EN

30.01.2021, 17:46 Wersja do druku

Jezioro

"Jezioro" Zuzanny Bojdy w reż. Darii Kopiec w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Adam Karol Drozdowski w Teatrze.

fot. Karolina Jóźwiak

Cenię w teatrze Darii Kopiec konsekwentnie utrzymywany w kolejnych premierach minimalizm. Oczywiście nie łudzę się, że za pokornym podejściem do teatralnej formy stoi jakieś szczególne nowatorstwo; gdyby się uprzeć, śmiało można by umieścić wypracowaną przez nią formułę w konkretnym miejscu na osi rozpiętej między Wyrypajewem a Ratajczakiem, pewnie jeszcze odnajdując w niej wpływy doświadczeń offowego szycia teatru na miarę zasobów. Ale Kopiec ma w tym wyjątkowe wyczucie, doskonale unika sytuacji, w której pojemna formuła zmienia się w maszynkę do opowiadania czy reprodukowania historii. Sednem musi tu być pogłębiona praca z aktorem, wsparciem - umiejętny dialog z widzem. Więc gdybym chciał powiedzieć, że w konsekwencji nie jest to teatr efektowny, bo można z uproszczonego opisu odnieść takie wrażenie, ostatnia premiera. Jezioro na podstawie tekstu Zuzanny Bojdy, skutecznie udowodniłaby mi, że nie mam racji.

Spektakl, koprodukowany przez warszawski Teatr Dramatyczny i Festiwal Nowe Epifanie, nie miał szczęścia do dat premiery, przekładanych przez kolejne lockdowny kultury, wreszcie został zagrany przed żywą publicznością raz, w ostatni wieczór przed kolejnym zamknięciem. A wyobrażam sobie, że dźwięk oddechów z widowni jest tu fundamentalnie ważną dla przebiegu audiosferą - rzecz mówi wszak o trzech kobietach przygotowujących się do pobicia rekordu w nurkowaniu głębinowym we włoskim jeziorze Garda, które same siebie określają jako „apostołki oddechu". I dopóki opowieść traktuje przede wszystkim o pokonywaniu własnych ograniczeń, pracy na fizycznych i psychicznych predyspozycjach, widz może czuć się zaproszony do wspólnych z bohaterkami zmagań. Właśnie: zaproszony, nie przymuszony, kiedy na przykład seria monologów wpisana jest w podstawowe ćwiczenie oddechowe, sprawdzające pojemność płuc, taktowane wyświetlonym nad sceną timerem. Sam chętnie dałem się złapać na lep „sprawdzenia swoich możliwości", ale i z sąsiednich siedzeń słyszałem spod masek przedłużający się bezgłos, póki oddech był wstrzymany, i krótkie parsknięcia, kiedy tlen się wreszcie kończył. I choć prosty to zabieg, jednak moment, w którym scena i widownia synchronizują oddechy, a podstawowym budulcem spektaklu okazuje się być wspólne doświadczanie czasu, jest momentem, który każe mi uznać Jezioro za najmocniejszy ze znanych mi tytułów Kopiec.

fot. Karolina Jóźwiak

Takiego porozumienia nie zbuduje się choćby i najdalej posuniętą empatią wobec bohaterów dokumentalnych spektakli. Tu wspólne fizyczne doświadczenie, jak niemożliwie długo może trwać sto dwadzieścia sekund, powoduje, że później towarzyszy się Mirce, Weronice i Teresce (odpowiednio Helena Ganjalyan, Lidia Pronobis, Agata Różycka) z pełnym zaangażowaniem. A następnie trzeba wspólnie przetrwać już nie trudne sto dwadzieścia sekund, ale przerażające szesnaście minut, bo tyle trwać ma zejście na rekordową głębokość. Szesnaście niemiłosiernie długich minut klaustrofobii, samotności, walki z demonami niepewności, kompleksami, ze wspomnieniami klęsk, traum, ze społecznymi presjami. Szesnaście minut, które każda z bohaterek przeżywa na własny sposób, ale w których na powierzchnię wypłyną tragedie każdej z nich. Znowu: owo zejście w głębiny to prosta metafora, ale czuje się ją w ciele, w płytkości własnego oddechu, którym nie chce się zakłócić zawieszonego w ciszy i rozedrganym poblasku lustrzanych tafli seansu. Nawet kiedy przeczucie nie pozwala wierzyć, że mógłby skończyć się dobrze.

Wspomniałem o empatii w odbiorze teatru dokumentalnego - ale Jezioro dokumentem nie jest. Fikcyjny scenariusz autorki znanej z pisania na scenę herstorii, w czułej, minimalistycznej interpretacji Kopiec, brzmi jednak prawdą, na poziomie zarówno reporterskiego researchu, jak i emocjonalnej temperatury. Ba! - kiedy program do przedstawienia zawiera fotograficzną dokumentację z rzeczywistych doświadczeń nurkowych przygotowujących się do tej pracy reżyserki i aktorek, trudno spodziewać się na scenie fałszywych nut. Takie przygotowanie miałem na myśli, mówiąc, że sednem takiego teatru musi być pogłębiona praca z aktorem, wsparciem - umiejętny dialog z widzem. Daria Kopiec ma w tym wyjątkowe wyczucie. 

Tytuł oryginalny

Jezioro

Źródło:

„Teatr” nr 1/2021