EN

8.02.2022, 11:40 Wersja do druku

Na tym najlepszym z możliwych światów!

„Kandyd, czyli optymizm” w reż.  Rafała Szumskiego  w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Częstochowie. Pisze Wiola Imiolczyk z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Piotr Dłubak / mat. teatru

Częstochowski „Kandyd” to uczta. Zamiast dań serwowanych jedno po drugim, dostajemy bogato zastawiony stół, na którym niczego nie brakuje. Reżyser Rafał Szumski pokazuje, jak kompletna może być inscenizacja, sięgając po wszystkie dostępne środki teatralnej iluzji. Jest tu wartka akcja, jest dynamiczna choreografia. Są świetni aktorzy, a towarzyszą im muzycy z Filharmonii Częstochowskiej, grając na żywo.

„Kandyd, czyli optymizm” Voltaire’a w przekładzie Tadeusza Boya-Żeleńskiego to klasyka, której przesłanie pozostaje wciąż aktualne. Reżyser sięga po adaptację Macieja Wojtyszki i Krzysztofa Orzechowskiego. Historia tytułowego Kandyda to opowieść o świecie pełnym okrucieństwa i niesprawiedliwości: są w nim zaślepieni inkwizytorzy, brutalni żołnierze i chytre rzezimieszki. Jest też on, Kandyd (Adam Machalica), czyli optymizm wcielony w postać naiwnego młodzieńca. Nieszczęśliwie zakochany przemierza morza i oceany, aby odnaleźć swą Kunegundę (Hanna Zbyryt). Jego mistrzem i przewodnikiem duchowym jest filozof Pangloss (Antoni Ryt) przekonany o tym, że żyjemy w świecie, gdzie „wszystko jest najlepsze”.

fot. Piotr Dłubak / mat. teatru

Opowieść pełna jest fantastycznych zdarzeń i niespodziewanych zwrotów akcji, a widz niczego nie może być pewien. Na początku spektaklu filozof ginie z rąk inkwizycji, jednak nie przeszkadza to, by pod koniec wrócić na scenę żywy – w końcu powiesili go, ale niedbale. Kunegunda, która mogłaby być martwa po rozpruciu brzucha i zgwałceniu przez wojsko Bułgarów, żyje, bo jak sama mówi: od tego się jeszcze nie umiera. Kandyd u boku swego towarzysza Kakambo (Bartosz Kopeć) trafia do dalekiego Paragwaju, gdzie jakby nigdy nic spotyka brata Kunegundy (Maciej Półtorak), który jest miejscowym komendantem. Wydarzenia dzieją się błyskawicznie, postaci pojawiają się i znikają, by powrócić w nieoczekiwanym momencie.

Częstochowski „Kandyd...” wiernie oddaje treść filozoficznej opowiastki Voltaire’a. Żywiołowa narracja podszyta jest ironią i sarkazmem. Reżyser wykorzystuje specyficzny dowcip tworząc przedstawienie nasycone humorem. Na dodatek robi to w punkt – w żadnym momencie nie przesadza i unika efektu gagowania. Tak jak świat u Voltaire’a jest umowny, tak i Rafał Szumski tworzy przed nami widowisko, bawiąc się konwencjami. Dialogi bogate w barokowe ozdobniki i kostiumy z epoki (Adrian Lewandowski) tworzą kontrast z oszczędną scenografią (Aleksandra Grabowska). Choć można byłoby spodziewać się tu klasycznego teatru, spektakl trudno określić tym mianem.

Poza utarte schematy wychodzą również aktorzy, którzy jak kameleon wcielają się w różne postaci. Adam Hutyra płynnie porzuca rolę hiszpańskojęzycznego gubernatora Bueanos Aires, by stać się posępnym królem Eldorado. Podobnie Maciej Półtorak, który raz występuje jako Brat Kunegundy, innym razem jako Żyd. Tytułowy Kandyd i jego luba Kunegunda od początku do końca pozostają w swoich rolach. Nie przeszkadza to jednak, by w jednym momencie Kunegunda grała w sposób zmanierowany i klasyczny, w drugim – przybierała ton i pozę współczesnej Kowalskiej, zaczynając zdania od „ej”, a kończąc na „hello”.

Gra aktorska stanowi bez wątpienia duży atut spektaklu, podobnie jak energia, która bije ze sceny. A ściślej mówiąc, nie tylko ze sceny, bowiem aktorzy bez skrupułów z niej zeskakują, przeciskają się między fotelami widowni, wybiegają przez jedne drzwi, by wbiec przez drugie. Starucha (Małgorzata Marciniak) rozsiada się na fotelu wśród publiczności, pytając z kurtuazji „czy tu wolne?”. Przedstawienie trzyma tempo – dynamiczna akcja i błyskawiczne dialogi nie pozwalają widzom na utratę skupienia.

fot. Piotr Dłubak / mat. teatru

Żeby tego było mało, na scenie pojawia się kwartet smyczkowy, nieodłączny element przedstawienia. Muzyka, którą wykonuje jest czasem żywiołowa, innym razem niemal grobowa, buduje atmosferę. Instrumentalistom powierzono też drobne zadania aktorskie. Tomasz Kulisiewicz (zamiennie Grzegorz Piętowski) odkłada skrzypce, by podejść do żołnierza i wyjąć mu z dłoni butelkę wina. Z kolei gdy bohaterom akurat potrzebne jest krzesło, wiolonczelistka Zofia Kulisiewicz musi zwolnić pufę i grzecznie stanąć z boku. Odpowiedzialny za muzyczną stronę spektaklu Karol Nepelski nie zrezygnował z piosenek Macieja Wojtyszko do muzyki Jerzego Derfla. Skomponowane w 1986 roku dobrze wpisują się w dzisiejszą inscenizację. Z jednej strony wzbogacają formę przedstawienia, z drugiej stają się komentarzem do tego, co dzieje się na scenie.

Dzieło Voltaire’a pozostawia duże pole do interpretacji. Tekst napisany w XVIII wieku wciąż pozostaje aktualny – reżyser z łatwością przenosi problemy poruszone w utworze na współczesne realia. Robi to w sposób odważny: pojawiają się odwołania polityczne i wątki nawiązujące do prowadzonych dziś dyskursów na tematy społeczne. Niektóre smaczki są bardziej czytelne, a inne zaledwie sygnalizują kontekst (jak tęczowe buty przywdziane przez Anabaptystę Jakuba). Reżyser pozwala widzom, aby sami nadali metaforom znaczenie, by zauważyli te wtrącenia albo pominęli.

Ścierające się poglądy wielkich filozofów Rousseau i Leibniza dają pretekst do postawienia pewnych hipotez – jednocześnie twórcy dowcipnie, ale z umiarem, drwią z obu światopoglądów. Z takim samym pobłażaniem przedstawiony jest konkurs na największego nieszczęśnika w kraju, jak i oracje Panglossa, według którego choroby weneryczne były dobre, bowiem dzięki nim mamy również czekoladę.

Wychodzący z teatru widz nie otrzymuje odpowiedzi na pytanie, co jest sensem życia, bo nie to jest kluczem do zrozumienia spektaklu. Istotą jest doskonale zgrane widowisko, złożone z wielu dopracowanych elementów. Jak na prawdziwą ucztę przystało, wszystkiego jest dużo, a każde z poszczególnych dań smakuje wybornie.

Voltaire
„Kandyd, czyli optymizm”
przekład: Tadeusz Boy-Żeleński
reżyseria: Rafał Szumski
premiera: 8 stycznia 2022 w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Częstochowie
występują: Małgorzata Marciniak, Sylwia Oksiuta-Warmus, Hanna Zbyryt, Waldemar Cudzik, Adam Hutyra, Bartosz Kopeć, Adam Machalica, Maciej Półtorak, Antoni Rot

Wiola Imiolczyk – absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Pisze nie tylko o teatrze, ale także o filmie oraz architekturze i wnętrzach.

Źródło:

Materiał własny