EN

7.07.2021, 14:04 Wersja do druku

Jak to jest żyć w ciszy?

"Morze ciche" w reż. Łukasza Zaleskiego z Teatru Nowego z Zabrza na X Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Karuzela NATURATYKA w Łodzi. Pisze Joanna Królikowska.

Paweł Janicki / mat. teatru

Morze ciche wcale nie jest ciche. Szumi, pluszcze, chlupocze, huczy i wydaje całą gamę różnorodnych dźwięków. Ale co z tego, jeśli bohater opowieści prezentowanej przez Teatr Nowy z Zabrza nie może cieszyć się tymi odgłosami. Bo Emilio nie słyszy.

Nikt nie twierdził, że na łódzkim festiwalu Teatralna Karuzela będzie tylko łatwo i przyjemnie. Morze ciche w reżyserii Łukasza Zaleskiego wpisuje się w nurt poważniejszych spektakli, poprzez które twórcy rozmawiają z młodymi widzami o problematycznych kwestiach. W tym przypadku jest to historia niesłyszącego chłopca. Sam wybór na bohatera dziecka z niepełnosprawnością stanowi już temat trudny. Ale problemy w tym spektaklu nawarstwiają się – pojawia się motyw niezaakceptowania chłopca przez ojca, próby zrozumienia przez bohatera własnej niepełnosprawności, problemy w nawiązywaniu relacji z innymi ludźmi, psychiczna kondycja niesłyszącego dziecka, czy wreszcie śmierć bliskiej osoby.

Dużo trudnych spraw jest poruszanych w tym przedstawieniu, wiele smutnych scen i jeszcze więcej nad nimi refleksji (stąd prawdopodobnie wrażenie, że tempo spektaklu zwalnia). Ale nie brakuje w nim też lekkości i sytuacji radosnych, budzących śmiech u widzów. Dodatkowy dystans do trudnych tematów twórcy spektaklu uzyskują dzięki wprowadzeniu oryginalnych narratorów. Trzy aktorki – Anna Konieczna, Joanna Romaniak i Danuta Lewandowska – wcielają się w morskie stworzenia. O życiu Emilia opowiadają więc zabawni mieszkańcy rafy koralowej (warto przyjrzeć się scenografii autorstwa Kai Migdałek, bo oprócz widocznego w centrum sceny żagla, składają się na nią drobne elementy z gąbek i kolorowych materiałów przypominające koralowce).

Paweł Janicki / mat. teatru

Morze ciche to spektakl nie tylko o niesłyszącym dziecku, ale również dla niesłyszących. Przedstawienie jest tłumaczone na język migowy i już sam proces tego przekładu jest nietuzinkowy – nie ma stojącego z boku sceny tłumacza. W tym przypadku trud tłumaczenia został powierzony wykonawczyniom, które jednocześnie mówią i migają. Efekt jest zaskakujący – szczególnie dla widza słyszącego. Początkowo miganie wydaje się obcym elementem wprowadzonym do spektaklu, zaburza przyzwyczajenia słyszących widzów, ale i fascynuje nowością. Z czasem ten podwójny przekaz – słowny i migowy – udaje się oswoić. Miganie zaczyna zlewać się z innymi ruchami i gestami aktorek, tworząc swego rodzaju choreografię. Nowego znaczenia nabierają też lubiane przez młodych widzów atrakcje, takie jak np. chlapanie wodą. Tym razem nie tylko o efekt chodzi, ale o uruchomienie różnych zmysłów u widzów. Dzięki temu na własnej skórze można poczuć mokre kropelki wody albo delektować się zapachem cynamonu.

Znamienne, że niewiele jest w tym spektaklu scen pokazujących relacje Emilia z rówieśnikami (właściwie poza epizodem zabawy z poznaną na plaży dziewczyną i wyśmianiem chłopca przez jej brata wątek ten zostaje niemal pominięty). Ciężar został przesunięty na relacje dziecka z dorosłymi, którzy różnie radzą sobie z jego niepełnosprawnością. Ojciec nie jest w stanie pogodzić się wadą słuchu Emilia, kpi z własnego dziecka, a ostatecznie odchodzi od rodziny. Porzucona przez męża matka nie ma czasu na wspieranie chłopca, skoro na jej barkach spoczęło zarówno utrzymanie rodziny, jak i opieka nad młodszą siostrą Emilia. Wsparcie zapewnia chłopcu dopiero Javier, właściciel lokalnego sklepu ze słodyczami. Emilio zyskuje przyjaciela oraz przewodnika po świecie, którego nie słyszy i który często jest dla niego wrogi. I jest jeszcze terapeutka Anna, pomagająca chłopcu poradzić sobie z trudnymi emocjami i lękami – to dzięki niej chłopiec uczy się mówić i komunikować ze światem zewnętrznym.

W spektaklu Morze ciche nie dominuje optymistyczny przekaz, że wszystkie trudności uda się pokonać, a dzięki odwadze i cierpliwości każde marzenie się spełni. Bo w prawdziwym życiu tak nie jest. Sceniczny Emilio słuchu nie odzyska. Ale twórcy spektaklu komunikują młodym widzom – nie tylko tym niesłyszącym – że mają prawo nie rozumieć świata, w którym żyją i tego, co ich spotyka. Mają również prawo do słabości i nieradzenia sobie w trudnych sytuacjach. Drugi przekaz ze sceny płynie do dorosłych. To właśnie od nich zależy, jak dziecko poradzi sobie z problemami. I czy w najcięższych chwilach zostanie zupełnie samo, czy otrzyma wsparcie i empatię.

Źródło:

Materiał nadesłany