Logo
Magazyn

Łukasz Lewandowski – aktor między słowem a ciszą

10.08.2025, 16:55 Wersja do druku

Z okazji urodzin – felieton o aktorze, którego nie sposób nie zauważyć, choć nigdy nie musi krzyczeć, by zaistnieć – pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

Są aktorzy z pierwszego planu – efektowni, rozpoznawalni, obecni wszędzie. I są tacy, którzy działają jak światło: rozjaśniają scenę, ale nigdy nie zasłaniają sensu. Łukasz Lewandowski należy do tej drugiej kategorii. To artysta, który swoją obecność buduje nie siłą ekspresji, ale precyzją, rytmem i uważnością. Dziś obchodzi urodziny – to dobra okazja, by spojrzeć na jego drogę z perspektywy widza, który miał szczęście towarzyszyć mu na wielu etapach tej drogi.

Zanim zobaczyłem go na scenie, znałem jego twarz z Teatru Telewizji. Ale dopiero kontakt na żywo pozwolił zrozumieć, jak bardzo jego aktorstwo jest zanurzone w intencji i ciszy. To nie teatr efektu, lecz sensu – taki, w którym każda pauza i każdy gest są przemyślane.

Między Lublinem a Warszawą: teatr jako świadomy wybór

Lewandowski unika ścieżek oczywistych – estetycznie i repertuarowo. W Teatrze Provisorium („Bracia Karamazow”, „Lód”, „Punkt Zero: Łaskawe”, „Biesy”) jego gra wyrastała z literatury, ale też z odwagi. To były spektakle gęste, wielopoziomowe, często fizycznie i emocjonalnie wyczerpujące. I on – jako aktor – w tej formie świetnie się odnajdywał. Nie narzucał się. Prowadził.

W Teatrze Studio pokazał kolejne oblicze – dystans, ironię, komediową lekkość. W „Ożenku” i „Rewizorze” z łatwością obracał się w grotesce, w „Wiśniowym sadzie” był bardziej powściągliwy, melancholijny. W „Iluzjach” Iwana Wyrypajewa pokazał precyzyjny, „myślący” teatr. To nie był spektakl emocji – to był spektakl świadomości.

Teatr Dramatyczny: wejście w głąb postaci

Z okresu Teatru Dramatycznego najmocniej zapadł mi w pamięć Eddie z „Widoku z mostu” Agnieszki Glińskiej. Rola pełna napięcia, wewnętrznego pęknięcia, budowana bez fajerwerków, krok po kroku – aż do finału, który porażał autentyzmem. To jedna z tych kreacji, które zostają z widzem długo po wyjściu z teatru.

Ale przecież nie tylko dramatyczne role stanowiły o jego sile. W „Pijanych” był pełen wewnętrznych kontrastów, w „Mistrzu i Małgorzacie” – niepokojący, w „Księżniczce Turandot” – pełen scenicznej energii. Aktor elastyczny, ale nigdy rozedrgany. Równowaga – to chyba jedno z kluczowych słów w jego teatrze.

Ateneum: nowy rozdział, niezmienna jakość

Obecność Lewandowskiego w zespole Teatru Ateneum to kontynuacja drogi artystycznej opartej na wyborach, nie na okazjach. W „Zesłaniu” Mikołaja Grabowskiego buduje rolę w cieniu wielkiej historii. W „Matce” Witkacego staje się częścią świata całkowicie rozbitego. W „Pułapce na myszy” gra z konwencją, ale nie pozwala jej dominować. Cokolwiek robi – wnosi jakość, nie hałas.

Nie wiem, czy uważa się za aktora z ambicjami „kariery”. Ale wiem, że jego sceniczna obecność działa na innych zasadach. To nie show, to dialog. Nie błysk, tylko światło, które nie razi w oczy, tylko pozwala zobaczyć.

Dlatego dziś, w jego urodziny, chcę napisać po prostu: dziękuję. Za role, które zapamiętałem. Za sceny, które mnie poruszyły. Za głos, który nie musi być głośny, by dotrzeć. Za teatr, który nie udaje, tylko działa.

Bo Łukasz Lewandowski nie potrzebuje krzyczeć, by być słyszanym. Wystarczy, że jest prawdziwy.

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

10.08.2025

Sprawdź także