„(nie)ukształtowana” Natalii Podymy z AST we Wrocławiu na VII Festiwalu Małych Prapremier w Wałbrzychu. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Wśród prezentacji tegorocznego Festiwalu Małych Prapremier w Teatrze Lalki i Aktora w Wałbrzychu pojawiła się etiuda, która — mimo swojego niewielkiego rozmiaru — zostawiła wyraźny ślad w teatralnej świadomości widzów. Mowa o monodramie „(nie)ukształtowana” w wykonaniu Natalii Podymy, studentki wrocławskiej filii Akademii Sztuk Teatralnych. To nie tylko osobisty projekt aktorki, ale także sugestywny i dojrzały głos artystyczny, którym debiutantka udowodniła, że zna język teatru i potrafi się nim posługiwać z wyczuciem i odwagą.
Spektakl — podobnie jak rzeźbiarska materia, z którą pracowała Camille Claudel — jest surowy, chropowaty i nieoszlifowany w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu: nie maskuje emocji, lecz odsłania je wprost. Natalia Podyma nie traktuje swojej bohaterki jako pomnikowej ikony kobiecego geniuszu, lecz jako postać dramatyczną — rozdartą, udręczoną, nieustannie zmagającą się z otaczającym światem. W rzeczywistości, która przez dekady sprowadzała Claudel do roli muzy Rodina, aktorka przywraca jej należne miejsce jako artystce i kobiecie. Jej głos — pełen niezgody, pasji i bólu — nie wybrzmiewa wprost, lecz pulsuje pod powierzchnią spektaklu, niczym napięcie ukryte w niedopowiedzianym geście.
Nie sposób nie zauważyć, że etiuda została starannie przemyślana i konsekwentnie zrealizowana — aktorka odpowiada tu nie tylko za wykonanie, ale również za dramaturgię, scenografię i reżyserię. Ten rodzaj autorskiej wypowiedzi zasługuje na szczególne uznanie, zwłaszcza w kontekście edukacyjnych ram produkcji. Co więcej, twórczyni nie ogranicza się do emocjonalnego portretu Claudel, lecz konstruuje przestrzeń symboliczną — zbudowaną z gipsu, dźwięku i światła — która sama staje się przedłużeniem rzeźbiarskiego języka.
Podyma, niczym Camille, uparcie pracuje z formami gipsowymi i potrafi przekuć je w pełnoprawne środki wyrazu. Gipsowa suknia, współtworzona z Paulą Warczak, staje się tu znakiem kobiecego ciężaru — narzuconej tożsamości, formy, którą trzeba unieść albo odłupać, by wyłonić prawdę. Dźwięk Karoliny Kułagi oraz światło Mariji Bakumenko budują z kolei warstwę emocjonalną, która nadaje monodramowi rytm i głębię — spektakl nie „mówi o” Camille, ale pozwala ją „odczuć”.
Co ciekawe, przedstawienie Podymy wpisuje się w szerszy, rosnący teatr pamięci o Camille Claudel — artystce tragicznej, lecz niepokornej. W 2023 roku widzieliśmy premierę „Posągowej” w wykonaniu Agnieszki Judyckiej, według tekstu Grzegorza Górnego, który z kolei stawiał pytania o granicę geniuszu i szaleństwa. Claudel pojawiła się też wcześniej w spektaklu „Ofelie” Wiktora Rubina jako symbol kobiecej melancholii i społecznego wykluczenia.
Na tle tych produkcji „(nie)ukształtowana” wyróżnia się formą kameralną, intymną, lecz zarazem bardzo cielesną — silnie związaną z materią i procesem tworzenia. Podyma nie oddaje hołdu Camille przez nostalgiczny patos czy psychologiczną wiwisekcję. Jej spektakl to raczej współczesna reinterpretacja rzeźbiarskiego gestu — próba zbudowania siebie wbrew ograniczeniom, tak jak Claudel budowała z kamienia swój świat.
W finale najbardziej poruszający nie jest krzyk rozpaczy, lecz właśnie cisza — to moment, w którym Camille, a może już Natalia, wreszcie mówi własnym głosem. Głosem kobiety, artystki, studentki, która postanowiła ukształtować nie tylko spektakl, ale także siebie.
Natalia Podyma pokazała na festiwalu w Wałbrzychu monodram pełen artystycznej samoświadomości, teatralnej wyobraźni i szczerości. „(nie)ukształtowana” to przykład młodego teatru, który nie tylko operuje spójnym i przemyślanym językiem wizualnym, ale także mówi — odważnie, czule, mądrze. Przypomina, że Camille Claudel nie była jedynie „kobietą Rodina”, ale twórczynią z własnym głosem. Dziś, dzięki takim spektaklom, ten głos może znów wybrzmieć.