Felieton o przemianach aktorstwa scenicznego w minionym sezonie teatralnym, zainspirowany trzydziestą trzecią edycją „Subiektywnego spisu aktorów teatralnych” Jacka Sieradzkiego.
Znawstwo autora spisu i uważna lektura jego obserwacji pozwalają dostrzec rodzące się zmiany w warsztacie aktorskim — odchodzenie od performatywnego rozproszenia na rzecz pogłębionej roli i klasycznych narzędzi interpretacyjnych. Czy to nowy rozdział w teatrze aktora?
W świecie sceny, który coraz częściej flirtuje z performance’em, stand-upem i rozmyciem granicy między aktorem a jego prywatnością, zaskakuje jedno: oto właśnie młodzi artyści coraz śmielej sięgają po… klasyczne narzędzia. Czyżby postdramatyczna era ustępowała miejsca powrotowi do roli jako konstrukcji? Wydaje się, że tak. A przynajmniej taką tezę stawia Jacka Sieradzkiego trzydziesta trzecia edycja Subiektywnego spisu aktorów teatralnych — jednego z najbardziej miarodajnych barometrów kondycji polskiego aktorstwa.
Trudno nie docenić erudycji i wnikliwości Sieradzkiego. To nie tylko selekcjoner talentów, ale i bezbłędny obserwator trendów, który potrafi wychwycić to, co nieoczywiste. Choć nie sili się na teoretyzowanie, jego uwagi – zanurzone w kontekście, ale klarowne – rysują mapę zmian zachodzących w sztuce aktorskiej. I właśnie w tym sezonie dostrzega rzecz niezwykłą: zamiast dalszego rozpuszczania tożsamości aktorskiej w dekonstrukcjach i performatywnych gestach, pojawia się wyraźna tęsknota za pełnokrwistą postacią. I nie chodzi tylko o powrót do roli jako takiej, ale o świadome i odważne budowanie relacji, świata, napięć.
Wyróżnieni przez Sieradzkiego aktorzy – zarówno doświadczeni, jak Agnieszka Przepiórska, jak i debiutanci – pokazują, że można tworzyć role gęste, skonstruowane, wielowymiarowe, a jednocześnie świeże, komunikatywne i silnie rezonujące z publicznością. Paradoksalnie to właśnie najmłodsze pokolenie – nieobciążone buntem wobec „tradycji”, bo nie pamięta jej jako dominującej – najspokojniej wraca do narzędzi warsztatowych, które jeszcze niedawno uznawano za anachroniczne.
To nie nostalgiczna rekonstrukcja, ale świadoma reaktualizacja klasycznego aktorstwa — z wykorzystaniem dzisiejszej wrażliwości, świadomości społecznej i nowoczesnego tekstu dramatycznego. Młodzi autorzy piszą role, a nie „sytuacje”. Reżyserzy nie boją się fabuły, a aktorzy – być może zmęczeni potrzebą „bycia sobą” – chętnie zanurzają się w fikcyjnych tożsamościach, które wymagają rzemiosła, dyscypliny i pracy nad strukturą.
Sieradzki – wnikliwy, a przy tym lojalny wobec aktorów – dostrzega też, że granie „postaci” nie oznacza rezygnacji z autentyczności. Przeciwnie: to inny jej poziom, oparty nie na dosłowności, ale na precyzji. W tym sensie tegoroczny „Spis” jest nie tylko katalogiem wybitnych kreacji, ale i opowieścią o tym, jak młodzi aktorzy redefiniują pojęcie prawdy scenicznej.
Czy to trwały zwrot? Czy może kolejny meander na teatralnej rzece, która – jak słusznie zauważa autor spisu – nigdy nie płynie prosto? Nie sposób przewidzieć. Ale jedno jest pewne: aktorstwo w Polsce żyje, rozwija się i zaskakuje – często wbrew teoretycznym diagnozom. A Jacek Sieradzki, z niezmienną czujnością i bez cienia mentorskości, nadal trzyma rękę na pulsie.