„Kluk" Maliny Prześlugi w reż. Artura Romańskiego w Teatrze Animacji w Poznaniu. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Mamy oto młodego Kruka, którego i wychowuje i wtajemnicza w najważniejsze krucze zadanie jego wuj. A kruk – jak to kruk – ma zwiastować śmierć. Niestety, pierwsza próba zwiastowania rychłego końca Ślimakowi kończy się nieledwie katastrofą. Także dlatego, że nasz bohater nie wymawia „r”… Cóż – żeby za wiele nie zdradzać – Ślimak z Klukiem się zaprzyjaźnią, ale nastąpi coś jeszcze, bo to wcale nie koniec zdumiewających niespodzianek.
Kluk jest spektaklem słodkim, zabawnym, wzruszającym i mądrym, wzbudził radość zarówno wśród widzów docelowych jak i ich opiekunów. Autorzy bawią się konwencją teatru zarówno dramatycznego jak i teatru formy, światłem, muzyką, charakteryzacją i kostiumami, ale przede wszystkim – znakomitym tekstem. Do tego mamy graną na żywo muzykę, troszkę parodiującą oprawę do filmów grozy, a w finale prawdziwy heavy-metalowy wybuch energii ma gitarze elektrycznej.
Na scenie trzech aktorów – Igor Fijałkowski w roli tytułowej, Artur Romański w roli Wuja i Ślimaka i – grający na instrumentach – Stanisław Pawlak w roli tapera. Widać, że panowie mają z grania w tym spektaklu ogromną satysfakcję, a nawet - trochę bekę.
Wracałem z Teatru Animacji po brzegi naładowanym Górskim (taka nazwa pociągu), z ryjkiem uśmiechniętym od ucha do ucha, po tym superanckim spektaklu, więc współpasażerowie tej kolejowej katorgi patrzyli na mnie jak na jakiegoś gupka. Pewnie dlatego, że państwo wracało z wyczerpującego maratonu (który totalnie zdezorganizował życie wielkiego miasta, jak każdy maraton), a ja - z Kluka!