EN

1.03.2021, 10:43 Wersja do druku

Kuchenna rewolucja

"M.G." Pawła Demirskiego w reż. Moniki Strzępki w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Rafał Węgrzyniak w portalu Teatrologia.info.

fot. Magda Hueckel

Tytułową postacią najnowszego spektaklu Moniki Strzępki, opartego jak zwykle na scenariuszu Pawła Demirskiego, a zawierającego w tytule inicjały M. G. , jest Magda Gessler (Eliza Borowska), warszawska restauratorka i gwiazda stacji TVN, która zdobyła popularność dzięki emitowanemu już od dziesięciu lat programowi Kuchenne rewolucje. W jego kolejnych odcinkach Gessler pojawia się w upadających lokalach gastronomicznych, aby nauczyć właścicieli ich nowoczesnego prowadzenia, a przy okazji rozwiązać problemy rodzinne lub zawodowe. We wszystkich programach z tego cyklu, opartego na formule przejętej z zagranicy, powtarzany jest niemal identyczny schemat. Gessler wezwana na pomoc wyprowadzona zostaje przez właścicieli albo pracowników z równowagi i grozi wyjazdem, ale w końcu dochodzi do porozumienia między stronami i uruchomienia zmienionego lokalu, ku zadowoleniu klientów.

Dlatego jedyna naprawdę komiczna parominutowa sekwencja w czterogodzinnym, nudnym i męczącym spektaklu Demirskiego i Strzępki, jest parodią Kuchennych rewolucji. Rozgrywa się ona w barze prowadzonym przez małżeństwo Gospodarzy (Adam Cywka i Katarzyna Strączek) z pomocą Kobiety w Słowiańskim Przykucu, czyli palącej papierosy kelnerki (Marta Nieradkiewicz) oraz Mężczyzny Wewnątrz Swojego Marzenia, będącego początkującym kucharzem (Krzysztof Kwiatkowski) gotującym w przyczepie campingowej. Przerażona kelnerka mdleje, ponieważ boi się podać M.G. kartę ze spisem dań, którą właściciele na rozkaz celebrytki zaraz potulnie zjadają. M.G. rozładowuje swą wściekłość tłukąc zestaw talerzy. Kucharz zaś odcina sobie wielkim nożem palce dłoni i oblewa krwią, usiłując pospiesznie przygotować posiłek dla premiera i całego rządu przejeżdżających przez miasteczko.

Jednak cały spektakl oparty został przez Demirskiego na założeniu, że w trakcie podróży M.G. i jej pochodząca z prowincji Wieczna Asystentka Nieswoich Spraw (Marta Ojrzyńska), mają wypadek samochodowy i rozładowują się im baterie w telefonach. W tej sytuacji zmuszone są zatrzymać się w miasteczku niczym z ciążącego w stronę thrillera serialu Davida Lyncha. Miasteczko zbudowane na kręcącej się obrotowej scenie z paru domków i kościoła oraz antycznych kolumn w ruinie, położone w lesie i nad jeziorem, okazuje się zarazem Warszawą i metaforyczną Polską pod rządami prawicy, z której wykształceni obywatele chcieliby wyemigrować z powodów politycznych aż do Australii. Władzę sprawuje w nim bowiem, za sprawą dominujących w społeczeństwie analfabetów, Dyrektor Oper, Filharmonii i Sal Widowisko-Sportowych (Jerzy Scheybal), mający rysy ministra kultury, dziedzictwa narodowego i sportu Piotra Glińskiego.

Organizuje on obchody odzyskania niepodległości przez społeczeństwo demonstracyjnie bojkotowane. Daremnie próbuje od Dyrektora uciec jego ciągle pijana żona, będąca wcieleniem Elizy Doolittle z Pigmaliona G.B. Shawa (Joanna Trzepiecińska), wraz z dorastającym synem z racji przynależności do najmłodszego pokolenia nazywanym Zoomer (Jakub Kordas). Ale w istocie w miasteczku rządzi demoniczny Burmistrz-Prezydent (Paweł Tomaszewski) i zarazem agent firmy ubezpieczeniowej, psychopatyczny i rozchichotany długowłosy homoseksualista.

W prologu katuje on kamerzystę rozdrażniony jego nieporadnością, a potem epatuje swą cielesnością, paradując w wielu sekwencjach niemal nago, bo w samych majtkach, przy tym bawiąc się ostentacyjnie genitaliami. Nad miasteczkiem i jednocześnie państwem czuwa zaś siwowłosa Matka Boska, Jaką Każdy by Chciał Mieć Obok (Grażyna Barszczewska), w tęczowej aureoli objawiająca się na drzewie. Wreszcie w kościele panuje katolicki ksiądz obiecujący wiernym Raj, a więc Rajowy (Adam Biedrzycki), który zmusza chłopców, którym nakłada komeżki ministrantów, do homoseksualnych zbliżeń.

M.G. ma zmodernizować zarówno prowincjonalne miasteczko, jak i całą Polskę posiadającą status peryferii Europy. Zdumiewa powierzenie tej misji akurat gwieździe komercyjnych programów kulinarnych z TVN, w jednej z sekwencji spektaklu przecież zasadnie wyśmiewanej. Jeszcze mniej wiarygodna jest ona jako liderka społecznego protestu, szczególnie w zestawieniu z bratem Piotrem Ikonowiczem, naprawdę będącym lewicowym aktywistą. Dlatego bez przekonania słucha się monologu M.G., z patelnią w dłoni wzywającą kobiety do obywatelskiego nieposłuszeństwa i rzucającą tym naczyniem w stronę świątyni.

fot. Magda Hueckel

W postdramatycznym scenariuszu na poziomie podrzędnego kabaretu, opartym na przedrzeźnianiu telewizyjnych celebrytów i polityków, raczej pretensjonalne jest przywoływanie Wesela Stanisława Wyspiańskiego poprzez cytat „A to Polska właśnie” albo Ferdydurke Witolda Gombrowicza z motywem szczekającego chłopstwa, zobrazowanym przez kelnerkę. Ponadto w spektaklu pojawia się wywołany przez Dyrektora duch Gombrowicza (Tomaszewski dla odmiany z krótkimi włosami), aby wypiąć w jego stronę goły tyłek. Fałszywą melancholią pobrzmiewa też związany z postacią asystentki, a dochodzący do głosu w końcowej piosence, temat powrotu z Warszawy do rodzinnych miasteczek osób, które niegdyś z nich wyjechały, aby robić zawodowe kariery. Obecnie przecież nawet rdzenni warszawiacy wyprowadzają się na wieś, aby żyć z dala od zgiełku metropolii.

Premiera M.G. była zaplanowana na 19 kwietnia 2020, jednak miesiąc wcześniej z powodu pandemii teatry zostały ostatecznie zamknięte, więc odbyła się aż z dziesięciomiesięcznym opóźnieniem. W międzyczasie na scenie politycznej i ulicach miast pojawił się Ogólnopolski Strajk Kobiet. Demirski ze Strzępką zapewne chętnie zastąpiliby obecnie warszawską restauratorkę liderką owego ruchu, prezesem firmy deweloperskiej Diamond Properties z Wrocławia, Martą Lempart, również mającą długie włosy z loczkami, łatwo wpadającą w gniew i bezwstydnie wypowiadającą przekleństwa. W tytule spektaklu wystarczyłoby zastąpić G literą L. Niestety nie udałoby im się tego uczynić, bo próby były już zbyt zaawansowane i zmieniła się wyłącznie odtwórczyni kelnerki. Żeby ratować spektakl pozbawiony jakichkolwiek walorów i znaczeń, wprowadzili do niego pospiesznie motywy nawiązujące do protestów Strajku Kobiet, identycznie jak wcześniej Grzegorz Jarzyna w równie nieudanej Burzy z TR Warszawa.

Na plakacie zapowiadającym M. G. pojawiła się nagle czerwona błyskawica, bodaj dla zmylenia władz z dodaną zieloną nacią, więc przypominająca marchewkę. Zawoalowaną apologią protestów wywołanych ograniczeniem prawa do zabijania nienarodzonych dzieci jest sabat czarownic. Wszystkie postacie kobiece wraz z Matką Boską wykonują rytualny taniec wokół płonącego ogniska, które gasi jednak strumieniem moczu pijany Gospodarz. W spektaklu wyeksponowane zostało jakoby brutalne traktowanie kobiet przez rodzimą policję i prawicowych polityków. M.G. w pewnym momencie niespodziewanie śpiewa w spektaklu – jakoby utrzymanym w konwencji musicalu – protest-song wymierzony w przemoc stosowaną przez policjantów wobec demonstrujących kobiet. W epilogu kelnerka pojawia się na proscenium pobita i skrwawiona, zapewne jako ofiara Policji na usługach PiS-u. Wspomina się też, że policjanci strzelają do demonstrantów na razie gumowymi kulami, prawdopodobnie w nawiązaniu jeszcze do rządów PO, gdy zdarzały się takie przypadki. W rozmowie z asystentką żona Dyrektora zwierza się, że od wielu lat daremnie czeka na jego śmierć. Dodaje też, że sędziwych polityków, którzy dostali dzięki postkomunistycznej transformacji z roku 1989 szansę przeżycia drugiej młodości i nie zamierzają oddać władzy politycznej, można unieszkodliwić jedynie strzelając im prosto w czoło.

Zgodnie z ideologią Strajku Kobiet, będącego lokalnym instrumentem w globalnej wojnie kulturowej, agresja kierowana jest ponadto w stronę Kościoła katolickiego, aż do nawoływania do samosądu. W jednym epizodzie spektaklu ksiądz Rajowy zostaje powalony na ziemię, skrępowany i przywiązany do belki. Aktywista LGBT w odwecie za wykorzystywanie seksualne oddaje mocz na jego twarz, a następnie całego oblewa benzyną. Z kieszeni spodni wyciąga pudełko zapałek i potrząsa nim zapowiadając spalenie księdza. Natomiast w ostatnim obrazie, w rezultacie podpalenia makiety miasteczka ustawionej na scenie, dzięki zbliżeniu kamery na horyzoncie widać płonący kościół. I bynajmniej nie ma w tym nic przypadkowego, bo Demirski zapowiadał tuż przed premierą M.G. w sieci, że wyjdzie do ukłonów w podkoszulku z hasłem: Spal swój lokalny kościół. Chociaż swej zapowiedzi raczej nie zrealizował.

fot. Magda Hueckel

Demirski i Strzępka, niegdyś uważani przeze mnie za niezależnie myślących reprezentantów nowej lewicy, z którymi warto prowadzić dialog, nie mają więc do zaproponowania nic innego poza eskalacją agresji i nawoływaniem do stosowania przemocy w ramach wojny kulturowej. Oglądałem ich pierwsze przedstawienia powstałe w Wałbrzychu i w Polskim we Wrocławiu. Były one kontrowersyjne a jednocześnie ekscytujące, bo nonkonformistyczne, jak Był sobie Andrzej, Andrzej i Andrzej krytykujący postsolidarnościowy establishment skupiony wokół Andrzeja Wajdy, a w Tęczowej trybunie prezydent Warszawy z ramienia PO Hannę Gronkiewicz-Waltz. Miałem świadomość, że kolejne spektakle Strzępki i Demirskiego wystawiane w Starym Teatrze w Krakowie, począwszy od Bitwy warszawskiej 1920 z apologią Feliksa Dzierżyńskiego czy w Polskim w Poznaniu, jak K. o Jarosławie Kaczyńskim, wywoływały wręcz oburzenie żenującym poziomem prowokacji i refleksji politycznej. Mimo wszystko M.G. oglądałem z narastającym niedowierzaniem jako przejaw nieprawdopodobnego zadufania i samozadowolenia, utraty jakiegokolwiek krytycyzmu, oderwania od rzeczywistości społecznej i pogardy dla widzów, których zadowoli każda demonstracja wrogości wobec rządzącej w Polsce od ponad pięciu lat prawicy i jej elektoratu wywodzić się mającego jedynie z małych miasteczek i wsi. Bez zdziwienia więc obserwowałem jak podczas antraktu niemal czwarta część publiczności demonstracyjnie opuściła Teatr Polski.

W trakcie epilogu drugiego przedstawienia M.G. płonący element miniaturowego miasteczka spadł na scenę. Na szczęście strażak czuwający za kulisami wyskoczył i zdławił kocem płomień. Jednak nie jestem w stanie odgadnąć w jakim celu dyrektor Andrzej Seweryn pozwolił Strzępce i Demirskiemu na nieodpowiedzialne igranie z ogniem, grożące wręcz spaleniem Teatru Polskiego.

Tytuł oryginalny

KUCHENNA REWOLUCJA

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Rafał Węgrzyniak

Data publikacji oryginału:

25.02.2021