- Autor sztuki miał zdystansowany stosunek do sposobów ingerowania w psychikę; metod, które zresztą nieustannie się zmieniają - o spektaklu Teatru Telewizji "Inkarno" z aktorem Krzysztofem Zarzeckim rozmawia Jolanta Gajda-Zadworna w tygodniku Sieci.
Co to jest inkarno?
Krzysztof Zarzecki: Metoda, która ma wyzwolić duszę, uzdrowić człowieka psychicznie chorego przez wprowadzenie go w trans.
To też tytuł najnowszej premiery Teatru TV z panem w roli głównej?
- Tak - komedii kryminalnej - jak mówił o niej Kazimierz Brandys. Autor sztuki miał zdystansowany stosunek do sposobów ingerowania w psychikę; metod, które zresztą nieustannie się zmieniają.
Akcja rozgrywa się w klinice dla nerwowo chorych...
- ...na dodatek zamkniętej od kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu lat. Historia mogłaby więc nosić znamiona jakiegoś horroru, ale to nie przypadek tej sztuki. Napisanej tak, że nie można w niej traktować wszystkiego bardzo poważnie, a jednocześnie reżyser Lena Frankiewicz dążyła do tego, żeby nie zabrakło tonu serio.
Na pewno poważna jest obsada. Jak się pan w niej odnalazł?
- Znałem wcześniej i Jana Englerta, i Jana Frycza [w spektaklu grają też m.in. Wiktoria Gorodeckaja, Gabriela Muskała, Eryk Lubos, Roman Gancarczyk - przyp. red.], ale i tak poprzeczka była postawiona bardzo wysoko.
Premiera "Inkarno" na telewizyjnej scenie już 27 stycznia, a gdzie poza tym można pana oglądać?
- Pracuję w Teatrze Studio i Teatrze Nowym. Wciąż też odbieram reakcje widzów serialu "Ślepnąc od świateł". I pojawię się w nowych serialach Netflixa, ale szczegółów zdradzić nie mogę.