Po ostatnich decyzjach w warszawskim ratuszu powstaje pytanie: czy władze stolicy chcą nas przekonać, że zarządzanie kulturą, tak jak "dobry teatr", powinno opierać się na trzymającym w napięciu dramacie? - pisze Agata Diduszko-Zyglewska w portalu dwutygodnik.com.
Warszawski ratusz utrzymuje z pieniędzy podatników dziewiętnaście miejskich teatrów. Zdecydowana większość z nich to tzw. teatry środka, czyli takie, które proponują repertuar "bezpieczny". Jest w mieście tylko kilka scen, których dyrektorzy na co dzień podejmują ryzyko artystyczne - szukają nowych sposobów ekspresji, podejmują niewygodne tematy, pozwalają artystom pracować dłużej i głębiej niż gdzie indziej - oczywiście kosztem zmniejszonych zysków i mniejszej publiczności. Jednak to właśnie te sceny są wizytówką Warszawy na świecie (potwierdzają to liczne międzynarodowe nagrody), i to one sprowadzają do miasta najważniejszych twórców teatru europejskiego. Przyjrzyjmy się ich sytuacji. Nowy Teatr Krzysztofa Warlikowskiego od kilku lat nie może się doczekać obiecanej nowej siedziby - z projektu niezwykle nowoczesnego centrum kultury pozostała rozpoczynająca się właśnie adaptacja starej zajezdni MPO; żeby grać, musi więc za każdym