„Mieszkanie na Uranie” Paula Beatriz Preciado w reż. Michała Borczucha w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Weronika Siemińska w Teatrze Dla Wszystkich.
“Nie istnieją płcie i seksualności, są tylko sposoby posługiwania się ciałem i rozkoszowania się nim, uchodzące za naturalne albo sankcjonowane jako rodzaj dewiacji” – pisze Paul B. Preciado w zbiorze esejów “Mieszkanie na Uranie”, na podstawie którego na deskach Nowego Teatru wystawiany jest spektakl o tym samym tytule. Fraza mocna, bo o zasięgu absolutnym; nie odnosi się do możliwości istniejących w poszczególnych jednostkach, ale raczej do człowieka jako istoty w ogóle. Zdaje się stanowić grunt dla całego spektaklu; poziom ironii i krytyki położony jest wyżej. Właściwie najważniejsza jest tu biopolityka; pytanie o to, w jaki sposób kontrola seksualności czy relacji międzyludzkich lub nawet międzygatunkowych stanowi narzędzie władzy.
Krytyce i refleksji podlega raczej to, w jaki sposób próbujemy wyzwalać się z tych kategorii; odgórnie narzuconego systemu połączeń. Borczucha interesuje to w jaki sposób rozmawiamy z tymi, którzy nie dostrzegają płynności oraz gdzie leży śmieszność i infantylizm, a gdzie znajduje się naiwność. Przeprowadzona krytyka ma rys komiczny; pod tym względem bardzo udany. Tu na uwagę zasługuje zwłaszcza Bartosz Bielenia, operowo wyśpiewujący postulaty ideowe, odziany w spódnicę w kolorze złota.
Postacie próbują się wyzwolić. Wykrzykują: “zostaw męża dla konia!”, “opuść żonę dla psa!” – pełne spektrum relacji, bez wartościowania. Zupełny absurd, absolutnie nie do zaakceptowania dla większości. Tym razem człowiek nie próbuje wystąpić poza uzwierzęcający porządek natury, ale poza opresyjny porządek kultury, zamykający człowieka w sztywnych, [narzuca się na myśl] “nienaturalnych”, ramach. Człowiek jako istota płynna i samokształtująca (jeśli tylko potrafi się wyzwolić). Postacie wyszły poza wszystkie narzucone przez społeczeństwo kategorie, a jednak wciąż stoją w butach, a jednak wciąż ich ręce odziane są w białe rękawiczki. A więc czy na pewno wszystko jest nadane? Czy zrzucić można wszystkie ubrania? Ubrać się samemu albo nie ubierać się wcale? – pyta Michał Borczuch.
Przez cały czas trwania spektaklu, co jakiś czas wyświetlane są fragmenty videoeseju Anu Czerwińskiego, który osadza przedstawione problemy w namacalnej rzeczywistości. To już nie tylko spór o humanizm, teoretyczna dyskusja o Człowieku, ale problem żywy, wiążący się z cierpieniem konkretnych osób. Borczuch pokazuje, że w abstrakcyjnej, dziwnej i skomplikowanej z pozoru tkance, mieści się materialna i bardzo konkretna rzeczywistość.
Można nie zgadzać się z wieloma założeniami przyjętymi w punkcie wyjścia tego spektaklu. W bezpośredni sposób namysł nad nimi nie został jednak podjęty. Krytyka raczej osadza się na metapoziomie. W tym sensie “Mieszkanie na Uranie” może wydać się zbyt nachalne ideowo. Zdaje się jednak, że jest to wypowiedź powstała we właściwym miejscu; nie przekonuje już przekonanych, nie mówi też do tych, którzy są na tyle odlegli, by absolutnie to zanegować, raczej zwraca się do osób pozostających w zbliżonym dyskursie czy znajdujących się “gdzieś po sąsiedzku”. I tym osobom chyba rzeczywiście poszerzyć może obraz świata, coś zanegować czy dać pole do odkrycia niezgody; nieważne czy przeciw założeniom spektaklu czy wspólnie z nimi.