Logo
Magazyn

Nieporozumienie czy niezrozumienie?

30.05.2025, 14:26 Wersja do druku

Wokół „polskiej” premiery w d. Teatrze na Pohulance w Wilnie. Pisze Piotr Wyszomirski w „Gazecie Świętojańskiej”.

Planowana na 3 czerwca premiera „Cząstek kobiety” w Wileńskim Teatrze Starym (d. Teatrze na Pohulance) stała się źródłem ożywionej dyskusji w środowisku polskich teatralników nie tylko w Wilnie. By dobrze zrozumieć kontrowersje narosłe wokół tego wydarzenia, konieczne jest przypomnienie faktów historycznych.

Dziedzictwo, które powinno zobowiązywać

Pierwotna nazwa Teatr na Pohulance pochodzi od nazwy ulicy Wielka Pohulanka (obecnie J. Basanavičiusa), przy której znajduje się do dzisiaj gmach teatru wzniesiony w latach 1912–1914 z inicjatywy Hipolita Korwin-Milewskiego według projektu architektów Aleksandra Parczewskiego i Wacława Michniewicza ze składek społeczeństwa polskiego ówczesnego Wilna. Budynek przekazany został władzom miasta pod warunkiem, iż będą tu występować wyłącznie teatry polskie. W latach 1925-1929 budynek teatru na Pohulance był siedzibą teatru-laboratorium „Reduta” kierowanego przez Juliusza Osterwę i do wybuchu wojny był jedną z najważniejszych scen polskich. Po II wojnie światowej, wbrew intencji ofiarodawców, którzy zastrzegli, że w Teatrze mają występować tylko zespoły polskie, budynek został przekazany Litewskiemu Teatrowi Opery i Baletu, następnie mieścił się tu Teatr Młodzieży (litew. Jaunimo Teatras), od 1986 była to siedziba Litewskiego Rosyjskiego Teatru Dramatycznego. We wrześniu 2022 w reakcji na agresję Rosji na Ukrainę przemianowano teatr na Wileński Teatr Stary. (za i więcej na wikipedia.pl).

Stosunki polsko-litewskie i Teatr na Pohulance a teatr polski w Wilnie

Polacy na Litwie (nie mylić z Polonią) stanowią największą procentowo aktywną kulturowo mniejszość narodową poza Macierzą. Mimo kilku fal repatriacji, mroków sowietyzacji i trwającej do dzisiaj, choć bardziej dyskretnej, lituanizacji, zachowali tożsamość narodową jak żadna inna mniejszość polska, bo, jak sami o sobie mówią, nigdy z Polski nie wyjeżdżali. Każdy wrażliwy „koroniarz”, jak z mieszaniną ironii i poczucia wyjątkowości mówią o Polakach z Macierzy, odwiedzając Wileńszczyznę odnajdzie w niej endemiczny patriotyzm i wzruszenie, jakie towarzyszy spotkaniu z czymś, co w Koronie utracono już dawno i bezpowrotnie. Mimo kurtuazyjnych wypowiedzi części polityków litewskich i polskich Polacy na Litwie muszą wciąż walczyć o swoją tożsamość, są traktowani niezgodnie z normami choćby panującymi w Unii Europejskiej. Aż trudno sobie wyobrazić, że na Litwie ciągle zablokowana jest możliwość dodania do alfabetu łacińskiego polskich znaków diakrytycznych, by Polacy mogli posługiwać się swoimi oryginalnymi nazwiskami, gdy są w nich diakrytywy. Alfabet litewski, podobnie jak polski, jest oparty na alfabecie łacińskim, ale już z dodatkiem „dozwolonych”, litewskich diakrytywów

To oczywiście jawny przykład dyskryminacji i totalny absurd, ale ciągle obowiązujący:

Instytut Języka Litewskiego twierdzi, że nielitewskie znaki diakrytyczne zagrażałyby językowi

Co więcej, dzisiaj, po wybuchu wojny w Ukrainie i zalewie języka rosyjskiego, jaki napłynął z imigrantami ukraińskimi, a wcześniej białoruskimi, lęki i demony wracają, nacjonaliści rosną w siłę. A przecież to nie jedyny problem, długo można by rozprawiać o utrudnieniach, jakie ciągle są serwowane polskim szkołom itd., itd.

Niewątpliwie oprócz szkół niezwykle ważną rolę w obronie polskiej tożsamości odgrywa kultura, w tym teatr. W Wilnie aktywnie funkcjonują od ponad 60 lat dwa teatry: Polski Teatr w Wilnie i Polski Teatr „Studio” w Wilnie. Szczególnie ten drugi działa prężnie, wystawiając regularnie premiery i organizując międzynarodowe festiwale teatralne, które są najlepszą prezentacją aktywności teatralnej Polaków poza Polską (największe to Wileńskie Spotkania Sceny Polskiej i MonoWschód). To właśnie dzięki aktywności Lili i Edwarda Kiejzików Wilno zyskało wprawdzie nieformalny, ale niekwestionowany tytuł stolicy polskiego teatru poza Polską. Szczegółowo i celnie o zasługach polskich teatrów pisze znawca tematu i realiów Jarosław Cymerman, jeden z sygnatariuszy Unii Teatrów Polskich poza Polską, który zwraca też uwagę na rażące pominięcia i braki w komunikatach medialnych dystrybuowanych także przez Polaków w polskich mediach (sic!):

Jarosław Cymerman, Cząstki i półprawdy

Do ciekawych realizacji skatalogowanych przez Cymermana dołączyłbym koniecznie „Zagubionych we mgle” premierowanych na Pohulance w 2020 r.:

Biegnij na wspak. Teraz nikt nie zrozumie, kim jesteś. Recenzja „Zagubionych we mgłach”

Teatr polski na Pohulance dzisiaj

Polskie teatry w Wilnie działają w oparciu o entuzjazm i skromne dofinansowanie wybranych premier i festiwali, na bieżące działanie nie uzyskują żadnych środków. Żeby wynająć na jeden dzień Pohulankę Studio musi zapłacić 2 200 euro (ok. 10 tys. zł)! Tak się ma dzisiaj realizacja warunku historycznych fundatorów! Stary Teatr miał być teatrem mniejszości narodowych, a stał się nieczytelną konstrukcją osłabiającą polskie teatry w Wilnie. Nie dziwię się emocjom, jakie powinny się udzielić Polakom od ponad 60 lat broniących polskości w najszlachetniejszy i najtrudniejszy sposób, jakim jest bez wątpienia prowadzenie teatru i tworzenie spektakli w arcytrudnych warunkach poza Macierzą.

O Teatrze polskim poza Polską na stronie: https://teatrpozapolska.pl/

Milowy krok Polskiego Teatru „Studio” w Wilnie

Chciałbym wierzyć, że mamy do czynienia z nieświadomym działaniem, w tym także, co boli szczególnie, osoby która nauczyła się teatru w Polskim Teatrze „Studio” w Wilnie. Wystawienie węgierskiej sztuki z minimalnym udziałem żywiołu polskiego (troje a właściwie dwoje aktorów z praktyką w Studiu) jest legitymizacją działania Teatru Starego, który chce się wykazać realizacjami mniejszości narodowych i zamiast wzmacniać polski teatr, osłabia go! Chciałbym wierzyć, że to działanie nieświadome, ale czytając komunikaty, obawiam się, że jest to cyniczne działanie na szkodę „konkurencji”(?). Jeśli intencje Litwinów są szczere, powinni zaprosić do realizacji polskie teatry, które wybiorą teksty, obsadę i realizatorów. Ponadto, i tutaj apeluję do wszystkich, którzy mają na to wpływ: w pierwszej kolejności należy jak najszybciej umożliwić bezpłatne korzystanie z Pohulanki przez teatry polskie i jeśli są na tyle mocne, że podołają, teatry innych mniejszości. Jeszcze do końca roku można ustalić np. 5-10 terminów – jest to absolutnie możliwe, potrzebna jest tylko dobra wola.

Najważniejszy, konstruktywny wniosek z „nieporozumienia”

Jeśli ważna jest dla nas polskość poza Macierzą, to szczególnie teatr polski poza Polską potrzebuje systemowej pomocy. Powinniśmy zebrać się wszyscy, którym na tym zależy, na spotkaniu i ustalić transparentnie potrzeby oraz plan działania. Na takim spotkaniu, które Unia może zorganizować i przeprowadzić podczas Wileńskich Spotkań Sceny Polskiej (6-9 listopada) powinni spotkać się decydenci, znawcy, entuzjaści, teatralnicy i media z co najmniej obu krajów. Spotkanie nagramy i opublikujemy. I spróbujemy, jako Unia Teatrów Polskich poza Polską, dbać o realizację postulatów. Mamy szanse zrobić coś dobrego, wiec zróbmy to razem!

Piotr Wyszomirski – prosument kultury, pomysłodawca i sygnatariusz Unii Teatrów Polskich poza Polską.

Tytuł oryginalny

[interwencja] Nieporozumienie czy niezrozumienie?

Źródło:

„Gazeta Świętojańska” online
Link do źródła

Autor:

Piotr Wyszomirski

Data publikacji oryginału:

29.05.2025

Wątki tematyczne

Sprawdź także