EN

9.11.2022, 12:38 Wersja do druku

Kobiece poruszenia

O Scenie Otwartej dla Młodych w ramach kolejnej edycji Centralnej Sceny Tańca w Mazowieckim Instytucie Kultury pisze Justyna Stanisławska.

fot. Marta Ankiersztejn

Konwencja w sprawie równego wynagrodzenia (1951), Konwencja o prawach politycznych kobiet (1952), Konwencja o obywatelstwie kobiet zamężnych (1957), Konwencja w sprawie dyskryminacji w zatrudnieniu i wykonywaniu zawodu (1958), Konwencja w sprawie zgody na zawarcie małżeństwa, najniższego wieku małżeńskiego i rejestracji małżeństw (1962), Konwencja w sprawie likwidacji wszelkich form dyskryminacji kobiet (1979), Deklaracja o eliminacji przemocy wobec kobiet (1993) – oto lista najważniejszych dokumentów międzynarodowych odnoszących się do praw kobiet. Tak przynajmniej podaje Wikipedia. Na tej samej stronie można przeczytać również, że prawa kobiet różnią się od ogólnie rozumianej kwestii praw człowieka wskazaniem uwarunkowanego historią i tradycją słabszego egzekwowania praw kobiet i dziewcząt niż praw mężczyzn i chłopców[1].

Scena jest ledwo widoczna. Kiedy Maria Salwińska w chodzi w plamę jasnego światła słychać cichy kobiecy krzyk. Jej czarna kloszowa spódnica z czerwoną lamówką podkreśla linię bioder, wiruje w rytm muzyki. Tkanina jest tym, co ją zdobi, podkreśla sylwetkę, płeć i w pewnym sensie definiuje, a jednocześnie jest czymś, co ją ogranicza – prawdziwa kobieta nosi sukienki, jest skromna, uśmiechnięta, zwiewna, miła, zabawna. Nie ma miejsca na to, co boli, na to, co trudne, na zmęczenie, smutek, frustrację, odważne pragnienia, strach. Salwińska jest lekka, liryczna, tyleż samo, co sztuczna. Jej taniec łączy elementy tańca współczesnego, baletu i tańców ludowych. Kiedy myślę, że taka już pozostanie – wtłoczona w kostium idealnej kobiety, nagle zrzuca spódnicę. Staje przed nami taka jaką jest naprawdę; jej przylegający cielisty kostium jest swoistą nagością, całkowitym odkryciem się, pozostawieniem gdzieś z boku nałożonych na nią społecznych ról i oczekiwań. To ciekawe, że właśnie wtedy pojawia się on (Krzysztof Łuczak) – z początku widać go tylko tyłem, jakby w tle wydarzeń. Z głośników słychać urwane zdania, szepty, jakiś bigoteryjny bełkot o moralności, złym dotyku, grzesznej cielesności. W tle sceny, jak symbol pożądania, króluje czerwień. Męska postawna sylwetka kontrastuje z drobnym ciałem tancerki na pierwszym planie. Kiedy oboje wreszcie się spotykają tańczą ekspresyjny duet, w którym nie brakuje gestów czułości i pasji, ale i walki. Czasem mężczyzna zdaje się przejmować inicjatywę, innym razem to kobieta sprawować nad nim kontrolę. Czy jest wtedy szczęśliwa? Czy czuje się sprawcza? Tancerka co jakiś czas wykonuje gest przypominający uderzenie pięścią w pierś – może czuje się nieswojo w tej roli? Ma poczucie winy? Wydaje się, że walczy sama ze sobą – to, kim jest miesza się z chęcią spełnienia czyichś oczekiwań; pragnienie wolności ściera się z presją kulturowych uwarunkowań. Co zwycięży? Na scenie, w jasnym świetle reflektora zostaje czarna kloszowa spódnica. Wygrał stereotyp, ideał, czy może kobieta, która go porzuciła?

Jak bardzo silny jest zakorzeniony w naszej kulturze archetyp kobiety? Kim ona jest – matką, życiodajną siłą, pożądaniem, mądrością? Jak bardzo ten pierwotny wzorzec różni się od tego, który zaszczepiło nam chrześcijaństwo i patriarchat? Czy jest coś co łączy wszystkie kobiece wzorce i ideały na całym globie? Podobne pytania zdają się zadawać autorki choreografii „Co trzecia”. Ich taniec jest ekspresyjny, pełen pasji. Ubrane w czarne leginsy i kolorowe, męskie koszule z początku wydają się silne, dumne, zdecydowane. Z czasem taniec każdej z nich staje się osobną opowieścią, wieloma historiami kobiet. Są tu matki i przywódczynie, kobiety silne i te, których los zależny jest od woli mężczyzny, klanu czy religii; są te, będące uosobieniem seksu i te niemal niewidzialne, żyjące życiem innych. W choreografii mieszają się  gesty nawiązujące do postaci sześcioramiennej hinduskiej bogini i Mahsy Amini, zamęczonej przez irańską policję obyczajową; pojawia się archetyp świętej i nierządnicy, matki, kochanki, służącej, władczyni i ofiary. I tylko my, kobiety, nie jesteśmy żadną z nich. Jesteśmy pomiędzy nimi, każda z nas nosi w sobie je wszystkie. Nie jesteśmy jednowymiarowe. Kolorowe koszule, zawiązane nad pępkiem na supeł trzeba rozprostować, zapiąć kołnierzyk, opuścić zawinięte rękawy – doprowadzić się do porządku. Jesteśmy istotami złożonymi. Dlatego ciasny kołnierzyk uwiera, opuszczone rękawy przeszkadzają, a rozprostowana koszula źle wygląda. Mimo różnych kultur jesteśmy w istocie bardzo podobne – kochamy wolność, pragniemy ciepła, miłości i szacunku. Dlaczego wciąż wielu z nas próbuje się to odebrać?

Jest rok 2022, siedzę na widowni teatru, w centrum jednej z europejskich stolic i zastanawiam się, dlaczego kolejne pokolenia kobiet nadal czują się poddane presji społecznej w niemal każdym aspekcie swojego życia. Czemu czują się nieswojo próbując postępować według własnych reguł? Dlaczego kolejne pokolenia na nowo doświadczają dyskryminacji, różnego rodzaju form wykluczenia, deprecjacji, lekceważenia tylko dlatego, że są… KOBIETAMI. Może należy odwrócić ten trend? Odkryć to, co chowamy, podnieść dumnie głowę, pokochać siebie takimi jakie jesteśmy. W spektaklu „Pod stołem” muzyka gra głośno, jak na imprezie techno. Na scenie pojawiają się kolejno cztery tancerki. W przytłumionych światłach lamp ich granatowo-czerwone kostiumy niemal krzyczą. Płynne, delikatne ruchy rąk, nóg i bioder wprawiają w ruch szerokie falbany zdobiące każdy strój w innym miejscu. Twarze bez wyrazu i przemieszczające się po prostych ciała przypominają beznamiętne sylwetki na wybiegu dla modelek. Z biegiem czasu jednak ich gesty i sposób poruszania indywidualizują się, co i raz mignie grymas, przypominający uśmiech. Dziewczyny tańczą coraz bardziej ekspresyjnie, łączą się w obracającą się wokół swojej osi grupę, to znów rozdzielają. Pocierają energicznie nadgarstki, dłonie, przedramiona, jakby chciały pozbyć się czegoś co przeszkadza. Z minuty na minutę każda z nich poszerza zakres i intensywność swoich ruchów. Od czasu do czasu jedna z nich prezentuje solo na tle grupy. Każda z tańczących daje z siebie wszystko i sprawia wrażenie, jakby nic innego jej nie interesowało – nic poza daną chwilą i samą sobą. Tempo choreografii rośnie. Taniec staje się grą, taką jak papier, kamień, nożyce, której własną, alternatywną wersję przedstawiają pochłonięte zabawą dziewczyny. Czy takie właśnie chcemy być – pewne siebie, prące za wszelką cenę do przodu, odważne, dumne? Kiedy tancerki stają po kolei w wybranej przez siebie pozie i zastygają, ciało każdej z nich mówi: Patrz na mnie, oto jestem – właśnie taka jaka powinnam być! Czy zadowolenie ze swojego życia, miłość własna, akceptacja i docenianie siebie wykluczają empatię i wrażliwość na świat? Może właśnie będąc wolną i szczęśliwą łatwiej dzielić się z innymi tym, co w nas najlepsze? Czy wystarczy nowe podejście do samej siebie, aby dokonała się większa zmiana – społeczna, kulturowa, pokoleniowa?

Jakakolwiek przemiana wymaga nie tylko odwagi i elastyczności, ale chęci wejścia w głąb siebie, poznania własnego wnętrza i własnego ciała – tego jak odnajdujemy się w nim i w otaczającym nas świecie. Choreografia „Frality” Magdy Niedzielskiej jest takim właśnie poszukiwaniem. Inspiracją dla artystki były wybrane prace szwedzkiej fotografki, Stiny Brockman, których tematem jest przede wszystkim ludzkie ciało, a w zasadzie to, co jest w nim nieuchwytne, można by rzec – transcendentne. Kontury na zdjęciach są często nieostre, rozmazane, jakby w ruchu; tworzą plamy, w których odnajdujemy obrazy fragmentów twarzy, kończyn, tułowia. Tancerka porusza się na tle ekranu, na którym pojawiają się fragmenty tekstów (być może poezji), pojedyncze słowa, równoważniki zdań: lotnisko policzka, opływowa witalność, ekstaza poddania, rozproszenie, złożony jak origami, będę czekał w środku. Korespondują one zarówno z kolejnymi fotografiami Brockman, zatytułowanymi:  policzek, załagadzanie, przyzwalanie, rozproszenie, hojność, zapadanie się, jak również z choreografią. Niedzielska tańczy z zamkniętymi oczami, jakby w półśnie, mimo to całkowicie kontroluje każdy ruch, odkrywa poszczególne impulsy w ciele i to jak współgrają ze sobą. W tle słychać kakofoniczną muzykę, szumy, skrzypienie i inne nieokreślone dźwięki. Ruchy artystki nie są gwałtowne lecz energiczne, precyzyjne. Biały ekran, szare spodnie i koszula w kolorze pudrowego różu wprowadzają na scenie pewien optyczny spokój, który pozwala w pełni skoncentrować się tylko na jej tańcu. Jest to skupienie bliskie medytacji, nie nuży, ale sprzyja wewnętrznemu wyciszeniu. Tancerka kontroluje nie tylko swoje ciało, ale i przestrzeń wokół niezależnie od tego czy znajduje się na środku sceny, czy pod ścianą lub na stojącym tam krześle albo na podłodze. Nie wiemy, co dzieje się w głowie tańczącej, obserwujemy jedynie pewien proces, którego efektem jest trudna, wyczerpująca fizycznie choreografia. Kiedy Magda Niedzielska opada luźno na krześle, patrzy przed siebie, a na ekranie pojawia się napis: zamknij oczy. Artystka zerka na widownię i sama zachęca publiczność: Zamknij oczy, na chwilę. Obiecuję, nie będzie strasznie. Z głośników rozlega się dyskotekowy przebój sprzed lat, a tancerka wprowadza za rękę na scenę tych widzów, którzy posłuchali jej zaproszenia. Tańczą lub podrygują z zamkniętymi oczami w takt muzyki. Co dzieje się w ich głowach, w ich ciele? Ci, którzy zostali w krzesłach mogą jedynie śledzić ich ruchy.

Warszawska Centralna Scena Tańca nie przestaje odkrywać i promować młodych artystów i artystki. W trzeciej edycji znalazło się więc miejsce dla bloku Scena Otwarta dla Młodych, w ramach którego swoje prace mogli zaprezentować młodzi twórcy związani ze sztuką tańca we wszystkich możliwych jej odsłonach i wariantach. W wyniku konkursu Open Call wyłoniono cztery choreografie, które można było oglądać na scenie Mazowieckiego Instytutu Kultury 27 października : „Pod stołem”, „Frality”, „Ma(i)d/Between Inferno and Paradise” oraz „Co trzecia”.

[1] https://pl.wikipedia.org/wiki/Prawa_kobiet

***

SCENA CST: „Scena Otwarta dla Młodych”, 27.10.2022 g. 19.00

„Pod stołem”

Taniec: Katarzyna Najder, Anna Orkisz, Ela Sikora, Olena Dutchak

Choreografia: Katarzyna Najder

Muzyka: Charlotte de Witte - The age of love, Moonwalk - Delta

„Frality”

Taniec: Magda Niedzielska

„MA(I)D / Between Inferno and Paradise”

Taniec: Maria Salwińska, Krzysztof Łuczak

„Co trzecia”

Taniec i choreografia: Natalia Podyma, Marta Mańka, Julita Koper

Tekst powstał w ramach projektu Centralna Scena Tańca w Warszawie – edycja III

***

Organizator: Mazowiecki Instytut Kultury, Fundacja Artystyczna PERFORM

Kuratorka: Katarzyna Stefanowicz

Współfinansowanie: Miasto st. Warszawa

Źródło:

Materiał nadesłany