Gdy w 2000 roku przyszedłem do Teatru Żydowskiego, poznałem panią Krystynę Świderską jako „Krysię damską”. Tak się bowiem złożyło, że obie ówczesne garderobiane, zajmujące się – jedna – kostiumami damskimi, a druga – męskimi nosiły imię Krystyna. Funkcjonowały więc w rozmowach za kulisami jako „Krysia damska” i „Krysia męska”.
Pani „Krysia damska” była połączeniem niezwykłej skromności z profesjonalizmem i byciem prawdziwym Człowiekiem Teatru. W Teatrze Żydowskim, w którym gros przedstawień opartych było na piosenkach następujących jedna po drugiej – tzw. „przebiórki” odbywające się nie w garderobach, ale w zakamarkach kulis, były strategiczną częścią pracy scenicznej. Bywało, że koleżanki gdy tylko znikały za kulisami rozpoczynały szaleńczy sprint w kierunku „Krysi damskiej”, by w błyskawicznym tempie się przebrać i znów wejść na scenę. Skromna, cicha, niewysoka i niepozorna „Krysia damska” była w takich sytuacjach niezastąpiona. Dokonywała niebywałego połączenia dokładności i prędkości działania, by żadna z koleżanek nie spóźniła się na swoje wejście.
Pani Krysia miała jedną wynikającą z jej skromności cechę, o której przypomniała mi już po jej śmierci w rozmowie telefonicznej Teresa Wrońska, kierownik muzyczna Teatru Żydowskiego. Otóż zawsze szalenie krępowała się wejść na scenę w czasie prób, gdy trzeba było na szybko dokonać jakiejś korekty. Zawsze wolała działać za kulisami lub w garderobie. Oczywiście – była profesjonalistką. Więc gdy reżyser wzywał, gdy aktorka musiała zostać „poprawiona” na scenie podczas próby – wchodziła na scenę. Zawsze jednak było widać, ile ją to kosztuje. Pracowała w Teatrze Żydowskim do 2010 roku. Potem odeszła na emeryturę.
Zmarła w wieku 81 lat 3 września 2020 roku. Na jej pogrzebie na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie żegnali ją jej najbliżsi, sąsiedzi, znajomi, a także przyjaciele z Teatru Żydowskiego – Teresa Wrońska, Hania Pałuba z Fundacji Shalom oraz aktorki i aktorzy – Barbara Szeliga, Wanda Siemaszko, Alina Świdowska, Piotr Sierecki, Marek Węglarski i niżej podpisany. Teresa, Alina i Marek zabrali głos wspominając panią Krysię jako niezastąpioną koleżankę, przyjaciółkę i opiekunkę aktorów, a także przemiłego, ciepłego człowieka. Jednego z tych cichych bohaterów sceny, których publiczność nie oklaskuje, których recenzenci nie wymieniają i nie chwalą za ich pracę, a bez których teatr nie mógłby się obejść.