XLI Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych im. Aliny Obidniak w Jeleniej Górze. Po pierwszym dniu pisze Manu w portalu jelonka.com.
W czwartkowy (11 lipca) wieczór tuż przed godziną 20. na jeleniogórskim placu Ratuszowym wystartowała 41. edycja Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Ulicznych im. Aliny Obidniak „Sztuka ulicy”. Po ulewie rozchmurzyło się nieco i zaplanowane spektakle się odbyły.
Przy skandalicznie skromnym budżecie, bez ministerialnego dofinansowania, najbardziej sztandarowa impreza miasta Jelenia Góra potrwa jeszcze trzy dni. Publiczność będzie miała szansę obejrzeć spektakle zespołów teatralnych z Argentyny, Australii, Bułgarii, Chile, Grecji, Polski i Tajwanu.
Zachwycające marionetki Pinezki
Pierwszego dnia, na inaugurację, wystąpił niezawodny wielki czerwony klaun, czyli legenda jeleniogórskiego festiwalu – Przemysław Grządziela i jego Teatr Pinezka z Gdańska dla widzów w każdym wieku. Oczywiście mówi się, że Pinezka jest ulubieńcem dzieci, bo jest postać klauna. Lecz, tak jak bajki Disneya, skierowany jest do wszystkich. Pinezka stara się przywołać świat dzieciństwa, chwile radości. Tak było też w przypadku spektaklu pt.: „Marionetki Clowna Pinezki”, perfekcyjnie zagranego przez ożywione marionetki. Dźwięki hiszpańskiej katarynki „barrel piano” Flaventia – dodawały uroku. Marionetki przeniosły widzów dużych i małych do magicznego świata. Gorące oklaski w pełni zasłużone. Warto dodać, iż wszystkie marionetki zostały wykonane ręcznie przez Przemysława Grządzielę.
– Zawsze robiłem lalki, występowałem z lalkami i jako uczeń szkoły baletowej jeździłem po naszym kraju. W wieku sześciu lat zrobiłem pierwszą lalkę i postanowiłem być lalkarzem – wspomina Przemysław Grządziela, który był częścią festiwalu tworzonego przez Alinę Obidniak od pierwszej edycji w 1983. – W Polsce lalkarstwa można się uczyć dopiero po maturze, tak więc poszedłem do Szkoły Muzycznej im. Grażyny Bacewicz we Wrzeszczu, chodził na zajęcia plastyczne. Zainteresowałem się też szkołą baletową, bo pomyślałem, że to mi się przyda do warsztatu lalkarza – opowiada artysta.
Trudne początki
Teatr Pinezka został założony przez Marka Lubieńskiego, zanim w 1980 trafił tu Przemysław Grządziela. Był wówczas w Klubie Osiedlowym „Maciuś I” w Gdańsku, kiedy 13 grudnia 1981 (w niedzielę) ogłoszono stan wojenny. Wówczas amatorski teatr zaczął się rozsypywać, jednego z zespołu internowali, założyciel Marek Lubieński stracił pracę, a Przemysław Grządziela został z grupą aktorów lalkarzy, więc przygotowali przedstawienia marionetkowe.
Przemysław Grządziela początkowo rozpoczął karierę zawodowego tancerza w Państwowej Operze w Bydgoszczy (dzisiejsza Opera Nova) w balecie „Pudełko z zabawkami” Claude'a Debussy'ego, opowieści marionetki, którą sam zrobił i tańczył tam Pierrota. Potem występował w Polskim Teatrze Tańca u Conrada Drzewieckiego w Poznaniu i we Wrocławskim Teatrze Pantomimy Henryka Tomaszewskiego, który był miłośnikiem lalek i zbierał je (jego kolekcja lalek znajduje się dzisiaj w Muzeum Zabawek w Karpaczu).
Opowieść o wierze a fundamentalnym zobowiązaniem moralnym
Teatr A z Gliwic w widowisku „Moria, samotność milczenia” w reżyserii Leszka Stysia ukazał starotestamentowe urodzajne ziemie Kanaan, przyglądając się wydarzeniom z życia Abrahama, pierwszemu z hebrajskich patriarchów. Sara, żona Abrahama, którą Pierwsza Księga Mojżeszowa – Księga Rodzaju wspomina jako bezpłodną, mimo podeszłego wieku, została mamą Izaaka, a Abraham – ojcem narodów. Bo dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. To właśnie Abrahamowi Bóg obiecał potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie. Sara dała dowód swojej bezgranicznej wiary, ufając Temu, który wszystko może.
Scenarzysta i reżyser, Leszek Styś, skupia się jednak na 22 rozdziale Księgi Rodzaju, gdy Abraham zostaje poddany próbie. W kontekście narracji o Abrahamie i Izaaku, którzy udają się na górę Moria, aby zgodnie z poleceniem Bożym złożyć Izaaka w ofierze. W sercu Abrahama ofiara z tego najbardziej ukochanego została już złożona. A jednak Abraham nie przestaje mówić z Bogiem. I dzięki temu Izaak zostaje ocalony, przywrócony do życia, odzyskany.
Nie przypadkiem J. R. R. Tolkien we „Władcy pierścieni” nazwał sięgającą trzewi ziemi kopalnię Morią.
Kluczowy problem
„Moria, samotność milczenia” Teatru A, czyli powszechnie znana, fascynująca i dramatyczna opowieść biblijna o związaniu Izaaka przez jego ojca Abrahama ma bogatą treść, rodzącą szereg wymagających pytań. Ponadto, choć na pozór prosta opowieść to jest w rzeczywistości niezwykle skomplikowana. Kryje w sobie możliwość kilku różnych interpretacji i punktów widzenia, łączących wszystkie czasy i kultury. Porusza najgłębsze emocje i kluczowe kwestie teologiczne, takie jak relacja między Bogiem i ludźmi, czy granice wzajemnych wymagań i obowiązków.
Ponadto „Moria, samotność milczenia” dotyczy kluczowego problemu dokonywania wyborów między wiarą a fundamentalnym zobowiązaniem moralnym, oraz między wiernością Bogu a wiernością wobec więzów ciała i krwi. Dotyka też kluczowych relacji międzyludzkich, takich jak minimalne zobowiązanie ojca wobec swego dziecka, oraz męża wobec żony i matki swego syna. Emocji jest cały wachlarz. Nie dziwi więc, że spektakl Teatru A poruszył widzów i zakończył się gromkimi owacjami. Pochwalić należy również muzykę, dopasowaną do klimatu występu, raz czysto etniczna, innym razem rysująca się już jako kompozycje eksperymentalne, ale umiejętnie w samą sztukę wplecione, dobrze z nią korespondujące, ubarwiające.