Tegoroczna gala wręczenia nagród teatralnych na Pomorzu była inna i z jednego powodu nie powinna się powtórzyć. Chodzi oczywiście o pandemię i wszystkie jej konsekwencje. Mimo braku powodów do radości, spotkanie teatralników było wyjątkowo zabawne i bardzo dobrze - pisze Piotr Wyszomirski w Gazecie Świętojańskiej.
Nie było, niestety, pożegnania osób, które odeszły w ciągu kilkunastu miesięcy, zabrakło też nagród ZASP-u. Nie było jak zwykle Gdyni, ale to smutny odprysk niebinarnej poliamorii miejskiej w stylu Arka-Lechia (BTW: Arka spadła z Ekstraklasy i miłość co najmniej na rok na odległość jednej klasy roz(g)rywkowej, czyli jakby nie patrzeć mezalians). W zamian za to były nagrody specjalne marszałka dla dwóch dam naszego środowiska, czyli Aliny Kietrys i prof. Ewy Nawrockiej, którym w triumwiracie towarzyszył Ryszard Jaśniewicz. To był najbardziej wzruszający moment całego wydarzenia składającego się z wręczanek, otwarcia Malarni, bankietu i pokazu „Życia intymnego Jarosława”, z którego na szczęście nie muszę pisać recenzji (chyba lepiej: recki). Część artystyczna była udziałem śpiewającej i rozkwitającej Agaty Bykowskiej, której towarzyszyli instrumentaliści: Beniamin Baczewski i Tomasz Jocz.
Oops!… I Did It Again
Magdalena Gorzelańczyk i Adam Turczyk prowadzili wręczanki techniką, która zmonopolizowała chyba wszystkie tego typu imprezy w naszym regionie. Oops!… I Did It Again – niepotrzebny koncept na wprowadzenie postaci, jakikolwiek oryginalny pomysł zbyteczny, ma być śmiesznie i śmieszniej oraz najśmieszniej (pozdrowienia dla braci Farrelly). Właściwie cały czas trwało polowanie na jakieś fajne wpadki, niczym na zająca w „Misiu”, ale truskawki z tortu zgarnęli tym razem nasi Wybrańcy i Nagrodzeni.
Jacek Labijak obiecał obronę tych, których akurat w Gdańsku nikt na razie nie ściga, czyli gejów i lesbijki oraz właściwie chyba zaprosił ich do Teatru Wybrzeże, ale dyrektor Orzechowski nie ma z tym żadnego problemu. Robert Ninkiewicz, dysponujący refleksem jak Oleksy w najlepszym czasie przebił Labijaka cytatem z Mela Brooksa, który twierdził, że nie ma teatru bez Żydów, Cyganów i gejów. Bijący brawo teatralnicy rozglądali się dookoła w poszukiwaniu potwierdzenia słów autora „Producentów”.
Vipy górą
Marszałek Struk nie strzelał, choć dyrektor Orzechowski ciągle podrzucał mu naboje. Dzięki pani prezydent dowiedzieliśmy się, że to ustrojstwo, co jeździ w górę i w dół, to „windziałka”. Co na to Steven Tyler?
Jerzy Limon został przyparty do muru i nie może zawieść pani prezydent, która, podobnie jak wszyscy wtajemniczeni, wierzy w otwartość szefa i współwłaściciela Teatru Szekspirowskiego. Nie ma inaczej – pan profesor będzie musiał mocno opuścić cenę dla Teatru Wybrzeże. Generalnie było bardzo zabawnie i bardzo dobrze.