„Lepiej już było...” Cat Delaney w reż. Wojciecha Adamczyka w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Konrad Pruszyński na swoim blogu.
„Lepiej już było” z popisową rolą Marty Lipińskiej nie schodzi z afisza Teatru Współczesnego w Warszawie od ponad sześciu lat. Nic dziwnego, bowiem ta prosta i niezwykle naiwna opowieść, to rzecz przywracająca wiarę w ludzkość. Nadzieja w tych trudnych czasach przyda się każdemu. Tym bardziej podana w tak sprawny sposób, jak w wykonaniu aktorów i przede wszystkim aktorek stołecznej sceny. Tekst kanadyjskiej pisarki Cat Delaney pozwala artystom błyszczeć pełnym blaskiem.
Esmeralda Quipp (Marta Lipińska) to uznana, ale emerytowana już aktorka teatru szekspirowskiego. Kobieta, w wieku osiemdziesięciu lat, niczym z rękawa rzuca cytatami z „Wieczoru Trzech Króli”, „Juliusza Cezara” czy „Kupca weneckiego”. Problem polega na tym, że starsza pani nie ma z czego opłacić rachunków, zamiast jedzenia kupuje leki, bo jak mówi „cierpi na cały leksykon chorób”, spośród których najgorszymi są „samotność i starość”. Gdyby tego było mało – umiera jej jedyny towarzysz ziemskich niedoli – kot Merlin. Trudna sytuacja popycha emerytowaną aktorkę do decyzji, zdawałoby się, szalonych, podyktowanych jednak przymusem zaspokojenia podstawowych potrzeb. Quipp postanawia popełnić przestępstwo, po to, by kolejne noce spędzić w areszcie. W końcu dają tam jeść, ogrzewają i nikt nie odciął tam jeszcze elektryczności.
Siłą Esmeraldy jest to, że swoim ciepłem i szczerością potrafi sobie zjednać każdego – włącznie z przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości oraz współosadzonymi pijaczkami, niedoszłymi zabójczyniami i prostytutkami. Quipp nikogo nie ocenia, każdego traktuje z szacunkiem i czułością. Sama odznacza się ogromnym dystansem nie tylko do swojego stanu i wieku, ale przede wszystkim sytuacji, która zmusiła ją do tak kuriozalnej decyzji. „Jestem w pełni świadoma tego, że się rozpadam” mówi w pewnym momencie główna bohaterka przedstawienia. Wszystko to sprawia, że na tę lekką i, jak wspomniałem, naiwną opowieść nie mogę patrzeć inaczej, jak na ogromny dramat jednostki zaprezentowanej przez Martę Lipińską. Owy dramat jednostki urasta w tym przypadku do tragedii całego społeczeństwa, bo jak inaczej potraktować sytuację, w której samotna, starsza osoba – pozbawiona środków do życia, opieki państwa i jakiejkolwiek godności – zmuszona jest do wybierania pomiędzy zakupem leków a jedzenia? W „Lepiej już było” system ostatecznie okazał się być przyjazny wobec Esmeraldy Quipp. Jednak w życiu rzadko bywa tak kolorowo.
„Lepiej już było” stołecznego Współczesnego to rzecz zgrabnie poprowadzona. Czego z resztą można się było spodziewać po tak doświadczonym zespole realizatorów z reżyserem Wojciechem Adamczykiem na czele? Komediowe wątki tej opowieści wybrzmiewają należycie mocno, choć w pierwszym akcie równoważą je gorzkie refleksje związane z sytuacją głównej bohaterki. Końcowe rozwiązanie napawa jednak optymizmem. Może to proste i naiwne, ale postawa Quipp udowadnia, że dobro zawsze wraca. Dziś niczym powietrza potrzebujemy wiary w te słowa, bowiem „jedynym lekarstwem biednych jest nadzieja”.
Tekst Delaney daje ogromne pole do aktorskiego popisu szczególnie odtwórczyni głównej roli – Marcie Lipińskiej, która nieustannie zachwyca swoim wigorem, autentycznością i ogromnym wyczuciem komediowym. Widzowie właśnie za takie role kochają wspomnianą aktorkę. Wszyscy tęsknimy do tego dobra i miłości, które uosabia bohaterka Lipińskiej.
Doświadczonej aktorce na scenie towarzyszy zacny zespół – między innymi Agnieszka Pilaszewska, Katarzyna Dąbrowska i Joanna Jeżewska. Przebywanie w areszcie wśród takich „kryminalistek” musi być prawdziwą przyjemnością. Tak samo z resztą, jak śledzenie „Lepiej już było” z publiczności Teatru Współczesnego w Warszawie. Spektakl pozostaje w repertuarze na najbliższe tygodnie, więc zdecydowanie warto się wybrać!