EN

12.02.2025, 10:58 Wersja do druku

Kluczem jest surrealizm

„Czy ponad dwieście lat od premiery «Czarodziejskiego fletu» da się wskrzesić utopię masońską? Niestety, nie. Nie ma idealnego władcy. Władza deprawuje” – mówi Natalia Babińska*, reżyserka, która 1 marca 2025 roku w Operze na Zamku w Szczecinie pokaże swoją inscenizację wielkiego dzieła W.A. Mozarta. O filozoficznej baśni, kluczu, który został przyjęty do odczytania opery i… zabawą cyfrą „trzy” z artystką rozmawiała Magdalena Jagiełło-Kmieciak.

fot. Kama Borg

Magdalena Jagiełło-Kmieciak:

Każdy, kto zetknął się z librettem opery „Czarodziejski flet” w pierwszym odruchu powie: ależ to bajeczka… Piękne muzycznie, arcydzieło, ale bajeczka. Przybliżmy tę baśń tym, którzy jej nie znają.

Natalia Babińska:

Książę Tamino gubi się w krainie Królowej Nocy, atakowany przez olbrzymiego węża. Ratują go z opresji trzy Damy, które pokazują mu portret księżniczki Paminy, córki Królowej Nocy. Dziewczyna została porwana przez władcę świątyni mądrości, Sarastra. Tamino zostaje wysłany na ratunek księżniczki. Kiedy dociera do pałacu Sarastra, dowiaduje się, że rzecz wygląda inaczej, niż mu przedstawiły Damy i Królowa Nocy. Sarastro okazuje się mędrcem, w swojej świątyni kultywuje poszukiwanie prawdy i cnoty, a Pamina ma zostać żoną Tamina, jeśli tylko dowiedzie on, że swą odważną i roztropną postawą zasługuje na miłość księżniczki. Próby w świątyni Sarastra (przypominającej świątynie masońskie epoki klasycyzmu) mają wychować księcia Tamina na mądrego i sprawiedliwego władcę. Książę udowadnia swą cnotę i Pamina zostaje jego żoną. Wszystko dobrze się kończy.

Filozoficzna baśń… Wiem, że nie lubi Pani Sarastra, a Królową Nocy – owszem. Sama lektura libretta może sugerować dokładnie odwrotne sympatie. Sarastro to świątynia mądrości, prawdy, władzy, faktów, przebaczania, a Królowa Nocy jest antypatyczna, aż kipi zemstą. Przewraca Pani tę operę do góry nogami…

Nie. (śmiech) Królową raczej usprawiedliwiam, bo nie da się jej obronić, gdy na przykład każe swojej córce zabić Sarastra. Od wymierzania sprawiedliwości mamy sądy. Ale Królowa Nocy to jest też kobieta skrzywdzona. Wszelkimi środkami stara się odzyskać coś, co – według niej – jej się należy. Sarastro też nie jest postacią bez skazy. Porwana przez niego Pamina błąka się po ogrodach Sarastra, pilnowana przez niewolników, a jeden z nich ją napastuje… Przemoc seksualna w przybytku cnoty pozostawia rysę na rzekomo nieskazitelnych wtajemniczonych w świątyni. Za tym wszystkim stoi ten „dobry”, „przewidujący”, autorytet Sarastro… I to daje pole do interpretacji, a ja z tego pola korzystam. Tak, skręcam w stronę feminizmu. Sarastro w operze „Czarodziejski flet” wypowiada wiele pięknych i wzniosłych słów. Ale kto powiedział, że mówi szczerze?

Właśnie: pole do interpretacji. Z pozoru naiwne libretto, ale to jednak jedna z najbardziej złożonych oper Mozarta. I ponoć reżyserzy łamią sobie na niej zęby. Dlaczego?

Bo mamy w tej operze z jednej strony dziecięcą naiwność, baśniowość, z drugiej – wątki bardzo serio, „nasączone” przez Mozarta poważną nutą. I albo reżyser posłuży się kluczem humorystycznym i wtedy nie buduje należycie poważnych scen, albo z kolei zrobi coś bardzo serio, co nie wytłumaczy scen baśniowych. Te dwa wątki przeplatają się i trzeba sprytnie „ogarnąć” całość, a to wielu osobom się nie udaje. To, co potrafi „pogrzebać” reżysera, to brak pokory. Jeżeli ktoś uważa, że znajdzie nowy, współczesny klucz do tej opery, to może bardzo się rozczarować.

Jak Pani radzi sobie z dualizmem „bajeczka” – filozofia?

Kluczem jest surrealizm. On pozwala na łączenie rzeczy pozornie od siebie oderwanych. Możemy w nim zestawić coś naiwnego z bezkresem, przestrzenią, odwiecznymi i jednocześnie prostymi pytaniami. Druga sprawa to szczerość. Stawiam właśnie na nią. 

Będzie Pani bawić się cyfrą „trzy”? Ta symbolika masońska, bo Mozart był masonem, jest w „Czarodziejskim flecie” niezwykle istotna – Trzy Damy, Trzej Chłopcy, Trzy Próby… Jak Pani inscenizacja podkreśla wagę tej cyfry? Czy może ona mieć dla współczesnego widza nowe, uniwersalne znaczenie?

Nawet trzy akordy otwierają uwerturę „Czarodziejskiego fletu”. Bardzo pilnowałam tej trójki. Dla mnie cyfra „trzy” nie ma specjalnego znaczenia, ale w „Czarodziejskim flecie” przewija się cały czas. Sama nie demonizuję znaczenia liczb, ale dostosowuję się do Mozarta. Czy on demonizował czy raczej bawił się tą liczbą? Nie wiem. W każdym razie, od liczb ważniejsi są ludzie.

Czym są próby, którym poddawani są Tamino i Pamina, i czy mają one odzwierciedlenie w naszych współczesnych, codziennych zmaganiach? Jak Pani pokaże tę metaforę?

Każdy z nas przechodzi w życiu jakieś próby. Nie znamy siebie, dopóki nie doświadczymy ciężkiego przeżycia i nie będziemy musieli podjąć trudnych decyzji. Zastanawiałam się nad sposobem pokazania prób na scenie. W operze „Czarodziejski flet” próby, jakie przechodzi Tamino (w towarzystwie Paminy) nazywają się próbami „ognia i wody”. W mojej interpretacji są to dwa różne rodzaje piekła człowieka. Pierwsze to piekło wewnętrze, gdy cierpi nasza dusza lub ciało, a kolejne piekło to takie, którego doświadczamy od innych. Piekło może nam zgotować na przykład źle sprawowana władza.

Czyli mamy władzę kontra…?

Władzę kontra ludzie. Nie możemy dać się zwieść władzy. Patrzmy na ręce naszym rządzącym, ktokolwiek to jest. Władza deprawuje, a o niemoralności władzy niejeden świetny dramat napisał William Shakespeare. Inna sprawa: pomimo wszystkiego złego, jakie dzieje się na górze, musimy kształtować własne życie najlepiej, jak potrafimy. Twórzmy lepszy świat w najbliższym otoczeniu.

Społeczeństwo mądre, pełne cnoty i harmonii to utopia…

Loża masońska miała wizję lepszego świata, a potem Rewolucja Francuska pokazała, jak zjada własne dzieci. Czy ponad dwieście lat od premiery „Czarodziejskiego fletu” da się wskrzesić utopię masońską? Niestety, nie. Nie ma idealnego władcy. Władza deprawuje. Władza ludziom daje ogromnie dużo i dlatego pragną tej władzy. Na szczęście są wartości, nad którymi władza nie ma kontroli.

I tak doszłyśmy do symbolicznego węża i tytułowego fletu. Oraz do Trzech Chłopców.

Wąż kojarzy mi właśnie się z umarłym, czyli przebrzmiałym symbolem władzy, czyli modelem, według którego ludzkość sobą zarządza. Władza jest czymś, co może kiedyś ludziom się należało, ale człowiek już udowodnił, że trzeba wymyślić inny system „rządzenia”. Takim zwiastunem nowego porządku są według mnie Trzej Chłopcy, wysłannicy kosmicznej siły, wolnej od ludzkich wad. A może są wcieleniem sztucznej inteligencji? (śmiech) Z kolei flet i dzwoneczki to dla mnie jasne wskazanie, że sztuka i muzyka nas wydobywają z nas to, co najlepsze.

Miłość jest jednym z najważniejszych tematów tej opery. Czy w Pani wizji „Czarodziejskiego fletu” to właśnie ona okazuje się siłą przewyższającą wszystko, co złe?

Tak, to zdecydowanie utwór o potędze miłości. Ale tej naprawdę dojrzałej, kiedy dwie osoby decydują się przejść wspólnie przez wszystkie próby tego świata i są ze sobą na dobre i na złe. Jak Tamino i Pamina: ręka w rękę.

Jaka jest Pani interpretacja tej opery, by uczynić dzieło aktualne dla współczesnego widza, rozwiązania inscenizacyjne? Jaką scenę Natalii Babińskiej zobaczymy?

Nawiązujemy do charakteru muzyki, która trochę cofa się w stronę baroku. Zatem ja też inspiruję się estetyką baroku, ale że jest to trochę surrealistyczne, będziemy mieli małe metaforyczne odniesienia do współczesności, dopowiemy niektóre elementy motywami snu. Bo pewne sprawy i motywy pozostają ponadczasowe. Zobaczymy na scenie niekończące się węże jako symbol pragnienia władzy, spiralne klatki schodowe zabierające nas w górę, by wiedzieć, zobaczyć więcej, będzie też świat iluzji… Ale więcej nie powiem. (śmiech)

Jaka w tym dziele dla Pani kryje się aktualna lekcja o…? Właśnie, o czym?

Żeby człowiek poczuł, że ma władzę, tę dobrą. Że nawet, gdy jest sam, nie musi godzić się na wszystko, że nie jest bierną ofiarą. Nie kryję – chcę przemycić pewne rewolucyjne przesłanie: coś się dzieje nie tak? Zmieniajmy to! Połammy to!

Czyli jednak rewolucja. (śmiech) Dziękuję za rozmowę. I życzę połamania na „Czarodziejskim flecie” schematów, nie zębów.

*Natalia Babińska

Reżyser i pedagog. Ukończyła Akademię Muzyczną w Warszawie i stołeczną Akademię Teatralną. Zrealizowała kilkadziesiąt przedstawień, są to m.in. „Noce Szeherezady”, „Halka (wileńska)” i „Straszny dwór” Moniuszki, „Demetrio” i „Cyrulik sewilski” Rossiniego, „Hrabina Marica” Kálmána, „Rigoletto” Verdiego, „Historia najmniej prawdopodobna” Kornowicza, „Audycja V” (metaopera, Krzanowski). Jest autorką muzyki do 4 spektakli teatralnych, teatru tv, słuchowisk i seriali tv. Napisała 11 scenariuszy do teatru, teatru dla dzieci i filmu. Za swoją pracę artystyczną otrzymała wiele nagród, m.in. Złotą Maskę za „Cyrulika sewilskiego” (2014) i nagrodę im. Jana Kiepury dla najlepszego reżysera i najlepszego spektaklu za „Dokręcanie śruby” (2017). Jest stypendystką MKiDN (2024), w którego ramach realizuje Eksperymentalny Projekt Operowy, czyli performatywną opowieść o skomplikowanym środowisku i kulisach teatru muzycznego. Od wielu lat zajmuje się pracą pedagogiczną w szerokim tego słowa znaczeniu. Współpracuje z uczelniami w całej Polsce (m.in. Akademia Muzyczna w Poznaniu i Łodzi, UMFC i Akademia Teatralna w Warszawie). Realizuje też projekty dla dzieci i z udziałem dzieci (np. 4 edycje musicali w Filharmonii Gorzowskiej, w których wzięło udział 300 młodych artystów). Prowadzi regularne zajęcia w ZPSM nr 1 w Warszawie. Pasjonuje się krzewieniem kompetencji artystycznych wśród amatorów i tworzeniem oryginalnych propozycji kulturalnych w małych ośrodkach. Obecnie realizuje interdyscyplinarny projekt międzypokoleniowy w ramach stypendium Burmistrza miasta Piaseczna.

Źródło:

Materiał nadesłany