Dziwna to historia, może zrozumie ją tylko ten, kto miał szczęście być nocą sam w pustym teatrze? Tak jak przed laty słynny francuski aktor Jean-Louis Barrault.
Otóż zdarzyło się to, gdy ów zaczynał dopiero swą przygodę ze sceną. Był młody, bez grosza, nie miał gdzie mieszkać, pozwolono mu nocować w teatrze. Pewnego wieczora, po przedstawieniu „Volpone", gdy dozorca pozamykał już drzwi i pogasił światła, postanowił Barrault przespać się w pozostawionym na scenie łóżku tytułowego bohatera sztuki. Zadowolony wślizgnął się w osłonięte firankami leże z epoki, ale nie mógł zasnąć. By poczuć obecność nieobecnej widowni, odsłonił kurtynę. Ogarnęła go niezwykła „cisza teatru" - pisał, wspominając tamtą noc. - „Oto urzeczywistnił się mój dziecięcy sen: w tej chwili odbywają się moje zaślubiny z życiem teatru. Podczas tej nocy inicjacji pojmuję, że cały problem teatru polega na tym, by doprowadzić do wibracji tej Ciszy. Odmrozić tę ciszę. Wrócić pod prąd. Kiedy rzeka wpływa do morza, umiera. Trzeba wrócić do źródła, do narodzin, do samej istoty. Sztuka: wyzwanie rzucone śmierci... Odtąd wciąż szukałem tej ciszy...".