Spotkania z mądrym człowiekiem są zawsze interesujące i pouczające. A co dopiero kiedy spotykamy się w większym gronie, kiedy następuje interakcja i mamy możliwość na zaprezentowanie swojego stanowiska. Spotkanie staje się pełne i stanowi wartość dodaną w naszym życiu, rozwija nas i ubogaca. To właśnie miało miejsce na Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku, gdzie od 25 lipca trwały spotkania z Szekspirem, a ściślej z jego tekstami i ich teatralnymi interpretatorami. Wielość propozycji festiwalowych spowodowała, że nie sposób było uczestniczyć we wszystkim. Ja skupiłam się na konkursie o Złotego Yoricka. O kilku spektaklach już pisałam, dziś pragnę przedstawić kolejne i pokusić się o krótkie podsumowanie, ponieważ festiwal dobiegł końca.
Do zobaczenia za rok, chciałoby się powiedzieć, ale zanim do pożegnań dojdzie pragnę zwrócić Państwa uwagę na „Makbeta” w reżyserii Pawła Palcata z Bałtyckiego Teatru Dramatycznego im. J. Słowackiego w Koszalinie. „Makbet” w nowym tłumaczeniu Piotra Kamińskiego wybrzmiał ze sceny niezwykle sugestywnie, obnażając ludzkie ambicje i dążenie do władzy. Tekst sprowadzony do sedna natury ludzkiej, jej zawiłości i pułapek, pozbawiony magii przemówił ze sceny brutalną rzeczywistością, w której żyjemy, rzeczywistością wojny, ataków terrorystycznych, zamachów stanu. Męski świat pokazany jako świat wojny, przemocy, gdzie mężczyźni są okrutni, żądni władzy, ambitni i pozbawieni skrupułów zostaje przeciwstawiony naturze, w której to człowiek poluje na bezbronną zwierzynę. Odgrywa ona w tym spektaklu rolę ofiary, a jednocześnie obserwatora, niemego świadka dziejów. Kobiety są w tym przedstawieniu na przeciwległym brzegu, jako porządkujące rzeczywistość, ponoszące koszty męskich zabaw, a jednocześnie jako współsprawczynie okrucieństwa panującego wokół. Przedstawienie wiedźm jako sanitariuszek to bardzo udany zabieg, są one jednocześnie ratunkiem i zgubą. Jako operatorki kamery przybliżającej widzom niuanse spektaklu, stają się kreatorkami akcji, chórem greckim komentującym poczynania bohaterów. I to zakończenie… historia kołem się toczy, zmieniają się bohaterowie, nie zmieniają się ich pobudki. Zło pozostaje złem, dobro nieustannie próbuje zwyciężyć. Czas wymienić twórców spektaklu, a są nimi już wspomniany przeze mnie Paweł Palcat – reżyser, Paweł Walicki – scenografia, kostiumy, światło, Bartosz Bulanda – wideo i oczywiście cały zespół aktorski z Michałem Koselą jako Makbetem na czele.
Kolejnym przedstawieniem zaprezentowanym w Gdańsku była „Burza. Regulamin wyspy” z Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu. Premiera spektaklu opartego na motywach dramatu Williama Szekspira odbyła się 26 kwietnia 2024 roku. Reżyseria – Katarzyna Minkowska, dramaturgia i adaptacja – Jan Czapliński, muzyka – Wojciech Frycz, scenografia – Łukasz Mleczak, kostiumy – Jola Łobacz, choreografia – Krystyna Lama Szydłowska, wideo Janusz Szymański – to twórcy opolskiej inscenizacji. Tym razem adaptacja zdecydowanie bardziej udana, wpisująca się mocno w dyskurs o współczesnym teatrze i jego twórcach. Teatr jako wyspa, jako przestrzeń odosobniona, żyjąca własnym życiem i posiadająca własne, niepodważalne reguły. Kto rządzi w teatrze? Kto decyduje o być albo nie być aktorów? Kto swoim nazwiskiem i osiągnięciami gwarantuje komplet na widowni? Reżyser – pan i władca okresu twórczego poświęconego realizacji spektaklu, to on posiada władzę i niestety bardzo często jej nadużywa. W opolskim przedstawieniu Prospero (Bartosz Woźny) to wybitny reżyser, który najlepsze lata ma już za sobą, a wciąż marzy o sławie. Wystawia więc przedstawienie, które ma być rozliczeniem z przeszłością i zadośćuczynieniem za doznane krzywdy (porażki) gwarantujące mu powrót na szczyt. To bufon przeświadczony o własnej nieomylności, wszystko i wszystkich podporządkowujący swojej wizji artystycznej, despota nie liczący się z nikim i niczym, człowiek, któremu miesza się rzeczywistość teatralna z prawdziwym życiem, egoista, który niszczy siebie, bliskich i wszystkich wokół w imię wyimaginowanych sukcesów. Omijać należałoby takiego typa z daleka, tymczasem ma on przemożny wpływ na życie innych, na ich kariery, na ich zdrowie psychiczne, pozwalając sobie na przekraczanie nieprzekraczalnych granic. Na wyspie – teatrze dochodzi do buntu: wzniecają go młodzi artyści i zakładają własny teatr, niestety, ich osobiste ambicje niweczą wspólny cel. Buntują się też i w konsekwencji opuszczają swojego mistrza najbliżsi: córka, oddany współpracownik. Wielki artysta zostaje sam pogrążony we własnym szaleństwie, nawet przebaczenie jakiego udziela i jakie próbuje uzyskać nie jest w stanie go uratować. Jest jeszcze jedna grupa rozbitków na tej wyspie – teatrze, to grupa tak zwanych starych wyg. Oddzieleni od reżysera szklaną ścianą, rzadko zwracają na niego i jego krzyki uwagę, pochłonięci są raczej własnymi karierami i ich realizacją. Ich też interesuje sukces, ale osobisty. Grupa dążących za wszelką cenę do celu stanowi udaną reprezentację społeczeństwa (polityków, biznesmenów, naukowców). „Burza. Regulamin wyspy” to ważny głos w dyskusji o kondycji teatru, panujących w nim wzajemnych relacjach i o wpływie jaki może wywołać praca twórcza na samego artystę i jego otoczenie. Mam też wrażenie, że to rozliczenie osobistych traum realizatorów spektaklu, ale jeśli ukazuje ono szerszy kontekst problemu niszczącego polski teatr to warto było ten wątek podjąć i wyeksponować.
I ostatni uczestnik konkursu, wyczekiwany przeze mnie z niecierpliwością „Sen nocy letniej” w opracowaniu i reżyserii Jana Klaty z Teatru Nowego w Poznaniu. Sztuka Szekspira przesycona erotyzmem i miłosnymi perypetiami bohaterów została w interpretacji Klaty ogołocona z romantyczności, uroku i delikatności. Na scenie króluje ludzka żądza z domieszką przemocy i wybujałych fantazji. Popęd seksualny determinuje poczynania postaci i to nie zawsze za sprawą złośliwego Puka. Ważnym elementem opowieści jest sen, jako nierzeczywistość stanowi tło i wymówkę seksualnych ekscesów. Po przebudzeniu pozostaje wstyd (Tytania, Spodek) i zagubienie (Hermia, Demetriusz, Lizander i Helena). Scenografia Justyny Łagowskiej jawi nam się w pierwszej chwili jako zamknięta pusta przestrzeń, po chwili jednak okazuje się, że posiada ona sześć par drzwi, za którymi można się ukryć, przez które można uciec. Sami też dokonujemy wyboru, w które drzwi wchodzimy, a więc nie tylko ślepy los czy niewidzialne duchy determinują nasze poczynania, to pocieszające. Mimo to pozbawienie wszystkich postaci uczuć wyższych i sprowadzenie miłości wyłącznie do popędu powoduje znużenie, jeśli pojawia się ciekawość to tylko na krótką chwilę. Inscenizację Klaty ratują Janusz Andrzejewski, Łukasz Chrzuszcz, Michał Kocurek, Dariusz Pieróg, Dawid Ptak i Jan Romanowski grający siebie, a w szekspirowskim oryginale prostaków przygotowujących się do wystawienia krotochwili. To wątek uwspółcześniony, bardzo zabawny, prześmiewczy w stosunku do panujących obecnie norm współistnienia, w szczególności w kręgach artystycznych lub pseudoartystycznych. Świetnie jest to przez aktorów zagrane i z dużym dystansem do samych siebie – to sekwencja będąca miłym oddechem w stosunku do pozostałych scen.
I tak oto Festiwal Szekspirowski dobiegł końca. To wspaniałe święto teatru, a jednocześnie okazja do przyjrzenia się w jakiej jest on kondycji. Z przyjemnością stwierdzam, iż teatr w Polsce ma się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Mamy w naszych miastach prężnie działające teatry, wspaniałych aktorów, zdolnych reżyserów i obdarzonych wyobraźnią scenografów. I najważniejsze, mamy oddanych sztuce teatru widzów i niech tak zostanie.