„Germinal" Emila Zoli w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Rafał Turowski na swojej stronie.
Nie aż tak bardzo wiele wspólnego ma spektakl z powieścią Zoli, ale też nikt się nie spodziewał, że mieć będzie. Górnicy u Zoli wydobywają - jak to górnicy - węgiel, bohaterowie Garbaczewskiego też wydobywają, coś jednak zgoła innego. I można byłoby na pierwszy rzut oka pomyśleć, że mamy oto bezwzględną krytykę kapitalizmu (co jednak w kraju bądź co bądź kapitalistycznym jest nieco naiwne), ale – to jedynie pewna maska, Zola zaś jest tylko pretekstem, do postawienia - powiedzmy - zdecydowanie pozaekonomicznych diagnoz. Nie zdradzę wielkiej tajemnicy - rzecz jest o emocjach, które – jak powiedział w wywiadzie reżyser – są „węglem współczesności”. Jaka jest zatem dziś cena ich wydobycia?
Jest w tym spektaklu kilka znakomitych scen, a najbardziej mi się podobała reakcja właścicieli kopalni na strajk, było w tym coś niesłychanie obyczajowego, niektóre były całkiem zabawne, choć komedią Germinal nazwać niepodobna. Poza tym – jak to u Krzysztofa Garbaczewskiego bywa – mamy ekrany, projekcje, mnóstwo multimedialnego „dziejstwa” i niepodrabialną scenografia Aleksandry Wasilkowskiej, bardzo starannie przemyślanie i wykonane kostiumy (te „teletubisiowe” i te arystokratyczne), oraz last-but-not-least zespół Śląskiego oraz gościnnie tu grającego Stefana Pawła Smagałę - w znakomitej dyspozycji.
Germinal wydał mi się spektaklem komunikatywnym, zagrano go w aż trzech językach (PL, ŚL, UKR), co zresztą nie zawsze się tłumaczyło, trochę jednak męczyła deformacja absolutnie wszystkiego – od Zoli, przez bohaterów po muzykę, no ale cóż, właśnie taki świat artysta stworzył i albo się to "kupuje", albo - nie. Bez wątpienia jednak skrócenie całości o jakieś dwa kwadranse dodałoby temu przedstawieniu zdecydowanie więcej rumieńców.