Jak byłam zniechęcona, wychodziło coś nie tak, było mi ciężko, to mówiłam sobie za Jurkiem Popiełuszką: nie ma lekko!… I od razu robiło mi się jakoś lżej. 6 lutego 1915 r. urodziła się Danuta Szaflarska, aktorka filmowa i teatralna.
"Cieszę się, właściwie jestem szczęśliwa. Bo jeżeli się kocha zawód i może się go wykonywać, to człowiek jest szczęśliwy" – powiedziała Danuta Szaflarska pod koniec filmu dokumentalnego "Inny świat" zrealizowanego przez Dorotę Kędzierzawską w 2012 roku. "Jerzy Popiełuszko miał takie powiedzenie, które bardzo pomaga… Coś narzekałam - a on mówi tak: nie ma lekko! I ja to sobie powtarzam" - dodała. "Uważam, że to jest świetnie, jak człowiek sobie zda sprawę, że nie ma lekko, trzeba przezwyciężyć, pracować, nie zniechęcać się… I do przodu!" - wyjaśniła Szaflarska.
"Nauczyła mnie frajdy z tego, że jestem, że się żyje" - mówiła PAP Dorota Kędzierzawska, w której filmach fabularnych - "Diabły, diabły" (1991), "Nic" (1998), i "Pora umierać" (2007) - zagrała aktorka. "Poznałyśmy się na planie mojego fabularnego debiutu, filmu Diabły, diabły. Ja wtedy bardzo bałam się aktorów, onieśmielali mnie. I podczas zdjęć wszystkie te moje obawy prysły" - przypomina Dorota Kędzierzawska. "Pani Danuta pracy oddawała się absolutnie, pracowała dla dobra filmu. Wysłuchiwała uwag, starała się dać z siebie wszystko" - dodaje.
"Gdy realizowaliśmy film Pora umierać, pani Danuta miała 91 lat. Obawialiśmy się więc trochę o jej formę. Tymczasem bardzo nas zaskoczyła" - mówi PAP Kędzierzawska. "Pamiętam, jak kręciliśmy scenę, w której pani Danuta, z filiżanką gorącej herbaty, wchodzi po dość stromych schodach. Towarzyszył jej pies. Oczywiście wyprzedzał panią Danutę. Więc - pędził pies i pędziła pani Danuta. Po piątej czy szóstej próbie powiedziałam: Danutko, błagam, idź wolniej, pamiętaj, że grasz staruszkę. Chwilami to ja miałam wrażenie, że jestem starsza - przyjeżdżałam na plan, mówiłam, że tu mnie boli, tam strzyka, źle się dzisiaj czuję, tymczasem pani Danuta nie narzekała. Była świetnie przygotowana do zdjęć, znała tekst na pamięć, nie miała żadnych aktorskich fochów" - wspomina.
"Przy niej zapominało się o różnicy wieku. Cechowała ją niesamowita pogoda ducha, z którą chyba trzeba się urodzić. Miała w żyłach góralską krew, była więc osobą bardzo twardą i odważną. Bez względu na to, kto był jej rozmówcą, zawsze mówiła to, co myślała - bez żadnych oporów. Gdy coś się jej nie podobało, jeśli uważała, że coś jest nie tak, natychmiast o tym mówiła. W relacjach z innymi ludźmi pani Danuta ceniła prostotę, nie znosiła fałszu - zresztą natychmiast świetnie go wyczuwała. Sama była bardzo skromna" - podsumowuje Dorota Kędzierzawska.
Swoją popularność Danuta Szaflarska traktowała z ironicznym dystansem. "Ludziom mylą się staruszki. Zdarzało się, że podchodzili do mnie z tomikami Wisławy Szymborskiej, prosząc o dedykację. Aż miło było być mylonym. Mówicie, panowie, że widzowie czują niedosyt. I bardzo dobrze. Nigdy nie wolno dać publiczności za dużo siebie" - powiedziała w rozmowie z Arkadiuszem Bartosiakiem i Łukaszem Klinke pt. "Danuta Szaflarska: młoda i gniewna" (Film", 2013). Nie lubiła udzielać wywiadów. "Bo wszyscy się dziwią, że tak długo żyję i pracuję" - wyjaśniła Alinie Gutek ("Zwierciadło", 2015).
Danuta Szaflarska urodziła się 6 lutego 1915 roku (w jej dokumentach jako oficjalna podawana jest jednak data 20 lutego) we wsi Kosarzyska koło Piwnicznej jako córka Aleksandra i Wandy z domu Karmańskiej. Wybierając studia, najpierw myślała o medycynie, potem o handlu. Dopiero później, za namową kolegów, zdecydowała się na aktorstwo. w 1936 r. zdała do Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej. Na drugi rok studiów przeszła z zastrzeżeniem, "że ma za małe oczy". Wyprowadzona z równowagi studentka Szaflarska zrugała autora tej uwagi Aleksandra Zelwerowicza. Profesor docenił, że uczennica odrobiła wałkowaną w kółko lekcję. "Jej temat: Aktor musi się umieć bronić - być bezczelny, odporny psychicznie, nie dać sobie wejść na głowę. Także dyrektorowi" - przypomniała Katarzyna Kubisiowska w książce pt. "Szaflarska. Grać, aby żyć" (2019).
Zadebiutowała tuż po wybuchu drugiej wojny światowej – 14 września 1939 r. w Teatrze na Pohulance w Wilnie jako Pernette w "Szczęśliwych dniach" Claude’a Pugeta, farsie o dzieciach, które dokazują w domu pod nieobecność rodziców. 17 września Wilno zajęli Sowieci. "W czasie przedstawienia słychać było świst pocisków, huk armat, artylerii. Publiczność uciekała z widowni, a my twardo, do końca na scenie - bo tak nas wychowano w szkole. Nigdy nie przerywać przedstawienia!" - wspominała Szaflarska. Zaraz potem dyrektor teatru Leopold Pobóg-Kielanowski (1907-88) zmienił niezbyt pasujący do otaczającej rzeczywistości tytuł spektaklu na - "Zielone lata".
W ciągu dwóch lat Szaflarska zagrała Na Pohulance ok. dwudziestu ról, od klasyki po obyczajowe komedie. W 1941 r. po ataku Niemiec na ZSRS przeniosła się do Warszawy. W latach 1942-43 występowała w Teatrze Podziemnym kierowanym przez Leona Schillera (1887-1954) i Edmunda Wiercińskiego (1889-195), a w latach 1943-45 w Teatrze Frontowym Armii Krajowej prowadzonym przez Józefa Wyszomirskiego (1909-82). W Powstaniu Warszawskim jako "Młynarzówna" była łączniczką - współorganizowała też koncerty z udziałem m.in. Miry Zimińskiej, Ireny Kwiatkowskiej i Mieczysława Fogga.
Po wojnie, przez rok, grała w Starym Teatrze w Krakowie (1945-46), następnie w Łodzi - w Teatrze Kameralnym. W 1949 r. przeniosła się do Warszawy. Do 1957 r. występowała w Teatrze Współczesnym, potem w Narodowym (1954-66). Od 1966, do emerytury w roku 1985, pracowała w Teatrze Dramatycznym. Potem, gościnnie, występowała na niemal wszystkich warszawskich scenach, w teatralnym dorobku ma około stu ról, m.in. w spektaklach reżyserowanych przez Erwina Axera, Macieja Englerta, Agnieszkę Glińską.
Jako aktorka filmowa wielką popularność zdobyła zaraz po wojnie rolami w "Zakazanych piosenkach" (1946) i "Skarbie" (1948) wyreżyserowanych przez Leonarda Buczkowskiego. W "Zakazanych piosenkach" partnerował jej Jerzy Duszyński. Razem trafili na okładkę tygodnika "Film". "Okropne zdjęcie. Taka dzidzia. A miałam 31 lat" - oceniła w rozmowie z Arkadiuszem Bartosiakiem i Łukaszem Klinke. "W filmie graliśmy w swoich prywatnych ubraniach. Później mi wypominano, że specjalnie chodzę w tej samej sukience, żeby się popisywać. A ja zwyczajnie nie miałam w czym chodzić" - dodała.
W dniu premiery 15 lutego 1949 r. "Skarb" obejrzało ok. 18 tysięcy widzów. Jednak recenzenci "byli już na posterunku" - skrytykowano Szaflarską za "udawanie amerykańskiej amantki". "Kto to widział, żeby robić takie głupie filmy, kiedy Polska się odbudowuje. Minęły dwa lata, Stalin obejrzał i powiedział: Takie filmy trzeba nagrywać. Wtedy dopiero zaczęło się odkręcanie kota ogonem" - wspominała aktorka.
"Po Skarbie jej filmowa kariera przygasła. Szlachetna przedwojenna uroda nie pasowała do socrealistycznych wzorów" - napisała Anna Legierska w artykule pt. "Danuta Szaflarska – amantka i wiedźma" (culuture.pl, 2015).
"Jerzy Zarzycki zaproponował mi w swoim filmie główną rolę ? robotnicy stachanówki. Przyjechałam na próbne zdjęcia, ubrali mnie w te kufajki, weszłam na halę zdjęciową, a cała ekipa dostała ataku śmiechu. Nie nadawałam się" - opowiadała Szaflarska Klinkemu i Bartosiakowi.
Aktorka zagrała m.in. w: "Ludziach z pociągu" (1961) Kazimierza Kutza, serialu "Lalka" (1977) Ryszarda Bera, "Dolinie Issy" (1982) Tadeusza Konwickiego, "Korczaku" (1990) Andrzeja Wajdy, "Diabłach, diabłach" (1991) Kędzierzawskiej, "Pożegnaniu z Marią" (1993) Filipa Zylbera.
W 2007 r. uznanie widzów i krytyki przyniosła jej kreacja w filmie "Pora umierać". W Japonii przed kinami ustawiały się długie kolejki. "Okazało się, że po traumie tsunami ten film dawał Japończykom nadzieję. Poruszał w nich jakieś czułe struny. Musiałyśmy nawet z Dorotą nagrać wystąpienie po japońsku" - wspominała Szaflarska.
W 2008 r. wystąpiła w komedii Juliusza Machulskiego "Ile waży koń trojański?" i filmie "Jeszcze nie wieczór" Jacka Bławuta, rok później w "Janosiku. Prawdziwej historii" Agnieszki Holland i Kasi Adamik. W 2012 r. - w "Pokłosiu" Władysława Pasikowskiego.
W stanie wojennym Danuta Szaflarska podjęła działalność w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom - jego członkowie, artyści i intelektualiści, a więc "osoby publiczne", m.in. chodzili na procesy robotników aresztowanych za organizowanie strajków i działalność związkową, by swoją obecnością wywierać "presję moralną" na sędziach. Razem z innymi "osobami publicznymi" chodziła na procesy aresztowanych robotników. Pewnego dnia na sali rozpraw młody niepozorny człowiek zapytał Szaflarską czy krzesło obok niej jest wolne: "Tak, proszę - odpowiedziałam, a on na to: nazywam się Popiełuszko i jestem księdzem. Pomyślałam sobie: o matko! Ksiądz mi tu będzie siedział!" - wspominała aktorka, która od czasów przedwojennych nie była u spowiedzi i kościoły omijała szerokim łukiem. Podczas przerwy w rozprawie Popiełuszko zaproponował wspólną kawę.
"Na tej kawie on do mnie mówi: proszę pani, ja raz w miesiącu odprawiam mszę za ojczyznę. Czy mogłaby pani na takiej mszy przeczytać wiersz?" - opowiadała Szaflarska. "To ja na to: proszę księdza, nie będę brała w tym udziału, bo ja do kościoła nie chodzę i jestem niewierząca. A on na to: nie szkodzi" - relacjonowała w miesięczniku "Znad Popradu" (2010). "I te dwa słowa nie szkodzi wróciły mi później wiarę i sprawiły, że się z nim zaprzyjaźniłam" - wyjaśniła.
"Ja to wszystko mówię po to, żeby pokazać wam, jaki był Jurek. On mnie nigdy nie nawracał. Przy nim po prostu sama zaczęłam wierzyć. I mówię kiedyś: Jurek, ja chcę się wyspowiadać. Ale już ze 40 lat tego nie robiłam! To mi odpowiedział: I dobrze, hurtem zawsze łatwiej. Taki był Jurek" - opowiadała Szaflarska podczas festiwalu Tofifest w 2014 roku.
Wspominała, że spowiedź była piękna, podobnie jak pokuta - zawsze, gdy przechodziła koło pustego kościoła, miała tam wstępować "na chwilę".
"W czasie urlopu pojechał do mojego drewnianego domku w Kosarzyskach. Później, 30 września 1984 r., na dziewiętnaście dni przed śmiercią, zapytałam go: – Może w październiku pojedziesz znów do Kosarzysk? – Będę miał zbyt wiele zajęć – zauważył. – Może na Boże Narodzenie" - opowiadała Szaflarska Janowi Zawiszy, autorowi artykułu pt. "Sceny z życia i po śmierci" ("Polityka", 2010).
"Z Jerzym mam kontakt ciągły. Dziękuję mu za każdą nową rolę w teatrze i w filmie. Wiem, że dostaję to od niego. Zdarza się, że propozycję odrzucam. A czasem przyjmuję, mówiąc do niego: – Wiem, że ty byś ją zaakceptował" - dodała. "W ten sposób zgodziłam się jakiś czas temu na etat w Teatrze Rozmaitości. W tym samym trybie przyjęłam rolę w filmie Pora umierać" - wyjaśniła Danuta Szaflarska.
Od maja 2010 r. należała do zespołu TR Warszawa. Wystąpiła tam w wystawionej przez Grzegorza Jarzynę sztuce Doroty Masłowskiej "Między nami dobrze jest" (2009) w roli Osowiałej Staruszki Na Wózku Inwalidzkim - za którą otrzymała m.in. nagrodę im. Jacka Woszczerowicza. Jarzyna podjął się ponadto przeniesienia sztuki Masłowskiej na ekran, film "Między nami dobrze jest" powstał w 2014 roku.
"Była fenomenem. Przekraczała granice swojego wieku, czas dla niej nie istniał. Zawsze jako pierwsza umiała tekst. Podnosiła poziom prób. Była nienagannie przygotowana do roli, nawet jak miała sto lat - niezwykle skupiona na pracy, zwrócona w stronę najważniejszych pytań. Była po prostu totalna" - mówi PAP Grzegorz Jarzyna. "To nie była aktorka, która zawracała innym głowę sobą i swoimi problemami" - podkreśla.
"Prócz wielkiego serca i wrażliwości wniosła do zespołu TR Warszawa także artystyczną energię oraz świadomość tradycji i pewnego etosu. Przypomniała nam o wadze i wartości tego, co robimy w teatrze. Potwierdzała istotność zawodu aktora i jego misję. Odwoływała się do tradycji, łączyła nas z nią" - wspomina reżyser.
"Nigdy nie narzekała, nawet gdy już nie mogła chodzić. Gdy pracowaliśmy nad Między nami dobrze jest przekonywaliśmy ją, żeby usiadła na wózku inwalidzkim. W końcu uległa, ale podczas owacji wstała i przeszła się w stronę widzów. Miała ogromną siłę witalną, wielką wiarę w życie" - dodaje.
"Można powiedzieć, że ta sztuka, gdzieś podświadomie, była napisana specjalnie dla niej. To była jej historia" - ocenia Jarzyna. "Szaflarska nie miała trzydziestu lat, gdy brała udział w powstaniu warszawskim. Rozumiała wszystkie głodne kawałki, które w swoim dramacie zawarła Dorota Masłowska. Wyjaśniała nam niektóre obrazy. W tekście Masłowskiej pojawiło się np. określenie płonący rower. Danuta przypomniała sobie, jak bomba rozwaliła dom na pół. I zobaczyła wtedy w przekroju wszystkie kondygnacje. Dom się powoli palił, na jednym z pięter podłoga się zapadała. A po niej powoli przesuwał się dziecięcy rowerek, który potem wyskoczył z drugiego piętra" - wspomina reżyser.
"Była niewzruszona wobec tego, jak potraktował ją los - i również ironiczna. Uwielbialiśmy jej cięty humor i opowieści z czasów drugiej wojny światowej bo o najstraszniejszych rzeczach mówiła z dystansem. Miała w głowie obrazy umierających dookoła ludzi i jednocześnie jakąś inną wartość, która pozwalała jej wierzyć w to, że życie jest gdzie indziej niż tam, na bruku. Wojna dla niej i dla jej pokolenia była zawsze w tle. Często śpiewała piosenki albo opowiadała, jak ludzi w tamtym czasie się cieszyli, całowali, kochali. Tryskała energią, zawsze dobry humor, często przypominała, że ból i cierpienie są tylko w naszym mózgu i możemy nad nimi zapanować" - podsumowuje Grzegorz Jarzyna.
Danuta Szaflarska umarła 19 lutego 2017 roku w wieku 102 lat.
"Potwornie mi jej teraz brakuje - i jak mam gorsze chwile to sobie z Danusią rozmawiam" - mówi PAP Dorota Kędzierzawska.