a wiosną zabiera widzów do „Szpitala na peryferiach". Trzeba jednak zastrzec, że spektakl Macieja Podstawnego tylko tytułem nawiązuje do słynnego czechosłowackiego serialu. W istocie ma być próbą podjęcia poważnej dyskusji o ochronie zdrowia i naszym do niej stosunku. Poważną dyskusję - tym razem o pracy - proponuje też wałbrzyska scena w swojej drugiej marcowej premierze - „Nad Niemnem", w której powieść Elizy Orzeszkowej połączona z dramatem reżyserującego przedstawienie Seba Majewskiego „Sowa, córka piekarza" staje się materiałem pozwalającym „ująć temat pracy w wymiarze historycznym". Jeśli kogoś poważne dyskusje męczą, to Teatr Szaniawskiego zaprasza na musical „Daisy" o legendarnej księżnej Daisy von Pless - ujmujące i zrobione ze znawstwem gatunku, a niedocenione przedstawienie.
SZCZECIN Jedna z najdłuższych tras, jaką trzeba pokonać, by obejrzeć dobry spektakl, wiedzie do Teatru Współczesnego w Szczecinie. Wprawdzie niektóre jego przedstawienia (jak „Odlot" Zenona Fajfera w reż. Anny Augustynowicz) bywają pokazywane na największych festiwalach, ale trudno na to liczyć w każdym przypadku. A wyprawa do Współczesnego to doświadczenie zawsze niezwykłe, nie tylko ze względu na wyjątkowe położenie i topografię samego budynku, ale przede wszystkim z powodu jakości i wagi tego, co w nim pokazywane. Od zeszłorocznego, wstrząsającego „Spartakusa. Miłości w czasach zarazy" w reż. Jakuba Skrzywanka, po najnowszą premierę „Snu nocy letniej" (częściowo) według Shakespeare'a (reż. Jakub Skrzywanek i Justyna Sobczyk) - teatr szczeciński gwarantuje doświadczenie i myślenie dalekie od schematów.
KIELCE Wyprawy pozametropolitalne nie muszą jednak wiązać się z pokonywaniem tak dużych odległości. Można wyskoczyć np. do Kielc, gdzie wprawdzie historyczny budynek Teatru Żeromskiego wciąż jest remontowany, ale sam zespół pod wodzą Michała Kotańskiego nie zwalnia tempa i nie rezygnuje z nowych wyzwań. Po premierach „Frankensteina" i „Uciekła mi przepióreczka" oraz kontrowersyjnym spektaklu Mateusza Pakuły „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję" (koprodukcja z krakowską Łaźnią Nową) wiosnę teatralne Kielce przywitały inscenizacją dramatu nominowanej do Paszportu „Polityki" Ishbel Szatrawskiej „Żywot i śmierć pana Hersha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia" w reż. Łukasza Kosa.
OPOLE Nieodległym od większości stolic, a historycznie wręcz modelowym teatralnym ośrodkiem metropolitalnym jest Opole, gdzie w już odnowionym Teatrze Jana Kochanowskiego dyrektor Norbert Rakowski proponuje wiosną własną inscenizację pod niezwykle zachęcającym tytułem „Cztery dobre powody by rzucić wszystko w cholerę". Czy jednym z tych powodów jest teatr? Nie wiem, ale do Opola wybrać się warto, zarówno po to, by zobaczyć własne produkcje tego teatru (np. „Kotkę na gorącym blaszanym dachu", którą wystawił niedawno Radosław Stępień), jak i dla obejrzenia przedstawień „klasyki żywej" zgromadzonych na Opolskich Konfrontacjach Teatralnych, które odbędą się na przełomie maja i czerwca.
POZNAŃ Teatralne wycieczki można wygodnie połączyć z weekendowymi wypadami do miast większych, komunikacyjnie łatwo dostępnych i zapewniających wiele pozateatralnych atrakcji. Na przykład do Poznania, który od lat należy do krajowej czołówki scenicznej, przede wszystkim dzięki skutecznie rywalizującym teatrom Polskiemu i Nowemu. Do Teatru Polskiego koniecznie trzeba się wybrać na ważne i głośne przedstawienia będące już w repertuarze, ale wciąż brzmiące nowymi tonami. Jak w obliczu „wojny papieskiej" zadziała prowokacyjna i niejednoznaczna „Śmierć Jana Pawła II" Jakuba Skrzywanka? Czy niedawna premiera „Hagi" Saszy Denisowej okaże się prorocza i rosyjscy zbrodniarze staną przed międzynarodowym trybunałem? Teatr Nowy z kolei rozpoczął wiosnę od premiery słynnego „Woyzecka" Georga Buchnera w reż. Zdenki Pszczołowskiej, a wśród proponowanych przez tę scenę niedawnych nowości jest też atrakcyjnie nieoczywisty dramat Neila LaBute'a „Kilka dziewczyn" wystawiony przez dyrektora Piotra Kruszczyńskiego.
GDAŃSK Jeden z najpopularniejszych kierunków krótkich wypadów miejskich to niezależnie od pory roku Gdańsk. Wprawdzie na koniec przebudowy najważniejszej tutejszej sceny - Teatru Wybrzeże - jeszcze chwilę przyjdzie poczekać, ale zespól kierowany przez Adama Orzechowskiego mimo trudności regularnie proponuje intrygujące nowości. Najbliższą ma być adaptacja „Kroniki wypadków miłosnych" Tadeusza Konwickiego w reż. Jarosława Tumidajskiego. Jeśli dodać do tego gdańskie prezentacje jednej z najgłośniejszych premier roku, musicalu „1989" (koprodukcja z Teatrem Słowackiego w Krakowie), to teatralne city break w Gdańsku natychmiast nabiera kolorów.
TORUŃ Innym miastem chętnie wybieranym na wiosenne wypady weekendowe jest Toruń. Przyjazd tu zawsze warto połączyć z wizytą w Teatrze Horzycy, choćby po to, by zobaczyć wciąż stosunkowo nową inscenizację „Wiśniowego sadu" Czechowa w reż. Łukasza Kosa.
BYDGOSZCZ Z Torunia już tylko rzut kamieniem, do Bydgoszczy - łączenie obu rywalizujących miast to dla miłośników teatru wręcz oczywistość. Choć główny gmach bydgoskiego Teatru Polskiego też jest w remoncie, wciąż dzieją się tu rzeczy teatralnie bardzo ciekawe. Przykładem dwie ostatnie premiery: „Komediantka" według Reymonta w reż. Anity Sokołowskiej oraz „Stella Walsh. Najszybsza osoba świata" w reż. Jana Jelińskiego - o interpłciowej biegaczce znanej w Polsce jako Stanisława Walasiewicz.
WROCŁAW Wycieczkę do Wrocławia z pewnością warto połączyć z wizytą w tutejszym Teatrze Współczesnym i obejrzeniem adaptacji głośnego „Chamstwa" Kacpra Pobłockiego w reż. Agnieszki Jakimiak czy zapowiadanej na 22 kwietnia premiery „Trąbki do słuchania" Leonory Carrington w reż. Weroniki Szczawińskiej, której „Miejskiego ptasiarza" i „Genialną przyjaciółkę" wciąż można oglądać na tej samej scenie. Nowym ważnym miejscem na teatralnej mapie Wrocławia j est w ostatnich latach Centrum Sztuk Performatywnych „Piekarnia" prowadzone przez Instytut Grotowskiego. Stale gości tam Teatr Polski w Podziemiu, którego najnowszą produkcję, znakomite „Finnegans W/Fake", będące polską odpowiedzią na poemat Joyce'a przygotowaną przez Beniamina Bukowskiego i Katarzynę Kalwat, obejrzeć będzie można po długiej przerwie w dniach 10-12 maja.
ŁÓDŹ Wśród wielu powodów, dla których wizyta w Łodzi to naprawdę dobry pomysł, jest też kilka teatralnych. Jeden z nich to najświeższa premiera Teatru Nowego „Dobrze ułożony młodzieniec" Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina - opowieść o nieoczywistości płciowych schematów. Nie wiem, czy „Dziady" to pozycja łatwo łącząca się z city break, ale gdyby komuś taki zestaw odpowiadał, to w Teatrze Jaracza niedawno odbyła się premiera kolejnej inscenizacji w reż. Adama Sroki. Na pewno więcej chętnych będzie na połączenie wiosennego weekendu z komedią, co umożliwia łódzki Teatr Powszechny, noszący dumne miano Polskiego Centrum Komedii. Wprawdzie „Błędne koło" Flavii Coste, którego premiera jest zapowiadana na 13 maja, to pozycja raczej poważna, ale w repertuarze teatru coś poprawiającego nastrój też się znajdzie.
ŚLĄSK I ZAGŁĘBIE Wbrew pozorom sieć teatralnych polskich metropolii nie jest stała. Są w niej oczywiście dwa najstabilniejsze punkty, czyli Kraków i Warszawa, ale pozycja trzeciej metropolii okazuje się zmienna. Dziś zajmuje ją bez wątpienia Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia ze stolicą w Katowicach. Tutejszy Teatr Śląski stał się w ostatnich latach jedną z najważniejszych scen w kraju, a że coraz wyższy poziom i ciekawsze propozycje proponują sceny w Sosnowcu, Gliwicach, Zabrzu i Tychach, to nic dziwnego, że to na Śląsk coraz częściej wiodą „teatrołaźnicze" szlaki. Okazją do tego (niestety dość rzadką i wymagającą wiosną co najmniej dwóch wypraw), by zapoznać się ze specyfiką regionu, w tym z relacjami wewnątrz GZM, jest obejrzenie swoistej śląsko-zagłębiowskiej dylogii „Węgla nie ma" Przemysława Piekarskiego w Katowicach i „Nikaj" Zbigniewa Rokity w Sosnowcu (jedyny wiosenny pokaz 14 maja). Oba spektakle, wyreżyserowane przez dwóch dyrektorów pracujących tym razem nie na swoich scenach (Jacek Jabrzyk w Katowicach, Robert Talarczyk w Sosnowcu), z humorem, ale i bez taryfy ulgowej ujawniają śląsko-zagłębiowskie napięcia i uprzedzenia.
Z pewnością jednym z najważniejszych przedstawień mijającego sezonu jest wyreżyserowana przez Maję Kleczewską adaptacja „Łaskawych" Jona-thana Littella (kto jeszcze nie widział, niech czym prędzej rusza do Katowic). Być może wydarzeniem równie głośnym będzie adaptacja „Empuzjonu" Olgi Tokarczuk w reż. Roberta Talarczyka, współprodukowana przez warszawskie Studio i wrocławski Instytut im. Grotowskiego. Frapującą propozycją jest też teatralna wersja słynnego „Przełamując fale" Larsa von Triera w reż. Justyny Łagowskiej. Jeśli dodać do tego jeszcze „Inwazję jaszczurów" Karela Ćapka w reż. Łukasza Zaleskiego w Teatrze Nowym w Zabrzu, to doprawdy otrzymamy aż nadmiar powodów do teatralnych wypadów na Śląsk.
KRAKÓW Do przyjazdu wiosną do Krakowa namawiać nie trzeba. Wprawdzie o bilety na największy (inna sprawa, czy zasłużenie) hit sezonu, musical „1989" w Teatrze Słowackiego, straszliwie trudno (podobnie jak na inne głośne propozycje tej sceny: „Dziady" Mai Kleczewskiej i ,Act of Killing" Jana Klaty), ale nawet jeśli nie uda się ich zdobyć, wciąż jest wiele powodów, by do stolicy Małopolski przyjechać.
Jednym z najmniej oczywistych jest znakomity, choć przedziwnie niedostrzeżony „Art of Living" Katarzyny Kalwat na Scenie Kameralnej Narodowego Starego Teatru. Premiera adaptacji „Życia. Instrukcji obsługi" Georges'a Pereca autorstwa Beniamina Bukowskiego odbyła się wprawdzie 9 grudnia, ale przedstawienie grane jest dość rzadko, więc jego kwietniowe i majowe pokazy to wciąż prezentacje nowej pozycji w repertuarze. Uprzedzam - spektakl trwa pięć godzin. Ale też uspokajam i zachęcam - to będą jedne z najwspanialszych pięciu godzin, jakie przeżyjecie w tym roku. Także najnowsze pozycje w repertuarze Starego Teatru, czyli „Opera za trzy grosze" Bertolta Brechta w reż. Ersana Mondtaga i „Genialna przyjaciółka" Eleny Ferrante w reż. Eweliny Marciniak, to spektakle z pewnością warte zobaczenia. Koniecznie dodać do nich trzeba najświeższą propozycję Teatru Ludowego - „Śmierć komiwojażera" Arthura Millera w reż. Małgorzaty Bogajewskiej, a także zapowiadaną na 5 maja premierę „Królowej" w reż. Piotra Siekluckiego - spektaklu o Freddiem Mercurym, który przygotowuje Teatr Nowy Proxima.
WARSZAWA Stolicę zostawiłem na koniec, bo jej teatralna stołeczność wciąż wydaje się oczywista, nawet jeśli właśnie w Warszawie ogólnopolski kryzys teatralny widać szczególnie jasno - po okresie bojowym stołeczne sceny spuściły z tonu. Może nie jest to „rok spokoju i relaksu", ale nie sposób nie zauważyć, że istotnych powodów do teatralnych wypraw w cień Pałacu coraz mniej. Czy wiosna to odmieni? Warto sprawdzić.
Wśród zapowiadanych premier warszawskich szansę na przyciągnięcie widzów ma wspomniany już „Empuzjon" w Teatrze Studio, najświeższa premiera Teatru Dramatycznego - „Chłopaki płaczą" Michała Buszewicza, zapowiadany przez TR Warszawa dramat Leny Languszonkowej „Mój sztandar zasikał kotek. Kroniki z Donbasu" w reż. Aleksandry Popławskiej czy „Melodramat" Anny Smolar - przedstawienie o alkoholizmie z perspektywy współuzależnionych kobiet, którego premiera odbędzie się w Teatrze Powszechnym. Wiele osób wybierze się z pewnością do Teatru Narodowego, by móc podziwiać jednego z największych polskich aktorów współczesnych, Jerzego Radziwiłowicza, w mającym wspaniałą polską tradycję aktorską (Tadeusz Łomnicki, Igor Przegrodzki) „Komediancie" Thomasa Bernharda w reż. Andrzeja Domalika.
Na przeciwległym biegunie teatralnego świata lokuje się jedna z najbardziej przeze mnie oczekiwanych warszawskich premier - oryginalna wersja „Hamleta" przygotowywana przez Dawida Żakowskiego i jego Sztukę Nową, rezydującą w tym sezonie w Mazowieckim Instytucie Kultury. Co jakiś czas zespół prezentuje tam swoje przedstawienia (najbliższy pokaz „Black Square" odbędzie się 6 kwietnia). Warto śledzić ich działalność, bo Sztuka Nowa to być może jedyny dziś w Polsce zespół, o którym z pełnym przekonaniem można powiedzieć, że tworzy przedstawienia awangardowe.
Koniec końców - niezależnie od tego, skąd my, teatrołazy, wyruszamy i czym jedziemy - pociągiem, autobusem czy metrem - wszyscy zobaczymy się zapewne na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych w Teatrze Dramatycznym - majowym przeglądzie tego, co według wybierających najlepsze w polskim teatrze ostatnich miesięcy. W tym roku program układa nowa ekipa Teatru Dramatycznego, więc może być szczególnie ciekawie.