Głównym wątkiem spektaklu jest opowieść Maximiliana Aue, który jest wiekowym dyrektorem fabryki koronek. Wspomina czasy młodości – okres, gdy był w SS – mówi PAP Maja Kleczewska, reżyser spektaklu „Łaskawe", którego premiera odbyła się 18 listopada w Teatrze Śląskim w Katowicach.
Polska Agencja Prasowa: Wraz z Damianem Josefem Neciem jest pani współautorką adaptacji scenicznej książki Jonathana Littella "Łaskawe". Jakie wątki z tak wielowarstwowej powieści pani wybrała?
M. K.: To monumentalna powieść, która ma strukturę barokowej suity i składa się z takich części jak: toccata, allemande, sarabanda, gigue etc. – wszystkie te części chcieliśmy zachować w przedstawieniu. Zależało mi na zachowaniu struktury powieści.
Jednakże głównym wątkiem spektaklu jest opowieść i perspektywa Maximiliana Aue, który jest wiekowym dyrektorem fabryki koronek. Aue wspomina swoje czasy młodości – okres gdy był w SS. I przyznam, że ten subiektywny proces wspominania starego człowieka najbardziej mnie interesuje w tej historii. Co on pamięta, jak pamięta? Są takie momenty, kiedy Aue ma amnezję lub rodzaj dysocjacji, gdy pewne elementy przeszłości nie składają się w całość lub czegoś brakuje dla pełnego oglądu. Tak, jakby on wędrując w przeszłość, próbował poskładać części swojej osobowości, ale pamięć go zawodzi. A może po prostu Aue nie chce pamiętać, może pewne zdarzenia z przeszłości zostały na zawsze wymazane.
I to jest pierwsza warstwa. Druga sprawa - to oczywiście portret zbrodniarza nazistowskiego, o którym Littell opowiada tak, jakby był jednym z nas. Zwykły człowiek. Wydaje się, że dzisiaj - w wirze wojennym, który opanował naszą część Europy - to zwykli ludzie stają się mordercami, zbrodniarzami. Ten temat nieoczekiwanie powrócił, to poczucie, że Rosjanie mordujący ludność cywilną w Ukrainie nie są "specjalnym rodzajem ludzi", nie są wyjątkowymi psychopatami lub osobami zaburzonymi. Nie, wojna porywa za sobą całkowicie zwykłych ludzi, którzy posługują się niezwykłą liczbą mechanizmów obronnych lub sięgają po jakieś protezy poznawcze, które zaburzają ich percepcję rzeczywistości. Po prostu stają się zbrodniarzami. Nasze przedstawienie jest o tym, że to nie jest bezkarne. Jak się już raz do tej wojennej rzeki weszło - to pozostaje się napiętnowanym i naznaczonym.
Littell przywołuje figurę Łaskawych, czyli antyczną figurę Erynii, zaczerpniętą z mitu o rodzie Atrydów. Orestes musi pomścić ojca i w związku z tym zabija matkę. Gonią go Erynie-mścicielki boginie zemsty, kary i gniewu.
Dla mnie ta figura jest intrygująca ze względu na konsekwencje przeszłości, której nie da się wymazać - stary Aue jest przez swoje Erynie wciąż ścigany.
PAP: Hannah Arendt w książce o Eichmannie postawiła tezę o "banalności zła". Z tego, co pani mówi, wynika, że podziela pani jej przekonanie.
M. K.: Aue przygląda się Eichmannowi i próbuje go zrozumieć. Eichmann Littella zastanawia się nad tym, czy imperatyw kategoryczny Kanta obowiązuje w czasie wojny. Można nazwać pisarstwo Littella "pornografią zbrodni". Polega ona, między innymi, na swego rodzaju fascynacji inteligencją; to nie tylko banalność i prostota, bezmyślne posłuszeństwo, ale również wyrafinowanie i inteligencja stoją za uzasadnieniami przemocy i zbrodni. I to jest jeszcze bardziej przerażające.
PAP: W takim razie czy w pani przedstawieniu dr Maximilian Aue jest "pornografem zła"?
M. K.: Sądzę, że on sam - nie, ale sytuacja, okoliczności - tak. Cały kontekst wojenny, machina zbrodni jest w tym znaczeniu „pornograficzna". Zasadzka autora polega na tym, że czytając powieść - fascynujemy się głównym bohaterem. Stajemy się powiernikami hitlerowskiego zbrodniarza. I chyba dlatego Slavoj Žižek powiedział, że to jest książka niemoralna, a z kolei prof. Joanna Tokarska-Bakir twierdzi, że jest to współczesny moralitet. Jej myślenie o "Łaskawych" jest mi bardzo bliskie.
Nie możemy zamykać oczu na ten aspekt człowieczeństwa, który jest morderczy. My go, rzecz jasna, wypieramy, nie chcemy go widzieć. On nam zagraża. Ale z drugiej strony właśnie ten aspekt dopełnia obraz człowieka. Uświadamia nam, do czego jesteśmy zdolni.
PAP: Chcę zapytać o kształt inscenizacyjny. Czy "Łaskawe" przypominają pani poprzednie instalacje teatralne, czy będą zapętlenia, projekcje, lejtmotywy muzyczne?
M. K.: Jeśli chodzi o muzykę - zachowujemy strukturę suity, wykorzystujemy napięcia pomiędzy klasyczną suitą a dodekafonią i Arnoldem Schönbergiem, o którym się dużo mówi w powieści jako o kompozytorze "muzyki zdegenerowanej", "nie aryjskiej". Eichmann lubił Brahmsa, wykorzystujemy również ten motyw. W spektaklu bierze udział kwartet smyczkowy. Autorem muzyki do przedstawienia jest kompozytor Cezary Duchnowski.
W realizacji jest wiele miejsc akcji, bo nasz bohater podróżuje po Ukrainie, jest w Berlinie, na Krymie, w Antibes, na Pomorzu. Scenografia Katarzyny Borkowskiej jest dynamiczna, sugestywna, emocjonalna.
PAP: Jest pani jednym z najwyżej cenionych i najlepiej rozpoznawalnych twórców teatralnych w Polsce i Europie, czego dowodem jest choćby fakt przyznania pani w 2017 r. Nagrody Srebrnego Lwa na 45. Biennale Teatralnym w Wenecji za "innowacje w teatrze". Niedawno zrealizowała pani "Ulissesa" wg Jamesa Joyce'a dla Teatru Polskiego w Poznaniu, teraz wyreżyserowała "Łaskawe" w katowickim Teatrze Śląskim. Nie mogę nie zapytać: jakie są kolejne plany inscenizacyjne Mai Kleczewskiej?
M. K.: Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować marzenie, czyli „Wesele" Wyspiańskiego.