Można by też powiedzieć: wielki, subtelny, wyrafinowany artysta, a przy tym człowiek wykształcony i rozlegle oczytany, erudyta, w skórze "Marchołta grubego a sprośnego", by odwołać się do motywu polskiej literatury. Jego bujny, pyszny, pieprzny, soczysty, obrazowy, barwny, nieokiełznany, bezpardonowy, nieliczący się z żadnymi konwencjami styl (nie tylko pisania ale i bycia) znajdziemy właśnie w "Autoportrecie" - pisze w Trybunie Krzysztof Lubczyński.
Ileż to już razy czytałem o szkole filmowej w Łodzi w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, ile naczytałem się opowiastek i anegdot, często pikantnych o reżyserach, aktorach, o ekipach realizacyjnych, o przygodach i skandalach na planach filmowych i poza nimi, o politycznych kontekstach, w które uwikłana była kinematografia, o bujnym życiu środowiska filmowego!
Nie da się tego ogarnąć! Iluż autorów o tym pisało, w różnym stylu, konwencjach i z różnych pozycji: Andrzej Wajda, Janusz Majewski, Mieczysław Wojtczak, Jerzy Antczak, Janusz Zaorski, Jan Machulski, Juliusz Machulski, Tadeusz Konwicki, Ewa Moreli, Jerzy Gruza, Andrzej Krakowski - listę można by kontynuować. A iluż pisało o, nich, o ludziach polskiego kina, w trybie relacji zewnętrznej, w monografiach wybitnych postaci. Ukazywały się też wspomnienia córek czy synów o ojcach i matkach.