Przed laty uczyła śpiewu Beatę Kozidrak, teraz ma okazję do rozmów z Krystyną Jandą, Januszem Gajosem, czy Anną Seniuk. – Na wolontariacie w Teatrze Starym w Lublinie o dyżur czasem trzeba się bić – śmieje się Elżbieta Jaszak.
W podstawówce na Podwalu uczyła pani muzyki Beatę Kozidrak. Dziś – na emeryturze – nadal jest pani skazana na artystów?
Jak zaczęłam tam uczyć, to Beata była w trzeciej klasie, a jej brat Jarek w siódmej. Wtedy często odbywały się akademie szkolne, np. na Dzień Nauczyciela. Pamiętam jak ona, taka malutka, wyszła na scenę i zaśpiewała „Dzięcioł w drzewo stukał, dziewczę płakało”. Jarek grał na gitarze, robił jej akompaniament. Zobaczyłam, że to są bardzo uzdolnione dzieci. Uczyłam Beatę do siódmej klasy podstawówki. Do czasu, kiedy odeszłam ze szkoły do Młodzieżowego Domu Kultury na ul. Grodzkiej, gdzie prowadziłam zespół ludowy, a potem estradowy. Beata, już jako licealistka, wraz ze swoimi kolegami, miała tam próby. Pamiętam konkurs piosenki w domu kultury na RDM-ie. To były lata 70., a Beata zdobyła pierwszą nagrodę. W "Kurierze Lubelskim" napisali wtedy, że wygrała Elżbieta Kozidrak, którą przygotowała pani Beata Jaszak. Zamienili nam imiona.
A jak zaczęła się pani przygoda z Teatrem Starym?
Teatrem interesowałam się od dawna. Chodziłam do Osterwy. Pamiętam czasy, gdy grali tam Stanisław Mikulski i Jan Machulski i mam w głowie taki obraz: idziemy 1 maja ze szkoły na pochód, a oni stoją z transparentem „Teatr im. Juliusza Osterwy”. Teatr Stary to już czas mojej emerytury. Po aktywności zawodowej, gdzie często doba była za krótka, okazało się że nie mam co robić. Szok! Zapisałam się na Uniwersytet Trzeciego Wieku, ale to nie było dla mnie. Jak otworzyli Teatr Stary to od razu przyleciałam na jakiś spektakl. We foyer ktoś mi się nagle rzuca na szyję i krzyczy: „Dzień dobry pani Elu”! To była Karolina Rozwód, ówczesna dyrektorka, którą znałam z czasów jej dzieciństwa. Karolina jako 8-latka należała do sekcji gimnastycznej MDK, a ja tam akompaniowałam. Do Teatru Startego przychodziłam jako widz przez trzy lata. Na początku nie wiedziałam, że jest wolontariat. Ale jak się dowiedziałam to wypełniłam ankietę i rzuciłam się w ten wir. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez tego miejsca. Jakby mi ktoś zabrał teatr, to tak, jakby odciął dopływ powietrza.
Jak często jest pani w teatrze?
To jak często jestem na dyżurze wolontariackim zależy od tego, ilu aktualnie nas jest. Jeśli dużo to o dyżury musimy się bić, wręcz czyhamy na grafik, żeby się załapać. Jak było nas mniej to pojawiałam się co drugi dzień, nawet się śmiali ze mnie, że mogę tu spać, po co mam wracać do domu. Jeśli są tylko jakieś miejsca nieobsadzone, to od razu się wpisuję. Z tą bijatyką to oczywiście żartuję, my wolontariusze tworzymy społeczność, spędzamy ze sobą czas także poza teatrem – w domu, w kawiarni. Mamy grupę na WhatsApp „Kultura z TS”, gdzie przekazujemy sobie informacje o wydarzeniach kulturalnych w Lublinie i też razem na nie chodzimy. W Teatrze Starym każdy dzień to inny cykl.
Ma pani swój ulubiony?
Lubię koncerty i spektakle. Zdecydowanie teatr kocham bardziej niż film. W teatrze aktor gra dla mnie, wychodzi na scenę po to, żeby mi coś pokazać. Pamiętam monodram Gabrieli Muskały „Podróż do Buenos Aires”, gdzie grała osobę chorą na Alzheimera. W ciągu 1,5 godziny z człowieka, który dopiero ma początki choroby stała się „rośliną”. Jej gra była niezwykle sugestywna, wspaniała! Przyjechał też Jerzy Stuhr ze spektaklem „Kontrabasista” i jak mówił ze sceny, że się źle czuje, to myślałem, że naprawdę coś mu się stało. Z ostatnich rzeczy zupełnie oczarowała mnie Marysia Seweryn w monodramie „Na pierwszy rzut oka”. Grała adwokata, ale potem sama została świadkiem w dość przykrej sytuacji. To było coś niesamowitego. Marysia przerosła swojego tatusia i mamusię!
Zapamiętała pani szczególnie jakieś spotkanie?
O tak! Z Anną Seniuk, która grała sekretarkę Goebbelsa w spektaklu „Życie Pani Pomsel”. Siedziała przez dwie godziny w fotelu i opowiadała o swoim życiu. Była tak wspaniała, że jak się już spektakl skończył to wyszłam przed scenę i jak pani Ania schodziła ze schodów to się na nią rzuciłam, zaczęłam ściskać i całować. „Kobieto, udusisz mnie” – powiedziała Seniuk (śmiech).
W tym sezonie do wolontariatu w Teatrze Starym zgłosiło się 70 osób, z czego aktywnych jest ponad 50. Na każdym wydarzeniu (dyżur wolontariacki) jest zazwyczaj siedmiu wolontariuszy – dwóch w szatni, pozostali na sali widowiskowej i w foyer.