,,HOPPER 2020. JESTEM. Samotność zwana miastem” Ewy Staroń w Centrum Na Przedmieściu we Wrocławiu. Pisze Adam Kamiński w Teatrze Dla Wszystkich.
Autorką i choreografką przedstawienia ,,HOPPER 2020. JESTEM. Samotność zwana miastem” jest Ewa Staroń. Liderka Niezależnej Manufaktury Tanecznej, założycielka i prezeska Centrum Inicjatyw Artystycznych stworzyła spektakl zainspirowany twórczością Edwarda Hoppera.
Obrazy Edwarda Hoppera – jednego z najbardziej znanych amerykańskich malarzy XX wieku – kojarzą się z zatrzymaniem chwili, z minimalizmem i milczeniem. Jego dzieła prowokują do stawiania pytań, wydobywania z nich skrytych opowieści. – One chcą, by widz je w jakiś sposób uruchamiał – wyjaśniał w swojej książce ,,Hopper wirtualny” dr Filip Lipiński.
Ewa Staroń tworzy swoje imaginarium, odwołujące się do czasów współczesnych, choć znaczące są w spektaklu odniesienia do obrazów Hoppera: Poranne słońce, Dziewczyna przy maszynie do szycia, Ludzie w słońcu. Główne tematy grafik Izy Świerad prezentowanych w czasie przedstawienia to senne pejzaże miasta Wrocław, tajemnicze postaci czy siła natury. Bezsprzecznie narzucają się konotacje z twórczością mistrza.
Obrazy kreowane na scenie przesycone są nostalgią, tęsknotą, przekaz znaczeń stymuluje do refleksji, do konfrontacji kondycji ludzkiej. Skrępowani przez biologię, musimy pozbawiać się iluzji, zakotwiczyć się w tym co mamy na daną chwilę, bo czas – nawet jak buntujemy się przeciwko niemu – płynie dalej niezmiennie. Drogi oporu wobec czasu nie prowadzą do szczęśliwego zakończenia.
Ruchy tancerek sięgają do gestów i działań zaczerpniętych z codziennego życia. A może to zaledwie pretekst do własnych przemyśleń, do bardziej dogłębnej obserwacji. Ważną kreację stworzyła Joanna Potkowska. W czerwonej sukni wytańczyła neurozy współczesnej kobiety. Wrażliwa, poszukująca, a zdawałoby się ledwie obecna opowiedziała nam swoją prawdę.
Nakładanie na codzienne czynności nadmiernych znaczeń, czy to nie jest fałsz, przekłamanie na rzecz sztuki? Czynności powtarzane przez nas codziennie nieraz sprawiają wrażenie, że ciało wykonuje je za nas. Czy codzienność to banał, nuda? Czy twórczyni spektaklu chce nam powiedzieć, że choreografia to forma ruchu wpisana w społeczną rzeczywistość? Powstało już kilka choreografii złożonych z prostych, codziennych gestów, szczególnie w czasie pandemii, gdy tancerze byli zamknięci w mieszkaniach, podobnie jak wszyscy inni.
Dynamika doświadczenia kryzysu wywołanego epidemią COVID powoduje, że odczuwamy smutek, złość, wahania nastroju. Pojawia się cała gama różnych emocji. Odczucia oraz koncepcje odnośnie ludzkiej siły przetrwania, stresu wywołanego kryzysem zdrowotnym nabierają kształtów w tańcu.
Zderzenie postaw, emocjonalnych reakcji tancerek stanowi ciekawe pole psychologicznych obserwacji. Pojawia się w spektaklu totalne zwątpienie, narastający lęk przed pustką, ale także pewne poczucie wspólnotowości, które nastraja bardziej optymistycznie i przynosi chwilowe ukojenie, choćby w zabawnej scenie Ewy Staroń z króliczkami. W folklorze czy w mitologii króliki przedstawiane są jako symbole witalności i nowego życia.
Autorka zaprosiła do współpracy oprócz zespołu i grupy, z którą działa na co dzień trzy niezależne tancerki: Maję Barańską, Dominikę Jaenel, Maję Kubalańcę i artystkę związaną z Teatrem Rozbark w Bytomiu, Julię Lewandowską. W swoich tanecznych solo tworzą one specyficzne, własne kody ruchowe.
Maja Barańska tańczy w stanie błogosławionym, nie trzeba sobie nic wyobrażać, bo realnie spodziewa się dziecka. Artystka poszukuje pomiędzy napięciem a uważnością. Zwraca uwagę na obecną chwilę, bez tez, bez oceniania. Stara się w pełni akceptować zastaną rzeczywistość. Bardzo nieśpiesznie wprowadza własne ciało w wibracje. Pomagają jej w tym niezwykłe dźwięki muzyki Jana Kantego Pawluśkiewicza i piękny głos Joanny Potkowskiej śpiewającej:
Świt będzie jasną chwilą
I zdarzy się nam cud
By czekać aż on zaśnie
By patrzeć jak on rośnie
Maleńki pąk
Maja Kubalańca stwarza aurę tajemnicy i wprowadza oniryczny klimat na scenę. Poszukuje szczerości artystycznego przekazu, budowanego poprzez zdyscyplinowaną spontaniczność.
Julia Lewandowska bawi się rozmaitymi cytatami, podporządkowane są one zasadniczym kwestiom, takim jak: dokonywanie wyborów, poszukiwanie idealnego świata. Śpiewa z uniesieniem „Imagine” Johna Lenonna. Tekst piosenki zachęca słuchaczy do wyobrażenia sobie świata pokoju, bez materializmu i granic dzielących narody. Artystka buduje relacje między ciałem, głosem, muzyką.
Ekspresja mimiczna w solo Dominiki Jaenel jest wypracowana i tworzy swoistą choreografię silnie skupioną na twarzy. Tancerka chce wykorzystać potencjał choreograficzny twarzy i robi to w sposób mistrzowski. Dominika koncentruje się na naturalnych impulsach wynikających z ciała, balansuje pomiędzy równowagą a upadkiem.
Nieodłącznym elementem spektaklu jest muzyka. Ewa Staroń i Kamil Grabowski, układając oprawę muzyczną, sięgnęli po bardzo różne utwory, od Astora Piazzolli po Kurta Weilla. Kamilowi udało się błyskawicznie budować nastroje, zmieniać miejsca, porywać, utrzymać tempo. Muzyczne atuty to percepcja wysokości dźwięków, melodii i harmonii dźwięków, współbrzmienia, skupiania uwagi i antycypacji. Brawa dla wybitnego pianisty.
Ewa Staroń udowadnia, że ma zmysł do konstruowania wymownych scenicznych obrazów i wrażliwość na społeczne konteksty ciała.
Hybrydyczność określonych artystycznych środków jest z precyzją wykorzystana w spektaklu. Powstał ważny, poetycki, egzystencjalny spektakl.