„Kolacja dla głupca” Francisa Vebera w reż. Cezarego Żaka z Agencji Artystycznej Certus w Małej Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Może zacznę od tego, że Kolację warto zobaczyć dla Bartłomieja Topy, którego – owszem – widujemy na stołecznych deskach w „lekkich” produkcjach, ale tutaj jego Pignon po prostu kradnie kolegom scenę, jest w tej roli nieodparcie zabawny, wie jednak gdzie leży cienka granica między dworowaniem ze swojego bohatera a - poniżeniem go. I choć spędziłem na Otwockiej tzw. miły wieczór, mam do tego przedstawienia kilka uwag.
Po pierwsze sam tekst – choć oczywiście wciąż śmieszy – mocno się jednak zestarzał. Zauważmy, że dziś nie dałoby się tych intryg uknuć, bo mamy komórki, u Vebera telefon stacjonarny jest archaicznym już nieco motorem większości nieporozumień. Może zaryzykowałbym i poszukał czegoś bardziej współczesnego? Secundo - czy ktoś może mi wytłumaczyć, po co Michał Zieliński naśladował na scenie polityków? Wszyscy wiedzą, że jest urodzonym parodystą, niestety miało się to do tekstu doskonale nijak i było wyłącznie popisem, zupełnie okropnym mizdrzeniem się do publiczności. Dalej - Agnieszka Więdłocha niepotrzebnie przerysowała swoją bohaterkę, Marlene, było w jej neurotycznym zachowaniu jednak czegoś odrobinkę za dużo.
Wreszcie – zatknijcie uszy podczas finału, morał jest tak egzaltowany, że ręce opadają, wiem, że tak jest napisane, ale - na Boga - dramaturg przecież dysponuje klawiszem backspace. Albo chociaż nożyczkami.
Zresztą, może czepiam się bez sensu? W Ateneum będzie za chwilę 1000. wystawienie, może i na Otwockiej – mimo moich utyskiwań - Kolacja dla głupca będzie na afiszu jeszcze w 2050? Kto wie?