5 lutego 1930 roku urodziła się Kalina Jędrusik – wamp, symbol seksu, ale przede wszystkim kolorowy ptak, który wyróżniał się w PRL-owskiej szarzyźnie. „Kiedy kolorowy ptak wyleci z klatki, zostanie natychmiast zadziobany przez szare” – mówiła o sobie sama artystka.
Kolorowym ptakiem, któremu komunistyczna klatka połamała skrzydła nazwała ją pewnego razu Urszula Sipińska.
Urodziła się 5 lutego 1930 r. w Gnaszynie, który jest obecnie dzielnicą Częstochowy. Jej ojciec, Henryk Jędrusik, był pedagogiem, nauczycielem, senatorem II Rzeczypospolitej (w latach 1938-1939, związany był z utworzonym pod egidą Rydza-Śmigłego Obozem Zjednoczenia Narodowego).
Mała Kalina dostawała od niego wiele książek. W każdej z nich wpisywał dedykację: "staraj się robić w życiu to, na co masz ochotę, ale tak, aby nikt z twojego powodu, nie płakał".
Po studiach aktorskich w Krakowie Kalina Jędrusik trafiła w 1953 r. do Teatru Wybrzeże w Gdańsku, gdzie już pierwszymi rolami zwróciła na siebie uwagę, m.in. Stanisława Dygata, cenionego pisarza - autora "Jeziora Bodeńskiego" i "Pożegnań". Dygat był wówczas żonaty z aktorką Władysławą Nawrocką, którą zostawił dla Kaliny. Wkrótce Jędrusik i Dygat zostali małżeństwem. Tworzyli w Polsce jedną z najbarwniejszych artystycznych par tamtych czasów.
"Kalina była najlepiej napisaną postacią Dygata. Byli najwspanialszym i najbardziej niezwykłym małżeństwem" - wspominał znajomość z nimi Kazimierz Kutz. O tym jak ten reżyser rodem ze Śląska cenił sobie spotkania z obojgiem artystów może świadczyć inna jego wypowiedź. "W ich domu dojrzewałem jak zielony pomidor" - opisał obrazowo tamte spotkania.
Nawet wiele lat później był pod wrażeniem urody Kaliny Jędrusik. "Wyglądała jak świeżo wypieczona bułeczka z obfitym biustem sięgającym niemal po zęby i oczami młodej sowy" - wspominał. Jędrusik zagrała w 1964 roku w wyreżyserowanym przez niego "Upale".
"W życiu uczuciowym Kaliny dużo było teatralności. Nigdy nie chodziło o sam poryw serca, ale też o niezwykłe okoliczności, które temu towarzyszyły. A zwłaszcza o emocje. Ona lubiła rozmach i dużą skalę. Jak coś robiła, to angażowała się w to na całego. Kiedy np. robiła kolację, to zamieniała proces gotowania w spektakl: zdobywała wyszukane produkty, które specjalnie na tę okazję kupowała, robiła prawdziwą ceremonię z wnoszeniem, ustawianiem, zachęcaniem do próbowania" - powiedziała w jednym z wywiadów PAP Ula Ryciak, autorka biografii "Niemoralna. Kalina".
Kariera teatralna Jędrusik objęła później występy na scenach warszawskich - w Teatrze Narodowym (1955–1957), Teatrze Współczesnym (1957–1963), Teatrze Komedia (1964–1967), Studenckim Teatrze Satyryków (1969–1972), Teatrze Rozmaitości (1972–1985) oraz Teatrze Polskim (1985–1991). Wielką popularność przyniosły jej występy w telewizyjnym Kabarecie Starszych Panów (1958-1966), gdzie wykonywała piosenki Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego, m.in. niezapomniane "S.O.S.", "Bo we mnie jest seks", "Zmierzch".
W swojej książce "Z kim tak ci będzie źle jak ze mną? Historia Kaliny Jędrusik i Stanisława Dygata" Remigiusz Grzela przytacza wspomnienie Agnieszki Osieckiej, która w "Polityce" opowiadała, jak w 1964 r. przyjechał z Berlina Konrad Swinarski. "Śmiał się strasznie, leżąc na podłodze na plecach, patrząc, jak Kalina śpiewa swoją piosenkę Bo we mnie jest seks. Robiła różne wyzywające gesty, oblizywała się. A Konrad chichotał dziko i mówił: Przecież to jest największa polska aktorka komediowa". Sama Jędrusik skarżyła się na to, że jest odbierana zupełnie niezgodnie ze swoimi intencjami.
W jednym ze sfilmowanych wywiadów z Jędrusik opowiadała ona Jeremiemu Przyborze, że chociaż w Kabarecie Starszych Panów śpiewała wiele piosenek o zabarwieniu "sentymentalno-refleksyjno-dramatyczno-lirycznym", w pamięci widzów i słuchaczy pozostała jako "pierwsza wampirzyca". Opowiadała, że słuchacze uważają, że śpiewa "bardzo drapieżnie i seksi". Co ciekawe, mówiła, że inaczej odbierają ją niewidomi.
W tekście opublikowanym w 36. numerze "Przekroju" w 1988 r. Jędrusik skarżyła się Piotrowi Gackowi, że zgubne dla niej okazało się utożsamianie się z kreowanymi postaciami (chociaż uważała to za warunek dobrego aktorstwa). "Mówiono: Ona jest taka… zepsuta, bo grałam kobietę zdradzającą męża. Narkomanka i alkoholiczka! Ci wszyscy ludzie w kinie i teatrze wiedzieli lepiej ode mnie, kim jestem. Koszmar… Roztrząsa się moją rolę Lucy Zuckerowej w Ziemi Obiecanej [1974] Andrzeja Wajdy, urosła ona do mojej sztandarowej roli. Ale dlaczego? Ta kreacja była po prostu efektowna, żeby nie powiedzieć efekciarska. Takie było nasze z reżyserem założenie. Minęło dziesięć lat i nie takie role się kręci. Może moją ekspresją drażnię ludzi? A ja proszę o odrobinę obojętności. To nie kokieteria" - twierdziła.
Po pierwszych pokazach serialu "Hotel Polanów", w którym zagrała Józefinę Polanową, apodyktyczną matkę, mówiono z kolei, że nikt inny nie zagrałby tej roli lepiej od niej, ale jednocześnie oskarżano, że Żydzi z całego świata zasypali ją po premierze biżuterią i złotem. "Jak ja mam walczyć z tymi bzdurami? Grałam morderczynię. I co? Należy mnie zamknąć w więzieniu albo zakładzie psychiatrycznym? Znam swój zawód, potrafię zagrać psa i kota, starą babę i dziwkę…".
Z drugiej strony Kalina sama wywoływała niektóre kontrowersje. Słynny w Warszawie był jej niewyparzony język. "Klęła jak szewc. Ale słuchało się tego z przyjemnością, nie było w tym chamstwa. Gdyby mówił tak ktoś inny, byłoby to żałosne" - opowiadał Jerzy Gruza w książce "Życie artystek w PRL" Sławomira Kopra. Często zachowywała się prowokacyjnie: zapamiętano, że w Chałupach wchodziła rano do sklepu spożywczego, gdzie po bułki tłoczyła się kolejka Kaszubek z koszykami. Wciskała się przed nie w rozchylonym szlafroku i mówiła do sprzedawczyni: "Cztery butelki szampana, bo się będę w nim kąpać".
Taki sposób bycia, a także wygląd Kaliny Jędrusik nieustannie bulwersowały PRL-owskie władze. Cytowany w tej samej książce Przybora wspominał: "od momentu, kiedy ona w jakimś koncercie telewizyjnym [w 1963 r. podczas transmitowanego w TVP katowickiego występu na barbórce - przyp. red.] na tym swoim wspaniałym biuście, a właściwie w międzybiuściu, zawiesiła krzyżyk, przez kilka lat na Kalinę było embargo w telewizji. To zaważyło na karierze Kaliny. Przez pewien czas mogła pokazywać się na wizji tylko w Kabarecie Starszych Panów, i to skromnie ubrana. Ale pewnego dnia (a programy szły na żywo) skończyła swój numer w skromnej sukni i kiedy realizatorzy odetchnęli z ulgą, odwróciła się: miała dekolt prawie odsłaniający pośladki".
Sama Jędrusik doszukiwała się powodu embarga na swoje telewizyjne występy w tym, że przełamywała obowiązujący w mediach PRL stereotyp kobiety społecznicy, traktorzystki, szwaczki, "babo-chłopa". W 1988 r. Piotrowi Gackowi wyznała, że jako aktorka miała ciężkie życie, zagrała niewiele ról, większość z nich jako dziewczyna z marginesu społecznego. Mówiła, że nigdy na ekranie nie była naga, że ludzie to wymyślali i że przez jej sposób mówienia, głos, mimikę uważali ją za wulgarną. "Proszę pamiętać, że to były przyzwoite lata 60." - dodała. "Wówczas zostałam przez naszych decydentów kultury, a właściwie ich żony, wyrzucona z radia, telewizji, kina. [...] Właśnie, kiedy byłam pełna energii, urody, młodości, zdolności i należało grać - nie zagrałam prawie nic. Grałam tzw. znaczące epizody, żeby coś zarobić, żeby z czegoś żyć. Nie skarżę się, ale tak bardzo szkoda mi tego zmarnowanego czasu bezrobocia nie z mojej winy".
Wcześniej, w 1957 r., zaczęła pracę w Teatrze Współczesnym w Warszawie, którego dyrektorem był Erwin Axer. Tam współpracowała m.in. z wybitnym reżyserem Konradem Swinarskim. Zagrała u niego Polly w "Operze za trzy grosze" Bertolta Brechta. Wcieliła się też w Luzzi w "Pierwszym dniu wolności" Leona Kruczkowskiego w reżyserii Axera. Krytyk Roman Szydłowski, tłumacz i znawca Brechta, cytowany w książce Grzeli, pisał że Kalina: „w Operze za trzy grosze stworzyła w roli Polly dojrzałą kreację, wytrzymującą porównania z najświetniejszymi odtwórczyniami tej postaci. Jest bardzo mieszczańska (jak tego chciał Brecht) i bardzo satyrycznie traktuje swą postać. Ale zarazem jest pełna dyskretnego liryzmu i po swojemu sympatyczna. [...] A jak świetnie śpiewa songi. Jest muzykalna i nie fałszuje [...], a zarazem śpiewa w sposób teatralny, podaje tekst piosenek, zachowując ich dowcip, interpretując ich tekst, nie usiłując wcale naśladować śpiewaczek operowych czy operetkowych. Tą rolą wchodzi Kalina Jędrusik w krąg najciekawszych młodych aktorek stolicy”
"Podobnie jak u Marilyn Monroe w jej DNA było coś, co z miejsca uwodziło mężczyzn i publiczność. Była świetną aktorką. Ale gdzieś głęboko pod skórą czuła się jak ptak, któremu komunistyczna klatka połamała skrzydła – tłumaczyła Urszula Sipińska w książce Grzeli. I trafiła w sedno, bo we wspomnianej już rozmowie z Piotrem Gackiem Jędrusik mówiła, że "indywidualność, szukanie własnej osobowości, jest u nas wciąż jeszcze oryginalnością".
"Tak, trzeba mieć odwagę, żeby robić to, na co ma się ochotę. Ta chęć bycia sobą w naszych warunkach jawi się jako dziwactwo. Tak było, kiedy zaczynałam, tak jest i teraz. Po latach pracy w tym zawodzie okazało się, że byłam zbyt otwarta na ludzi. Dziś wiem, że należy właśnie zakrywać się, chować w ślimaczą skorupę. Nie potrafiłam zasłonić się na ringu i dlatego często uderzano mnie. Rozwierałam ramiona, szłam ulicą wesoła, roześmiana, w krótkiej spódnicy. Byłam przecież młoda. Taki kolorowy ptak, ale wokół mnie fruwały szare, jednakowe ptaki. Takie same jak ja, ale jednak inne. Kiedy kolorowy ptak wyleci z klatki, zostanie natychmiast zadziobany przez szare. Jak w przyrodzie! Nie postępowałam tak, aby kogokolwiek szokować. Chciałam czuć się swobodnie, chciałam być sobą".
W ostatnim swoim filmie zagrała w "Podwójnym życiu Weroniki" Krzysztofa Kieślowskiego, wcieliła się w rolę nauczycielki śpiewu. Zmarła 7 sierpnia 1991 roku.
Dariusz Michalski, autor biografii Kaliny Jędrusik, powiedział PAP, że Kalina, "za przewodnika swego intelektu (i charakteru) mając najpierw nietuzinkowego ojca, przedwojennego senatora, a potem niezwyczajnego męża, wybitnego pisarza – kochała intelektualną przygodę".
"Spotkania, w których śmiało i dosadnie żartowała, prowokowała sytuacje i komentarze, niebezpiecznie wychodziła przed szereg – w ten sposób egzaminowała otaczający ją świat: da się nabrać? Odetnie się i odwinie? Będzie z kim i o czym rozmawiać? Sytuacja potoczy się dalej?" - wyjaśniał. Zdaniem Michalskiego "taką też była aktorką: śmiałą (słynny monolog golaski w wannie w filmie Lekarstwo na miłość, 1966), bywało, że straceńczo odważną (ikoniczna scena w wagonie i powozie w ekranowej Ziemi obiecanej). Z czasem zaczęło być jej z tym niewygodnie, bo też nawet prawdziwie Jej życzliwi nie wszystko w jej zachowaniu akceptowali. Może też – bo ja wiem? – nie do końca rozumieli zasady Kalinowej reżyserii rozmów, spotkań, pogaduszek, zachowań. Dla mnie autokreowana Jędrusik zawsze była prawdziwa, zawsze… po prostu Kalinowa".