EN

20.09.2021, 16:46 Wersja do druku

Mikronarracje w szekspirowskim kadrze

Szekspir: makieta na motywach Poskromienia złośnicyRomea i JuliiTytusa Andronikusa i Hamleta, reżyseria i dramaturgia: Mira Mańka, kolektyw dziewczyński „blisko” przy wsparciu Bytomskiego Teatru Tańca i Ruchu Rozbark. Pisze Wojciech Jerzy Kielar w portalu Teatrologia.info

Jednym z najważniejszych wydarzeń artystycznych nie tylko nurtu SzekspirOFF, ale całego XXV Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku był niewątpliwie premierowy spektakl Szekspir: makietazrealizowany przez kolektyw dziewczyński „blisko” (Mira Mańka, Anna Rogóż) przy wsparciu Bytomskiego Teatru Tańca i Ruchu Rozbark. Zwykle pełen jestem obaw, gdy mam jako widz zmierzyć się z narracją kolażową, gdy pragnie mi się w ciągu godziny opowiedzieć cztery sztuki Szekspira, których treść w dodatku ma stanowić kanwę do snucia opowieści niezależnych, rozgrywających się w nieszekspirowskiej czasoprzestrzeni. Tym razem obawy te okazały się całkowicie bezzasadne. Dzięki świeżym, odważnym, ale jednocześnie głęboko zakotwiczonym w duchu sztuk Szekspira pomysłom, a także znakomitej, porywającej grze aktorskiej większości obsady powstał spektakl zaskakujący, imponujący, zróżnicowany warsztatowo, ale spójny i klarowny w wymowie. Przedstawienie to nagrodzone została trzykrotnie: na etapie koncepcji przez przyznanie jej dofinansowania w ramach konkursu SzekspirOFF Produkcje i podczas gali finałowej XXV Festiwalu Szekspirowskiego Pierwszą Nagrodą Specjalną jury głównego i nagrodą publiczności. Jurorzy w składzie Anda Rottenberg, Piotr Cieplak i Małgorzata Sikorska-Miszczuk wyrazili także publicznie niezadowolenie wynikające z tego, że zgodnie z regulaminem twórcy spektaklu, jako beneficjenci programu wspierającego produkcję, nie mogli finalnie otrzymać nagrody finansowej.

Spektakl składa się z czterech wydzielonych wyraźnie części, z których największą siłę rażenia mają pierwsza i ostatnia. Młodzi aktorzy we współczesnych strojach przez cały czas przebywają na scenie, uczestnicząc w zmianach scenografii i uważną obecnością asystując kolegom, gotowi do tego, by do nich dołączyć lub zająć ich miejsce. Ich status jest płynny: sytuują się na obrzeżu sceny, a zarazem na granicy fikcji i empirii, w każdej chwili mogą migrować między prywatnością, wcieleniami szekspirowskich bohaterów, a postaciami aktorów ich odgrywających. To zatarcie linii demarkacyjnej stanowi główną oś spektaklu. Bohaterowie snując swe mikronarracje, odbijają się w postaciach Szekspira tak dalece, że te w nich inkarnują. Szekspirowski kadr heroizuje ich dramaty, ale też stanowi ramę, poza którą nie sposób wykroczyć. W ich świecie tak różnym od antycznego Rzymu, Elsynoru, Werony czy Padwy nie można nie-Szekspirem buntować, kochać, przeżywać rozstanie, konfrontować z okrucieństwem. Słów Szekspira ze sceny pada niewiele. Są one na ogół przepisane, przełożone na środki niewerbalne lub rezonują w nałożonych na nie pozornie alternatywnych narracjach. Szekspirowskie są tu archetypy i sytuacje.

Pierwsza ze scen to opowieść dziewczyny, która nagle nauczyła się mówić nie, żyć według swojego planu, omijając balast konwenansu. Pełna radości życia i ironicznego dystansu pielęgnuje swoje pęknięcia i szczeliny i której następnie „pękło serce dla samej siebie”. Wpada w pułapkę własnej niezależności, zgadzając się na ślub z tym, kto przez swą arogancję wydaje się być godnym jej partnerem. Już polsko-przaśne wesele odziera ja ze złudzeń. Dom męża, podobnie jak uprzednio dom ojca okazuje się jedynie papierową, bezbarwną makietą, w której żywiołowa Kasia nie jest w stanie się zmieścić. Następuje proces łamania bohaterki tak, jak łamie się dzikie, oswajane przemocą zwierzę. Jej pełen goryczy finalny monolog ma siłę potężnego oskarżenia. Wymowę wzmacnia projekcja video, na której jak w sekwencji zwierciadeł widać zwielokrotnioną Kasię z makietą swego mikrouniversum. Jej doświadczenie rozszerza się i multiplikuje. Ogromnym atutem tej sceny jest fenomenalna, wielobarwna i energetyczna gra Julii Lewandowskiej (indywidualna nagroda za wybitną kreację aktorską). Aktorka, którą ukształtowały zarówno studia na Wydziale Teatru Tańca w Bytomiu, jak i praca w Ośrodku Praktyk Teatralnych w Gardzienicach, w trwającej kwadrans miniaturze odsłania kilka twarzy, pokazując humor i dystans, ironię i gorycz. Tworząc jednostkową, pełnowymiarową, silnie zarysowaną osobowość, która jest gotowa, by zaakceptować swój słuszny gniew, staje się jednocześnie symbolem walki o samostanowienie, ale także złamania i mierzenia się z otchłanią, która nabrzmiewa w „pęknięciach i szczelinach” osobowości.

Kolejna scena to opowieść inspirowana losami Romea i Julii. W postaci kochanków wcielają się Kamil Bończyk i Daniel Zych. Miejsce słów zajmuje tu gra spojrzeń i improwizowana sekwencja ruchowa. Reżyserka z dużym taktem i wyczuciem podjęła temat miłości przeciw społecznym konwenansom. Ogromną siłę oddziaływania ma otwarcie tej części opowieści, gdy bohaterowie siedząc na scenie, intensywnie, długo i przejmująco wpatrują się sobie w oczy. Oczy te w dużym zbliżeniu eksponowane są na dużym ekranie. Napięcie, które początkowo zdaje się gęstnieć i przenosić ze sceny na widownię, opada nieco, gdy aktorzy podejmują sekwencję ruchową, by w spowolnionym tempie opowiedzieć historię bliskości i rozpaczy. Znakomita sprawność taneczna aktorów Rozbarku zaczyna jednak dominować nad emocjonalnością przekazu.

Akcja Tytusa Andronikusa opowiedziana została w nietypowy sposób przez Łukasza Szleszyńskiego. Prezentuje on niemal wyłącznie didaskalia, eksponując każdą z przywoływanych licznych postaci dramatu za pomoc wyrazistych gestów i układów ciała. Sięgnął po popularyzowaną w Polsce przez Gardzienice metodę cheironomiczną, w której gesty i ruchy ciała wzorowane są na wizerunkach z antycznych waz i rzeźb. Uznanie budzi ogromna sprawność aktora zarówno w warstwie emisyjno-intonacyjnej, jak i ruchowej. Scena ta koresponduje z przekazem ze współczesnych mediów, w których okrucieństwo często wyprane jest z emocji: podaje się jedynie liczbę ofiar, okoliczności zbrodni czy wypadku, a akcja zapisana w najkrwawszej z tragedii Szekspira przypomina dzisiejszą globalna wojnę. Tragedie Tytusa i Lawinii rozgrywają się wciąż w tysiącach odsłon, uodporniwszy tym samym odbiorców: aktorzy podczas prezentowania akcji Andronikusa piją napoje z puszek, potem je zgniatają. Sam zamysł sceny jest niezwykle nośny. Mimo że, jak wiadomo, tekst didaskaliów nie wyszedł spod ręki Szekspira (niektórzy kwestionują nawet autorstwo pierwszego aktu sztuki) oddają one szkielet opowieści. Nie rozumiem jednak, dlaczego w kilku miejscach wprowadzono niewielkie fragmenty tekstu głównego, co zaburza klarowność przekazu.

Rozmowa pożegnalna Hamleta (Szymon Michlewicz-Sowa) i Ofelii (Katarzyna Zioło) to niezwykle liryczne rozstanie współczesnych kochanków. Z sentymentem i czułością wspominają wspólną przeszłość, wkładając do szklanego słoja przedmioty („Chciałam ci zwrócić tych parę drobiazgów, które mi dałaś na pamiątkę” Hamlet, akt III, sc.1). Są wśród nich zapalniczka, kalendarz, okulary do pływania, przewodnik po Zakopanem, krem do rąk, kalendarzyk…przedmioty trywialnej codzienności. Pełni wzajemnej życzliwości wspominają zwyczajne chwile ze swej przeszłości. Scena ta filmowana jest z góry, widz ma wrażenie, jakby zaglądał do pudełka, makiety nieszczęśliwego związku. Mimo że żadne z nich naprawdę tego rozstania nie chce, kołacze w nich wciąż uczucie, naprzemiennie zdają się łamać, rozumieją, że decyzja ta jest niezbędna, wdrukowana setki lat temu w nieodwracalny harmonogram ich losów. Dzieli ich stół, niczym barykada, dzieli ich przyszłość. Szczególnie lirycznie rolę Hamleta zagrał Szymon Michlewicz-Sowa (również nagrodzony indywidualna nagroda aktorską). Absolwent Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu, przyznaje się do szukania inspiracji w technikach aktorskich Michaiła Czechowa. Waży słowa, świetnie prowadzi spojrzenie, oddaje tęsknotę za tym, co jeszcze się nie skończyło, ale jest już nieodwracalne. Gdy dziękuje Ofelii, że przez pięć minut życia mógł dzięki niej być Hamletem, gra, jakby jego ciało rzeczywiście się zapadało. Nie widziałem dotąd tak zinterpretowanej sceny rozstania szekspirowskich bohaterów, pełnej czułości i zrozumienia tego, co nieuniknione, by los mógł się wypełnić.

Znakomitym zwieńczeniem wszystkich historii jest finał: Ofelia i Hamlet wspólnie zatapiają słój pełen pamiątek w morzu. To pełen znaczeń teatralny znak – pozwalają przeszłości odpłynąć, ale także tworzą kapsułę czasu. Jednocześnie scena ta w symboliczny sposób prefiguruje los Ofelii, która bez miłości traci rację bytu. Gdy kadr się poszerza, na plaży widoczni są pozostali bohaterowie spektaklu ze swymi atrybutami, bądź wykonujący ruchy identyfikujące ich postacie. Spokojni, zdystansowani, w roli i obok roli jednocześnie, ze świadomością, że w którąkolwiek nie poszliby stronę, nie opuszczą wielkiej podniebnej makiety szekspirowskiego teatru, w którym „totus mundus agit historionem”.

Szekspir: makieta zaskakuje na wielu płaszczyznach: łączy świeżość odczytań Szekspira z dojrzałością struktury spektaklu, w którym napięcie budowane jest interwałowo, a zróżnicowane środki scenicznego wyrazu znakomicie eksponują treść. Zadaje kłam krzywdzącemu stereotypowi, że absolwenci bytomskiej uczelni to znakomici tancerze, którzy nie zawsze radzą sobie w trudnych rolach dramatycznych.

Szekspir: makietana motywachPoskromienia złośnicy,Romea i Julii,Tytusa AndronikusaiHamleta, reżyseria i dramaturgia: Mira Mańka; scenografia, kostiumy, video, reżyseria światła: Anna Rogóż. Obsada: Kamil Bończyk, Julia Lewandowska, Szymon Michlewicz-Sowa, Łukasz Szleszyński, Katarzyna Zioło, Daniel Zych. Kolektyw dziewczyński „blisko” przy wsparciu Bytomskiego Teatru Tańca i Ruchu Rozbark. Premiera gdańska w ramach XXV Festiwalu Szekspirowskiego 31 lipca 2021, premiera w Bytomiu 5 września 2021

Tytuł oryginalny

Mikronarracje w szekspirowskim kadrze

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła