Gdyby nie pewien zakład z bratem o szkołę aktorską, Gorzów nie miałby pewnie dziś Teatru Letniego. Droga Jana Tomaszewicza do Gorzowa była długa i barwna, a dziś jest jego Honorowym Obywatelem.
Najpierw chciał być pracownikiem socjalnym, takim nowoczesnym zaangażowanym, skończył Państwową Szkołę Pracowników Socjalnych w Warszawie i wrócił do Węgorzewa, chciał rewolucjonizować. Tyle, że plany zmiany podejścia do tego zawodu zostały na papierze, a pracownik socjalny został z powrotem zaszufladkowany jako administracyjny. - A potem trafiłem do Gdyni, do szkoły wokalno-aktorskiej. To za sprawą zakładu z moim bratem, który jest koncertmistrzem, organistą, już na emeryturze. Trochę się spieraliśmy na temat jazzu, a ja miałem pojęcie takie amatorskie i teoretyczne, jeździłem z Węgorzewa, co roku na Jazz Jamboree. Mój brat się przyjaźnił z jazzmanami, sam trochę podgrywał. No i powiedział, żebym spróbował, założyliśmy się. Uda się czy nie? Trochę się przygotowałem, zdążyłem się nauczyć wiersza „czaty”, na prozę już nie było czasu. 360 kandydatów, 8 miejsc. A przewijały się wśród kandydatów osoby znane z telewizji.