„Koło Sprawy Bożej” Konrada Hetela w reż. Radka Stępnia z Teatru Wybrzeże w Gdańsku na I Festiwalu Teatralnym Lamentacje w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Na zimnym strychu paryskiej kamienicy Seweryn Goszczyński (Robert Ciszewski) próbuje dobudzić Juliusza Słowackiego. Niezaproszona wpada – dość głupio ubrana w świecidełka – Celina Mickiewiczowa (Karolina Kowalska), szukając męża, który jak zawsze gdzieś się włóczy, wkrótce zjawi się i on we własnej osobie (Michał Jaros). Niespodziewanym gościem tego wieczoru będzie Karolina Towiańska (Joanna Kreft-Baka), witana z entuzjazmem jako emisariuszka męża i szefa ich tytułowej organizacji, nie-wiadomo-skąd zjawi się i sam Towiański (Maciej Konopiński), który będzie miał dla naszych wieszczów (oraz Goszczyńskiego) dość kontrowersyjne zadanie.
W tej fantazji Konrad Hetel słodko sobie dworuje z Mickiewicza i Słowackiego, i ich trudnej relacji, zdecydowanie większą sympatią darząc Słowackiego (fantastyczna rola Pawła Pogorzałka). Nie da się Juliusza nie lubić, bo i na giełdzie umie grać, i zioło zapali (scena palenia haszyszu to majstersztyk), a i jako jedyny w tym towarzystwie zachowa zdolność logicznego myślenia.
Już nie wspomnę, że ma pomysł na przepisanie istniejących czterech oraz – na 5. część Dziadów, co – jak można się domyślić – wywoła oburzenie Mickiewicza, którego autor w sumie też nie potraktował zbyt surowo, może uznając, że bardzo nieudane małżeństwo – a traktował biedną Celinę zaiste okropnie, sam mając z nią dopust boży – ździebko jego bezbrzeżną pychę usprawiedliwia.
Nie jest to jednak – wbrew powyższemu – ani farsa ani stand-up na wieszczów rozpisany, oglądamy bowiem rzecz dojmująco współczesną (teraz nawet bardziej niż podczas premiery), nie tylko o nocnych Polaków dywagacjach – za kim i w imię czego iść, ale przede wszystkim o tym, jak blisko obok siebie leżały i wciąż leżą – frustracja i zamroczenie.