Logo
Magazyn

Lucyna Malec. Uśmiech, który zostaje z widzem

27.08.2025, 12:47 Wersja do druku

Te lata w Teatrze Kwadrat – od 1989 roku – to nie tylko czas wiernej służby tej scenie, ale dowód na to, że w teatrze komediowym można uprawiać rzemiosło z szacunkiem dla widza i siebie.

fot. mat. teatru

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Lucynę Malec na scenie Teatru Kwadrat, nie spodziewałem się, że ten uśmiech – inteligentny, lekko ironiczny, trochę rozbrajający – stanie się jednym z najbardziej rozpoznawalnych znaków tej sceny. Dziś, kiedy aktorka obchodzi urodziny i z tej okazji przeglądam w pamięci jej role, wraca do mnie nie tylko jej wszechstronność, ale coś więcej: obecność. To, że nigdy nie gra „dla efektu”, ale zawsze – dla prawdy sytuacji. Także wtedy, gdy wszystko dookoła jest farsą.

W „Usuń ze znajomych” była mistrzynią wyczucia rytmu – trafiała w pointy z precyzją, która nie bierze się z warsztatu, ale z instynktu scenicznego, trudno definiowalnego daru. W „Ciotce Karola 4.1” potrafiła poruszać się po konwencji z taką lekkością, że zapominało się, jak bardzo ta forma bywa wymagająca. Gdy w „Umrzeć ze śmiechu” balansowała między absurdem a melancholią, nie było w tym ani grama przerysowania. Lucyna Malec nie musi krzyczeć, by być słyszaną – jej obecność robi swoje.

W „Nie książka zdobi człowieka” była partnerką, która unosiła całe sytuacje dialogowe jednym spojrzeniem czy zawieszeniem głosu. W „Czego nie widać” potrafiła śmiać się z konwencji, ale nie z postaci – co ujęło mnie szczególnie.

A jednak to nie tylko komediowy dryg czyni ją aktorką godną szczególnej uwagi. W „Godzince spokoju” i „Oknie na parlament” świetnie odczytywała podteksty – bez nachalności, ale z subtelną świadomością, że za każdym żartem kryje się jakaś emocjonalna prawda. W „Klubie cmentarnym” pokazała, jak można mówić o śmierci z czułością i dystansem. W „Przyjaznych duszach” była punktem ciężkości – niby lekka, a jednak mocna jak skała. I wreszcie – „Szalone nożyczki” – spektakl-legenda, w którym jej gra przypominała, że widz lubi, kiedy jest zaskakiwany, ale jeszcze bardziej lubi, kiedy ktoś z nim naprawdę jest.

Lucyna Malec to aktorka, która nie potrzebuje wielkich słów ani ciężaru tragedii, by robić wielki teatr. Potrafi być celna jak skalpel i delikatna jak puch. Przez te wszystkie lata w Kwadracie – i te wszystkie spektakle, które z nią widziałem – nigdy nie odniosłem wrażenia, że gra „rolę Lucyny Malec”. Zawsze była kimś innym – a jednak zawsze sobą.

I może właśnie w tym tkwi sekret jej scenicznej obecności – że niezależnie od tekstu, gatunku czy partnerów, niesie na scenie jakąś cząstkę autentyczności, która zostaje z widzem długo po wyjściu z teatru.

W dniu urodzin Lucyny Malec – jednej z tych aktorek, które nie potrzebują skandali, by się o nich mówiło – chcę powiedzieć jedno: dziękuję. Za humor, za klasę, za prawdę. I za to, że od 1989 roku Twoja obecność na scenie Teatru Kwadrat to coś, na czym można polegać – bez fajerwerków, ale z niezmiennym wdziękiem.

Tytuł oryginalny

Lucyna Malec. Uśmiech, który zostaje z widzem

Źródło:

Teatr dla Wszystkich
https://teatrdlawszystkich.pl
Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

27.07.2025

Sprawdź także