EN

14.01.2022, 11:18 Wersja do druku

Kafka albo fizjologia pisania

"Pułapka" Tadeusza Różewicza w reż. Wojciecha Urbańskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Dzienniku Trybuna.

fot. Krzysztof Bieliński

„Pułapka” na małej scenie warszawskiego Teatru Dramatycznego to czternasta realizacja tej sztuki Tadeusza Różewicza na polskiej scenie, ale bodaj pierwsza, w której naprawdę głównym bohaterem jest Franz Kafka.

Zagrany został sugestywnie, z powściąganą pasją przez Michała Klawitera. Tym razem ani Ojciec (choć Robert T. Majewski stworzył postać przejmującą, prawdziwy aktorski majstersztyk), ani profetyczne zapowiedzi zagłady, nie spychają na plan dalszy centralnego w tym spektaklu tematu: fizjologicznej potrzeby pisania, która sprawia, że Franz nie może egzystować w ramach mieszczańskiego świata. Jego konflikt z otoczeniem jest zatem nieuchronny, wpisany w misję tworzenia, która usuwa z drogi wszystko, co w tej misji zawadza: miłość, przyjaźń, rodzinę.

Takie ustawienie perspektywy poznawczej przez reżysera w konsekwencji powoduje, że ze spektaklu zniknęło kilka ważnych scen dramatu (m.in. mroczna scena u Fryzjera) i sporo pobocznych postaci. W podobną stronę szła szkolna „Pułapka” z warszawskiej PWST (2006), z której reżyserka Bożena Suchocka usunęła kilka scen, rezygnując m.in. z symbolicznej sceny złożenia Franza w ofierze. Na jej dobro zapisać trzeba uczynienie ze sceny zakupu mebli refrenu spektaklu – w ten sposób szafa, jej czeluść została podniesiona do rangi kluczowej metafory, a Franz (Paweł Ciołkosz) okazywał się neurotycznym, delikatnym artystą, zagubionym w realnym świecie rzeczy i ludzi, ożywającym w pełni jedynie w kontakcie z papierem – scena pozbywania się zapisanych kartek przemawiała silniej niż jego kontakty z kobietami.

Coś za coś: w spektaklu Urbańskiego więcej psychologii, a mniej proroczej przestrogi, choć egzystencjalny lęk podkreślony cytatami z Procesu i filmowymi scenami składania dziecka w ofierze na wzór i podobieństwo biblijnego Jakuba, czynią silne wrażenie. Powstał spektakl zwarty, sugestywnie zagrany i przejmujący. O pułapce, którą jest Franz sam dla siebie. Wprawdzie dramat Tadeusza Różewicza nazywa się „Pułapka”, ale pułapek w nim wiele, wręcz matnia pułapek, czyhających na bezbronnego bohatera, który nie chce, nie potrafi, nie może zbudować naturalnych związków z innymi, który wybiera obcość i który z rosnącym lękiem obserwuje narastające wokół zło.

fot. Krzysztof Bieliński

Nie wiem, czy Tadeusz Różewicz byłby tą realizacją w pełni usatysfakcjonowany. Miał wielkie oczekiwania wobec teatru. Chciał, aby reżyserzy odkrywali tajemnice jego własnych tekstów. Po pierwszych premierach „Pułapki” nie krył swego rozczarowania. Rozczarowany był zarówno inscenizacją Jerzego Grzegorzewskiego (Teatr Studio, 15 stycznia 1984), którego zresztą bardzo cenił, jak i wersją wrocławską Kazimierza Brauna (Teatr Współczesny, 7 stycznia 1984), jego „naczelnego” reżysera – Braun wystawił niemal wszystkie dramaty Różewicza. Do Grzegorzewskiego miał żal, że zbyt wiele tekstu z dramatu wyciął, a Braunowi wytykał nadmierną dosłowność. W ich wyścigu o tytuł prapremiery wygrał Braun – wyprzedził Grzegorzewskiego o 8 dni.

Tadeusz Burzyński pisał o prapremierze Brauna z zachwytem, zarówno o aktorach jak i o całości: „Franza gra Bogusław Kierc (…). Powściągliwy w ekspresji. Kreuje człowieka, którego wewnętrznym dramatem jest, że zna okrutną prawdę, ale ta prawda, jest nieprzekazywalna, a gesty, słowa, czyny służące jej ujawnieniu są fałszywie odczytywane”. I na koniec wrażenie ogólne: „Wyszedłem z teatru chory. Tak „chory”, jak się bywa niekiedy chorym po szczepionce. Bo ta Różewiczowska „Pułapka” jest właśnie rodzajem szczepionki która powinna nas uchronić przed samymi sobą, przed własnym szaleństwem, przypominającym znane przyrodnikom zbiorowe szaleństwa lemingów w ich „sezonowych” biegach ku samozagładzie”.

Inaczej świat „Pułapki” skonstruował Jerzy Grzegorzewski, równorzędnie traktujący słowo, przestrzeń, znak plastyczny i muzyczny – wyciszył gwałtowność (odczuwalną w lekturze) dramatu Różewicza. Brutalną dosłowność zastąpił grą nastrojów, tworzących złowieszczy klimat widowiska. Zrezygnował z kilku sytuacji nawiązujących do epoki hitleryzmu, decydując się na rozwinięcie warstwy podtekstów, aluzji. „Sceny z przyszłości” sprowadził do misternie rozłożonych akcentów: spaceru oprawcy z psem, obchodu terenu, garści rudych włosów w zakładzie fryzjerskim, niknącej grupy rodzinnej Franza, która niby stara fotografia zostaje przez oprawców wytaszczona ze sceny. Kluczową dla dramatu scenę w zakładzie fryzjerskim, przypominającym bardziej gestapo niż przedsiębiorstwo świadczące usługi dla ludności, uformował w taki sposób, aby zastąpić bardziej dosłowne partie tekstu Różewicza.

W tym spektaklu Franza zagrał po raz pierwszy Olgierd Łukaszewicz. Okazało się, że jest „urodzonym” Franzem. Skulonym w sobie introwertykiem, gruźlikiem z zapadłymi piersiami, buntownikiem bez siły. Potem miał zagrać Kafkę jeszcze trzykrotnie w „Pułapce”: niemieckojęzycznej wersji spektaklu Grzegorzewskiego dla publiczności wiedeńskiej (1991), wrocławskim przedstawieniu Jerzego Jarockiego, zastępując Włodzimierza Pressa podczas gościnnych występów w Bonn (1994) i telewizyjnym spektaklu Stanisława Różewicza (1990). Zagrał też Kafkę w filmie paradokumentalnym telewizji niemieckiej (1991) i prowadził warsztaty wokół Kafki w berlińskim Transformertheater (1989).

W dziejach recepcji „Pułapki” zapisały się w pamięci także spektakle Jerzego Jarockiego (Teatr Polski we Wrocławiu, 1992) i Krzysztofa Babickiego, który wracał do „Pułapki” aż cztery razy (Teatr Wybrzeże, 1984, Teatr Nowy w Poznaniu, 1999, Teatr Śląski, 2002, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, 2006). Kilka scen z inscenizacji Jarockiego zapewne przejdzie do historii Różewiczowskich realizacji. Zwłaszcza scena ciuciubabki pod jabłonią, w którą bawią się siostry z Franzem, przerastająca niepostrzeżenie we wstrząsającą ucieczkę przed oprawcami. Jarocki wprawdzie okroił dzieje konfliktu Franza z ojcem, ale całość wpisał w strukturę biblijnej przypowieści o samotnym człowieku we wrogim świecie, poszukującym dla siebie oparcia.

fot. Krzysztof Bieliński

Krzysztof Babicki, inscenizując „Pułapkę” czterokrotnie, za każdym razem odkrywał w niej nowe znaczenia. W krakowskim Teatrze im. Słowackiego, niwelując granice między światem realnym a koszmarem sennym, ukazał inwazję zła, które rodzi się z banalnych sytuacji, zatruwając świadomość jednostek i całych grup. Franz w interpretacji Radka Krzyżowskiego nie był tym razem mdłym histerykiem czy bezwolnym neurotykiem, ale kimś na pozór zwykłym.

Źródło Kafkowskiego rozdarcia dostrzegał poeta w zderzeniu wrażliwości pisarza ze światem mieszczańskich wartości, dla którego rzeczy stanowią wyraz stabilizacji i prestiżu: Franz czuł się obco wśród szaf, łóżek i szafeczek nocnych, popadał w stan zagrożenia, jakby domowe sprzęty mogły zawładnąć jego istnieniem.

Różewicz próbował sięgać głębiej, do podświadomości: motywy strachu odczytywał z punktu widzenia człowieka, który przeżył epokę pieców krematoryjnych. Kafkowski lęk potraktował jako przeczucie czasów pogardy, swoistą projekcję piekła na ziemi, którego nadejście twórca Zamku przewidział, przyglądając się z rosnącym przerażeniem „eleganckiej” kulturze mieszczańskiej. Stąd w dramacie pojawiały się sceny z przyszłości, z czasów, których Kafka świadkiem nie był, ale które przeczuł. Pułapką było więc porządnie urządzone życie, za którego fasadą kryły się kataklizmy XX wieku, czas podeptania wszystkiego co ludzkie. „Może naprawdę – pisał Janusz Majcherek – Pułapka jest sztuką o ofierze całopalnej, o holocauście” [Janusz Majcherek, Różewicz i „Pułapka”, „Dialog” 1983 nr 7]. Różewicz przyznawał jednak, że sam „wpadł w pułapkę – „zmagał się latami z tajemnicą Kafki, której ostatecznie nie udało mu się rozwikłać.

W rezultacie powstał dramat, który jest zapisem tych zmagań z Kafką: nie tyle dramat biograficzny, ile zderzenie fragmentów wywiedzionych z biografii Kafki z obrazami sugestywnie zapowiadającymi zbliżające się czasy zagłady. To jeszcze jeden powrót poety do doświadczenia „zerowego” kultury. W „Pułapce” spotykają się bowiem wszystkie motywy twórczości Różewicza, w tym również bardzo istotny dla poety biologizm. Różewicz ukazując procesy dezintegrujące społeczność i degradujące kulturę (mowa o kulturze nieautentycznej, skazującej się na nicość, w której dominuje triumfujące „Nic”), tworzy obraz człowieka walczącego o swoją tożsamość, nawet wówczas, kiedy od niej ucieka. Spektakl Wojciecha Urbańskiego wydaje się zmierzać do takiego wizerunku. Oto Franz, który swoje istnienie upatruje w akcie twórczym. Franz przywołany z napisanego później, a traktowanego przez poetę jako prolog do „Pułapki” poematu „Przerwana rozmowa”. Kafka milczący, zamknięty w sobie, w swoim cierpieniu, wyniszczającej go chorobie, wciąż przeżywający mocniej świat fikcji niż ten realny. W przypisku do poematu Tadeusz Różewicz przypomina jeden z ostatnich epizodów szpitalnego kresu życia Franza Kafki, cierpiącego na gruźlicę krtani. W ostatnich dniach przed śmiercią otrzymał do korekty swoje opowiadanie „Głodomór” i „po ukończeniu korekty Kafka długo płakał. Lekarz, który (…) opiekował się chorym do śmierci, był wstrząśnięty tym płaczem. Kafka był bowiem nadludzko opanowanym pacjentem”.

Tytuł oryginalny

Kafka albo fizjologia pisania

Źródło:

„Dziennik Trybuna” nr 10