EN

7.11.2023, 19:05 Wersja do druku

Melancholijne obrazki z przeszłości

„Do widzenia mój pamiętniku…” na podstawie „Pamiętnika Rutki Laskier” wg scenariusza i w reż. Anny Retoruk w Teatrze Dzieci Zagłębia w Będzinie. Pisze Paweł Kluszczyński z Nowej Siły Krytycznej.

Karol Gaj i Wojciech Żak / mat teatru

Teatr Dzieci Zagłębia im. Jana Dormana po raz kolejny sięgnął po lokalną historię, przenosząc na scenę „Pamiętniki Rutki Laskier”. To zapiski zaledwie czternastoletniej dziewczynki, która została zamordowana przez hitlerowców, dzieląc los większości Żydów z Będzina. Trochę zastanawia ten wybór repertuaru, gdyż w 2017 roku miała tu miejsce premiera „Pamięci Rutki” w reżyserii Justyny Łagowskiej, która też czerpała z tego pamiętnika. Jeden utwór, podobna obsada, a zupełnie inne narracje. Czy zatem warto było znowu sięgnąć po tę historię?

Anna Retoruk przygotowując spektakl wykorzystała sporo wątków związanych z dziejami miasta. Rozpoczyna go Bib (Karol Gaj), czyli sceniczne alter ego Marcela Marceau, jednego z najbardziej rozpoznawanych mimów świata, jego korzenie rodzinne sięgają Będzina. Ten bohater będzie się pojawiać kilkakrotnie. Jednak jak na początku jego obecność dominuje na scenie (rozpoczyna przedstawienie, pojawia się jako przerywnik w opisie miasta z początku XX wieku), to w połowie niemal znika. Szkoda, bo Gaj wykonał kawał dobrej roboty. Poza tym postać nawet jednym słowem nie została przedstawiona i widz mniej świadomy historii kultury, może odczuć dezorientację z powodu pojawieniem się pośród bohaterów rzeczywistych klauna przypominającego i Arlekina, i Pierrota.

Z dużą dokładnością historyczną zostało pokazane miasto z przedwojnia. Aktorzy trzymając w rękach makiety budynków, krążą jak na karuzeli, pokazują, że większość rozpoznawalnych miejsc zamieszkiwali Żydzi. Dobrze, że porusza się historyczny wątek, szczególnie, że spektakl jest przeznaczony dla młodego widza (w trakcie mojej edukacji, a pochodzę z tego regionu, temat był przemilczany). Zobaczymy kilka scenek związanych z codziennością ówczesnej społeczności żydowskiej: ślub, wypad latem za miasto, czy radość z narodzin dziecka.

W tym właśnie momencie zaczyna się historia (herstoria) Rutki Laskier. Została pokazana jako nastolatka, która pisze dziennik (Sabina Romańczak animuje realistycznych rozmiarów marionetkę dziewczynki). Z jej relacji może się wiele dowiedzieć o realiach roku 1943 w Będzinie. Z jednej strony duże napięcia i niepokój (choćby przymusowe roboty w fabryce), ale nie przyćmiewa to nastoletniego ducha zarówno Rutki, jak i jej rówieśników. Poznajemy jej pierwsze miłostki, relacje z otoczeniem. Emocje czasu prześladowań i strachu oddaje zwłaszcza scena umieszczenia Żydów w getcie – aktorzy zostają stłoczeni pod olbrzymim krzesłem; czy scena zamienienia makiety będzińskiej synagogi na obraz jej ruin. Aktorzy ze smutkiem przekazują ją sobie z rąk do rak – to fragment świata, który właśnie przestał istnieć.

Oglądając „Do widzenia mój pamiętniku…” ma się jednak wrażenie, że opis Będzina z pierwszej połowy XX wieku jest egzaltowany. Spektakl z pewnością wzrusza, ale jest podobny do wielu innych opowiadających losy starozakonnych w okresie wojennym. Czasem mam wrażenie, że Żydów w Polsce traktuje się jako naród, który przestał istnieć i jest nieobecny w naszej kulturze. Oczywiście, został zdziesiątkowany przez Holocaust, ale założenie całkowitego ich niebytu jest mylne. Jak pokazuje choćby Miriam Synger w książce „Jestem Żydówką”, czy na kanale instagramowym, Żydzi wciąż mieszkają w Polsce. Szkoda, że teatr sięga do tej samej historii, a nie do opowieści współczesnych żydowskich twórców, co byłoby z pewnością fascynujące.

*** 

Paweł Kluszczyński – autor recenzji, opowiadań, poezji, bajek i bloga ijestemspelniony.pl oraz kolaży; finalista kilku edycji Konkursu im. Andrzeja Żurowskiego dla młodych krytyków teatralnych, członek Komisji Artystycznej 28. Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne